2011-07-03 17:04
|
Rozczarowalo, nie rozczarowalo... Napiszcie cos wiecej.. To akurat bardzo ciekawy temat.. Tyle sie teraz trabi o tym wszedzie, byle gwiazdki pisza ksiazki o macierzynstwie.. a jak to jest u nas na 40tygodni? :)
TAGI
Brak tagów, bądź pierwsza!
Odpowiedzi
Tak więc uzupełniamy się nawzajem i wbrew temu wszystkiemu o czym opowiadały mi 'doświadczone mamuśki', że z mężem to już nie będzie to to samo uczucie co przed porodem, że poród to piekło a przez pierwszy rok będę ciągle niewyspana i będę tylko patrzeć, żeby ktoś zajął się moim dzieckiem jestem bardzo pozytywnie zaskoczona macierzyństwem. Mała nie spędziła jeszcze w życiu nawet minuty beze mnnie bądź męża - nie zostawiamy Jej z nikim z rodziny ani znajomych (wiem, że może to chore:P)Tutaj tkwi też mały minus, bo odkąd Julia jest z nami nie wyszliśmy z mężem nigdzie tak jak dawniej tylko we dwoje, zero kina, imprez, balów, jedyne co to zdarza się jakaś kolacja przy świecach [w domu]. Faktem jest też, że Julce zdarzy się gorszy dzień - a może nawet nie Jej tylko mi, a Jej się to udziela?- i bywa, że proszę męża, żeby Ją wziął, bo nie mam już sił i "zdrowia do Niej":] [np. po 5-6 godzinach zabawy usypiana tak jak zawsze Ona nadal nie zaśnie]
Jednak gdy urodziłam Julię, już w pierwszych tygodniach stwierdziłam, że urodzenie dziecka i miłość, jaką Ją darzę to póki co mój największy sukces i naprawdę współczuję kobietom, które tego pragną a nie mogą...
Jestem szczęśliwą mama,chce wychować szczęśliwe i pełne radości dziecko.Nie zastanawiam się nad tym co mogłam zrobić tylko myślę co jeszcze mogę zrobić,żeby było jak najlepiej.W relacjach miedzy mną, a synkiem są wzloty i upadki, ale czy to macierzyństwo? Przecież takie jest życie,zawsze coś jest dobrze, czasem jest nieco gorzej.To co stało się dalekie temu co pragnęło moje serce po porodzie wraca teraz, ze zdwojona siłą i zapałem mogę to realizować nie czuje się ograniczona,dziecko daje mi sile, ja daje sile dziecku.Czuje,ze żyję,czuje się szczęśliwa, szczęśliwsza niż w czasie kiedy nie było małego człowieka obok, ale i mądrzejsza - tak wiec macierzyństwo? wielkie dziękuję.:)))
Stalo sie dla mnie szkola zycia. Nagle musialam przejac odpowiedzialnosc za swoje czyny, jak rowniez za te mala istotke. Nie bylo juz zmiluj sie. Kazdy czyn mial swoja konsekwencje. Poza tym ta odpowiedzialnosc za druga osobe.
O ile wczesniej, bedac bezdzietna, mozna bylo odwrocic sie w kazdej niekomfortowej sytuacji na piecie i wypiac zdrowo idac w swoim kierunku, o tyle bedac matka tak juz nie mozna bylo w wielu sytuacjach postapic. Na pierwszym miejscu dziecko i jego dobro.
Czyli wraz z macierzynstwem nastapila w moim wykonaniu prawdziwa doroslosc.
A jak sobie wyobrazalam? Nieco bardziej rozowo, przynajmniej przy pierwszym dziecku. Okazalo sie, ze macierzynstwo niewiele ma wspolnego z okladkami czasopism i slodkimi bobaskami, jak rowniez cudownymi mamuskami z reklam.
Byly to nieprzespane noce na sam poczatek, chodzenie z cycami na wierzchu zalewajac sie mlekiem, zycie seksualne stalo sie umawiane na czas i godzine a spontan umarl smiercia naturalna, ale oczywiscie byly tez te cudowne chwile, gdy malenstwo z tym bezgranicznym zaufaniem wlepialo oczka w moja twarz, przytulalo sie do piersi.
Z czasem macierzynstwo nabralo jeszcze innych barw, stresy pierwszych dni zostaly zastapione stresami nastepnych dni, tygodni, miesiecy i lat. Problemy dzieci malych zostaly wyparte przez problemy dzieci starszych. Ja jednak nigdy juz nie powrocilam do tego etapu na jakim bylam przed tym, gdy po raz pierwszy stalam sie matka. Ta zmiana jest nieodwracalne, cos jakby znamie na cale zycie. ;)
Jest tak jak być powinno, czyli czuję się dokładnie na właściwym miejscu, o właściwym czasie. :)
"rozczarowanie- negatywne uczucie zawodu.." - to na na pewno nijak nie kojarzy mi się z macierzyństwem.
Chociaż czasami jest bardzo ciężko to w żadnym wypadku się nie zawiodłam:)
mnie nie tyle macierzyństwo rozczarowało, ile ja się rozczarowałam sama sobą... :/
jak Marcin miał jakieś 10 miesięcy zaczęła mi się wyczerpywać cierpliwość :/ wiem, ze generalnie mam tak, ze jak się nie wyśpię, to chodzę jak podłączona do prądu. a że Marcin dalej nie przesypia nocy, w dodatku ja cierpię na bezsenność (jak się położę wcześniej to i tak nie zasnę), no i zrobił się z niego mega buntownik, no to często mam te 220 volt :/
jeszcze dla kogoś, tak jak ja, kto lubił mieć wszystko pod kontrolą i dużą potrzebę niezależności, macierzyństwo to wyzwanie ;) macierzyństwo uczy mnie tego, że wiele się kontrolować nie da, że na wiele rzeczy nie mam wypływu, ze zdarzają sie sytuacje nieprzewidziane, a to budzi często moją złość. nie lubię tego w sobie. nie lubię siebie za to :(