Troszkę mnie tu nie było, ale w nocy z niedzieli na poniedziałek z 6 na 7 marca przed godzina 2 dostalam skurczy. Malo bolesnych jednak co 5 minut! Z każdym skurczem myślałam sobie, że minie, nie dopuszczałam myśli, że to już, mowiłam sobie "jeszcze jeden skurcz i budzę Łukasza i dzwonimy po pogotowie" i tak przez jakieś 2 godziny... W końcu stwierdziłam, że nie ma na co czekać, obudziłam Łukasza mówiąc mu, żeby przyniósł torbę, bo muszę się spakować. On wstał, poszedł do kuchni, napił się i wrócił do łóżka :p po czym mówię mu, że ma przynieść tą torbę,że ja nie żartuję,że muszę się szybko spakować. Na co on "Ty rodzisz?" to ja mu odpowiadam, że nie, że budzę go w środku nocy bo chcę się przejść :p a on zdziwony "czekaj, czekaj muszę się obudzić". No nie dortarło do niego. No więc w końcu spakowaliśmy mnie pospiesznie i zadzwoniłam po pogotowie. Tak więc w szpitalu położono mnie na porodówkę, okazało się, że rozwarcie na 1cm. Skurcze były, ale nie nasilały się, wręcz przeciwnie - zaczęły słabnąć. Nad ranem wzięto mnie na USG, na ktorym okazało się, że dzidzia ma około 3170 ! A to było wtedy dokładnie 34 tygodnie i 5 dni. Wszystko ustało. Na drugi dzień miałam kolejne USG, ale takie tylko pokazowe dla studentów. Pani doktor powiedziała, że tu płeć się tak prezentuje, że nie ma mowy o pomyłce i że mogę malować ściany na niebiesko :) W ten sam dzień, wtorek 8 marca przeniesiono mnie na oddział patologii ciąży. W środę ordynator tego oddziału na wizycie porannej zapytał jak się czuję. Ja odpowiedziałam, że dobrze, bo faktycznie nic mi nie było, więc stwierdził, że zbada mnie i jak szyjka będzie trzymać to puści mnie do domu. Ale na badanie musiałam poczekać do południa. Do tego czasu zaczęło mnie trochę pobolewać. Podczas badania lekarz stwierdził, że szyjka trochę skrócona (o dziwo zamknięta :P ), ale trzyma. Ale niestety macica napięta i skurcze. Więc zostałam. Dostałam leki. No i niestety skurcze były, choć nieregularne. I tak dziś niespodziewanie lekarz po wizycie poprosił mnie do badania, po czym stwierdził, że macica jest napięta, ale jako, że blisko mieszkam mogę przeleżeć w domu i wypisze mnie. A nie zapowiadało się na to. Jejku jaka radość! Tak więc dziś wyszłam. Po szpitalu poszłam na usg do swojego lekarza. Okazało się, że dzidziuś bardzo duży, waży około 3860! Wiadomo, trzeba wziąć pod uwagę możliwość dopuszczanego błędu, ale i tak jest już bardzo duży i generalnie wszystko jest tak jakby ciąża była donoszona. W szpitalu też mi powiedzieli, że macica jest jak w ciąży donoszonej. Lekarz powiedział, że już spokojnie mogę rodzić i nie ma sensu w razie czego powstrzymywać akcji porodowej. Tak więc jutro mamy pełne 36 tygodni i czekamy :) Ale ja i tak coś czuję, że donoszę do okolic "normalnego terminu". Zobaczymy jak to będzie. Ale bardzo się cieszę, że jestem już w tym bezpiecznym czasie, że nie muszę sie martwić. Czekamy skarbie na Ciebie ;*
Komentarze
(2011-03-15 22:33)
zgłoś nadużycie
(2011-03-15 23:17)
zgłoś nadużycie