
Młody śpi w swoim pokoiku, w swoim łóżeczku odkąd skończył 3 miesiące. Nigdy nie było z tym problemów, zawsze spokojnie zasypiał. Od kilku dni zaczął marudzić wieczorem i w nocy przy odkładaniu do łóżeczka, ale po 2-3 razach się w końcu zasypiał. Od 2 nocy jest z tym jednak straszny problem. Przedwczoraj po 7 próbie położenia go w łóżeczku poddałam sie i całą noc spał z nami. Wczoraj walczyłam półtorej godziny. Najpierw zostawiłam go z myślą, żeby się wypłakał, ale on dostaje strasznej histerii, wstaje na nóżki i wyje do księżyca, jak tylko zniknę mu z oczu. Więc usiadłam na podłodze, trochę popłakał, porzucał się, pogadał do siebie i w końcu padł. W nocy budził się kilka razy, raz kładłam bez problemu, a raz musiałam siedzieć aż zaśnie znowu.
Z czym to może być związane? Zęby? Lęk separacyjny? Czy Wasze dzieciaki też coś takiego przechodziły? Jak długo to trwało? Jak sobie poradziłyście? Nie chcę się poddać i brać go do nas do łóżka, chcę żeby dalej spał u siebie. Ale nie wyobrażam sobie za każdym razem siedzieć z nim godzinę aż zaśnie :/ HELP.
Dodam jeszcze, że przy usypianiu MUSZĘ to być ja, ostatnio do wszystkiego muszę być ja, tata zupełnie mu nie wystarcza i histeryzuje.
Odpowiedzi




