Nie pisałam tutaj ponad miesiąc. Za dużo się dzieje. Za szybko czas mi ucieka... No cóz. Czuję się znakomicie. Mam takiego powera, że mnie roznosi. Nadal pracuję, czuję się świetnie, a moja Julka kopie ile ma tylko sił w nogach. Pokoik dla nas przygotowany. Łóżeczko kupione, wózek także. Miałam mieć wózek po synku siostry, ale moi chrzestni złożyli się i kupili mi nowiutki, śliczniutki tylko na wyłączność mojej córeczki;) Ostatnio byłam u ginekologa i wszystkie badania mam ok. Jestem uśmiechnięta radosna, chyba mama, która mi się w nocy przyśniła tak miło i radośnie, że od niej się zaraziłam. Oczywiście 1,2 listopad to był dla mnie koszmar. Stojąc nad mamy grobem, z brzuszkiem, w którym noszę moją córcię. Niesamowite że kiedy byłyśmy na cmentarzu Jula niesamowicie się uaktywniła:) Jakby czuła moje łzy i smutek w sercu. Jakby dodawała mi otuchy... Niesamowita istotka!