U nas też jest problem z wchodzeniem na meble/stoły,mały wchodzi gdy jestem w kuchni,ale gdy tylko pojawię się w drzwiach salonu szybko schodzi czyli chyba kuma,że nie wolno chociaż próbuje i tak postawić na swoim.Czasami schodząc ze stołu piszczeniem wyraża swój sprzeciw,ale ja nie zwracam na to uwagi,a i on za sekundę przestaje bo wie,że nic tym nie wskóra.
Co do tego uciekania na ulicy to chyba zmieniłabym pasy w wózku,żeby nie umiał odpiąć :) albo zawiązałabym tak żeby się nie wyśliznął :)
Nasze dzieci są jeszcze za małe na kary typu zakaz bajek itp. jak na razie konsekwencja i tłumaczenie nam pozostaje.Na mojego działa brak reakcji z mojej strony,on wyje ze złości o coś,ja udaję,że nie widzę/nie słyszę i młody się uspokaja i zajmuje czymś innym,natomiast z Marcinem robi co chce,wyje przed nim pół godziny a ten go próbuje udobruchać co powoduje,że młody nakręca się jeszcze bardziej.
Moja metoda na złe zachowanie? odbieram (coś co wziął a czego mu nie wolno) ściągam (np.z mebli) wyciągam (np. ze szafy) klękam przed nim,żeby dobrze mnie widział,stanowczo mówię,że nie wolno (z krótkim tłumaczeniem dlaczego),grożę palcem i
odchodzę.Czasami nie zdążę się podnieść,a on już się tuli jakby przepraszał,ale często bywa tak,że się śmieje i wraca do tego co mu przerwałam,więc ja od nowa i tak w kółko aż mu się znudzi.
Ja wiem,że pracujesz i masz mniej czasu na takie "zabawy" ale może spróbuj.Ważne,żeby to całym "rytuale" wyjść,żeby młody nie miał publiczności.Mój Marcin nie wychodzi tylko stoi i patrzy na niego,a on zaczyna wyć,wyginać się itp.Powiedzieć,pogrozić i wyjść dając chwilę na przemyślenie swojego zachowania.
Gorzej jest jak jesteśmy poza domem,np. w sklepie.Młody tak się nauczył ( lub ja go nauczyłam) że podjeżdżając do kasy dostaje coś do jedzenia ( raz tak zrobiłam,dałam mu słodką bułkę przy kasie i od tego momentu już wychciewa zawsze) nie umiem tego zmienić,bo jak mu nie dam to piszczy na cały sklep,a mi wstyd dlatego ulegam (.Nie wyciągam go z wózka gdy idziemy na zakupy czy coś załatwić,bo wiem,że zawsze będzie chciał,a on za rączkę nie chodzi,więc niestety musi siedzieć w wózku.Wiem,że jak raz poczuje "wolność" na ulicy to będę mieć przechlapane,dlatego "wolny" jest tylko w parku czy na placu zabaw :)
Wiem,że lekko nie jest,ale tylko konsekwencją można odnieść sukces.
Zdarzyło mi się raz trzepnąć go w rękę,bo wylał mi całą zupę,na siebie,na mnie,na fotelik,ale żałuję tego i mam nadzieję,że więcej się to nie powtórzy.
Mam już doświadczenie ze starszym synem,zresztą wiesz.
Fakt klaps przynosi skutek,ale chwilowy.
Mały musi wiedzieć,że to Ty rządzisz,a nie on,ale klapsami go tego nie nauczysz,wiem to.
Powodzenia Ci życzę,sobie zresztą też :) bo wychowywanie dzieci to bardzo ciężka praca.
Wiem Kasiu, że klapsy nic nie dadzą na dłużą metę, a już na pewno jak będzie starszy to będzie miał gdzieś moje klapsy. Wiem, że konsekwentnie już teraz powinnam go uczyć dobrych zachowań bo później to wejdzie mi na głowę... Problem w tym, że jestem tylko czlowiekiem i tak jak napisałaś, pracuję w pełnym wymiarze, bywam zmęczona i sfrustrowana, do tego caly dom na głowie bo męża nigdy nie ma i średnio się poczuwa do wychowania syna. Kacper często jest u dziadków kiedy jestem w pracy i tam dosłownie całują go w stopy i spełniają każde jego życzenie. Ostatnio dziadek uczył go boksu i pozwalał mu się lać po twarzy. W domu jak oberwałam w nos z zaskoczenia od wlasnego dziecka to w szoku byłam. Także nie jest mi łatwo zapanować nad emocjami, kiedy ktoś nieustannie psuje mi robotę z tym wychowaniem. Zwłaszcza, że wiem, że jak moje dziecko chce to potrafi być mega grzeczne. Np. jak idziemy po nową zabawkę to idzie pięknie nawet 2 kilometry za rączkę, nie wyrywa się i wszystko jest super bo wie, że dostanie prezent.. Ale przecież nie o to chodzi! Także młody doskonale wie o co biega.. Masakra z tym wychowaniem :(
No właśnie takie realia,mama nie może być z dzieckiem w domu i poświęcić się wychowaniu :( w wychowanie wtrącają się dziadkowie,no bo wiadomo skoro mały jest u nich to również go wychowują.