No to sobie napisałam i się wyładowłam;)
Decyzje o dziecku podjelismy razem. Po narodzinach naszej pociechy wszystko sie zmienilo, nie mowie ze moj facet jest zly bo nie pije, zawsze wieczory spedza z rodzina i wiem ze kocha swojego synka bardzo....ale
No wlasnie ale ... odkad przestalam pracowac on uwaza ze skoro placi rachunki to ja powinnam sprzatac, gotoawc, wstawac w nocy do dziecko i oczywiscie 24h ja sie nim zajmuje. yyy co tam jeszcze a prasowanie, pranie, spacerki z maluszkiem, zakupy.itd On natomiast jak nie pracuje to spi do 12:00 a potem musi gdzies jechac na kawke a z dzieckiem jak zostanie to nie dluzej niz na godz. Czy ja dluzo wymagam?, czy to prawda ze skoro ma sie juz dziecko to kobiety obowiazkiem jest dom i wychowywanie dziecka? Nie zrozumcie mnie zle kocham mojego synka i naprawde sprawia mi duza radosc zabawa z nim i opieka nad nim, ale czasami nie daje juz rady boje sie ze moja cudowna rodzinka zaczyna sie rozpadac:( czy na poczatku czesto tak jest ze nie mozna sie dogadac? jak to wyglada u was?. I tak apropo to rozmawiam z partnerem caly czas o mojich uczuciach i tyle ile trafi do jego glowy to w przeciagu 2 tygodni wyleci i znow to samo.
Odpowiedzi
No to sobie napisałam i się wyładowłam;)
mam nadzieję że po urodzeniu drugiego dziecka to się zmieni. dodam że w irlandii nie mam nikogo komu mogłabym podrzucić dzieciaki, mam na myśli jakąś babcię albo ciocię. mogę liczyć tylko na męża i jeśli nie on to ja jestem uwiązana.
Nie wiem co mogłabym Ci doradzić, ja mam podobnie, że czasem jeśli coś mu tłumaczę to pamięta o tym zaledwie kilka dni...jedyne chyba co można zrobić to rozmawiać, rozmawiać i rozmawiać.
Moja znajoma kiedyś żeby nauczyć męża jak to jest zajmować się dzieckiem wyszła na cały dzień z domu i facet sobie jakoś poradził, a przynajmniej zobaczył jak to jest:)
Dziś prowadzę faktycznie firmę, co prawda to dopiero początki, więc zarobki małe a wydatki firmowe spore. Dodatkowo zaczęłam studia podyplomowe, więc co drugi weekend mnie nie ma w domu. Dla naszych obowiazków domowych nie zmieniło to wiele, no oprócz czasu, kiedy mnie nie ma w weekend, bo mąż się wtedy musi zając synem (nakarmić, spacerek, pobawić się). Jak wracam, to w domu masakra, jakby tornado przeszło. więc zamiast chwilę odpocząć, poprzytulać syna, to ja się za porządki muszę zabrać. A maż wtedy, że on jest zmęczony, więc może sie położy na chwilę.
Nadal to ja na co dzień, mimo opieki nad dzieckiem dniem i nocą (pobudki) i prowadzeniem własnej firmy i studiów, zajmuję się zakupami, sprzątaniem, gotowaniem, praniem. I jeszcze codziennie co najmniej godzinę jestem na spacerze z Antosiem. Czasem sie zastanawiam, skąd ja na to biorę czas i siły!
Faceci w tym przypadku są beztroscy jak widzę. Ale chyba same im na to pozwalamy! Ja widzę, że to w wyniku moich błedów, tego, że nie oddałam w porę obowiazków, że się nie zbuntowałam, teraz sama ponoszę tego koszty. Czasem tylko nie wytrzymam i wtedy awantura gotowa.