Dzień przed, 10 kwietnia pojechaliśmy po kołyskę. Śmialiśmy się, że teraz jak już kołyska jest to pewnie mały się urodzi,że on może na to czekał. Ja wieczorem jakbym coś podświadomie czuła, posprawdzałam szafkę maluszka, torby do szpitala i do torby małego wrzuciłam łapki niedrapki i mówię "Tomuś mama wrzuca ostatnią rzecz do torby, możesz się już w końcu rodzić" . Poszłam spać, nad ranem budzę się i czuję jak coś ze mnie wypływa.Wołam "Łukasz wstawaj wody mi odeszły" . To była godzina 4.45. Wyskoczyłam z łóżka, Łukasz za mną, ja chodzę po mieszkaniu, Łukasz za mną z mopem :) NIe wiedziałam co mam ze sobą zrobić.Dzwonic po karetke czy najpierw się myć? Kurcze bylam w szoku.Chyba w koncu do mnie dotarlo bo mowie do Łukasza "boje sie"... W koncu najpierw zadzwonilam potem szybciutko sie umylam. W szpitalu wiadomo biurokracja. Skurczy brak, rozwarcie na 2cm. Na Usg lekarka 2 razy mierzyła malego bo jak powiedziala - skali brakuje :) Poszla do poloznych powiedziec ze dzidzius ma ponad 4 kg. Ale one stwierdzily ze jak moje dzieci wazyly 3810 a drugi 3500 to dam rade. Zrobiono mi lewatywe. Po czym byl obchod lekarski, pan doktor powiedzial tylko "pięknie, bierzemy ją" . Tak wiec podlaczono mnie do kroplowki. To byla godzina 8.50. Po jakims czasie,okolo godziny 9.30 przyszly skurcze, ale nic strasznego. Co chwile mnie badano. Dosc dlugo bylo 4cm. Bylam zalamana, ze nic do przodu nie idzie. Ale potem jak juz poszlo to nie wiem kiedy... o godzinie 11.30 polozna mowi ze jest 6cm i juz ladnie zeszlo, bo ponoc bylo wszystko wysoko i nie chcialo schodzic. Po chwili mowi ze jest pelne 6cm. Za chwile 7cm. Po chwili mowi "jeszcze 2,3 skurcze i rodzimy". Jak ja sie balam... Ale trafilam na cudowna polozna. Pocieszla mnie, mowila "Już za chwile wszyscy bedziemy zajmowac sie Tomusiem" . No wiec po tych 2 czy 3 skurczach, nie wiem dokladnie, polozna mowi "jak teraz skonczy sie skurcz to szybciutko Żaklinka na fotel". Tak tez sie stalo. Na fotelu od razu zlapal mnie skurcz, polozna mowi ze na tym skurczu jeszcze mam oddychac. Na nastepnym moglam juz przec. I parlam. Ale potem skurcze jakby oslably. Lekarz i druga polozna (ktora jeszcze chyba sie przyuczala) glaskali mnie po brzuchu,polozna sie smiala, ze to ze stresu. Na nastepnych skurczach pre ale ciezko jest, ta mlodsza polozna po jakims czasie mowi "widac juz czarna czuprynke" , za chwile "mamy juz pol glowki" za chwile "glowka juz jest" patrze miedzy nogi a tam faktycznie czarna czuprynka :) Dalej pre ale dalej ciezko jest wypchac to moje szczescie. Ale poszlo jakos i w samo poludnie polozono mi moje szczescie na brzuchu. Cudowne uczucie... Tak sie tulilismy do skonczenia szycia mnie ( nie nacinalio mnie ale leciutko peklam, 1 szew wewnatrz i 2 na zewnatrz). Tomusia zabrali do wazenia, mierzenia itd. Polozna przyszla z wielkimi oczami i mowi do mnie "4280 i 62cm" :) Jak juz mnie obmyli, zdezynfekowali i polozona zostalam na lozko, przyniesli mi Tomusia do karmienia. Kochanie moje sie przyssalo i ssie, ssie, ssie... Polozna przyniosla mi obiad, zabrala malego, ale nie dane mi bylo obiad skonczyc - Tomus taki glodny byl :) Tak wiec potulilismy sie jeszcze troche po czym Tomka zabrano na oddzial i mnie tez przewieziono na oddzial na sale. Kilka godzin moglam odpoczac, po czym polozna Tomeczka przywiozla ze slowami "Gruby wykapany. Da sobie pani z nim rade?Bo on klocek jest, umie pani przystawiac do piersi?". No tak, duze to moje szczescie... :) Jestem zakochana ;)
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 5 z 5.
Gratuluję raz jeszcze:)
Oj masz kochana co nosić:)
pozdrawiam
hehe mój ważył 4440g, w szpitalu jak wieźli wózki z dziećmi, to mówiłam, ze "ten duży to mój", z daleka go rozpoznawałam, bo inne dzieci to trzeba było szukać w beciku ;)
ale takim wiekszym bobasem łatwiej się zajmować, bo wg mnie nie wydaje się taki kruchy :)