To byl odległy termin, mówiłam sobie, że jeszcze długo długo do wyjazdu i nagle jest . Już jutro mąż wylatuje do Nowego Yorku... Dziś gorączka pakowania, szykowania i tego typu spraw..
Denerwuje się, aby szczęśliwie doleciał, to 9 godzin, wiem że rzadko zdarzają się katastrofy lotnicze, ale się boje... Tak po prostu, zwyczajnie...
Rzadko się rozstajemy. Najdłużej na 5 dni, 1 raz w roku gdy mąż jeździ na snowboard z kolegą.. teraz będą 2 tygodnie... Pewnie długie i pełne tęsknoty, już łezka się kręci, ale leci, tak zdecydował, jest tam potrzebny, ma tam bliska rodzinę, i taka szansa może się więcej już nigdy nie powtórzyć. To jednak szmat drogi...
Zostajemy z teściową takie 2 sierotki, tato jest tam już 4 tygodnie, wraca za kolejne 6... Ale poradzimy sobie ;) musimy ;)
Oby ten czas szybko minął... Będę tęsknić okrutnie...
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 9 z 9.
Dziewczyny dziękuję. Teraz jestem w stanie najwyższych nerwów. Jest 3 mąż powinien wylądować o 1.30 w Nowym Yorku, niestety są tam tragiczne warunki pogodowe, śnieżyce, wichry, od cioci ze Stanów wiem że leci do Chicago (15 godzin autem od NY) i już od zmysłów odchodzę. Tam będzie nocował w hotelu gdzieś i niewiadomo czy jutro czy pojutrze poleci do NY. Lotnisko NY zamknięty. Czekam tylko aż napiszę że jest na ziemi...
Dzięki Karolinka. Bardzo! Ostatni raz miałam z nim kontakt o 5.30. zadzwonił z samolotu, w Chicago, że jest takie zamieszanie i sajgon, że jego samolot jest 17 w kolejce do wpuszczenia na lotnisko w Chicago żeby wysiedli. Nie było wiadomo co będzie, u nas 5 rano u niego 12 w nocy i nie wiem do teraz, bo już się nie odezwał, czy wysiadł. Samolotu, czy dali jeść pić, hotel, kiedy leci do Nowego Yorku. No niewątpliwie ma przygodę życia... ;) Ja właśnie się zdrzemnelam. Jakie kolwiek informacje ze Stanów niestety otrzymuje mama męża, bo to rodzina teścia, i dopiero teściowa mnie informuje, więc cierpliwie muszę czekać. Ale mam nadzieję, że on tam lepiej sobie radzi niż ja... :)
Ojej .. i jak maż? Doleciał szczęsliwie bo nie było żadnej informacji o jakiś problemach z samo;lotem. Zawsze wszedzie otym mówią - TV, inyternet... Ja pamietam przed laty jak płynełam promem do UK mowilam rodzicom, ze jesli nie usłysza o katastrofie znaczy szczesliwie dopłynełam. Były to lata 90te i telefony nie był tak powszechne.
Wyobraźcie sobie że mój mąż dojechał dopiero wczoraj o 11 rano... To normalnie niewiarygodne. W piatek o godzinie 5.30 doleciał do Chicago. Przez 3 godzin nie wypuszczali ich z samolotu potem jak ich wypuścili to 4 godzin siedzieli na lotnisku bo nie wiadomo było co z nimi będzie. Po 7 godzinach od wylądowania dali im hotel jakiś na kilka godzin i okazało się że około godziny 22 będą lecieć do Nowego Yorku. Mąż pojechał do hotelu busem, zdrzemnął się, i wrócił na lotnisko. Przeszedł odprawę z innymi 1000 Osób i się zaczęło znow. Bezpiecznie wylądowali w Nowym Yorku o godzinie . I od tej godziny siedzieli w samolocie 4 godziny bo nie było wolnego rękawa żeby ludzie przeszli z samolotu na lotnisko. Zamieszanie, zamęt, nic nie było wiadomo. Po 4 godzinach ich wypuścili na lotnisko, i kolejne 4 godziny czekali wszyscy na bagaże, z którymi nie wiadomo było co się stało. Wkoncu około godziny 9 rano wczoraj dostałbagaż i jeszcze 40 km pojechał do rodziny. Dizeki Bogu. Myśleliśmy że to się nie skończył mąż był tak wykończony że kiedy już miałam z nim kontakt to nawet nie chciał gadać... Od czwartku południa do soboty rano latał czekał i latał ;) ale już na ziemi ufff
Masakra, a jaki u nas byl kiedys skandal bo pociąg gdzieś utknąl z powodu pogody, w Amerycue wszystko większe- awarie też ;)