Mama to rozumie, a od babci slysze:\\\'no skoro dla Ciebie martini wazniejsze od dziecka...!\\\' Także generalnie jestem wyrodną matką. I dobrze mi z tym.
Zapraszam i Ciebie do grona wyrodnych matek karmiących MM. Jest fajnie u nas w piekle:)
Pewnie to cholernie płytkie, ale u mnie troche tak jest. Ciąża była dla mnie 9 miesiącami wyrzeczeń z drobnostek, które są częściami mojej osobowości. W imię zdrowia dziecka - czyli w imię spraw priorytetowych. Urodziłam zdrowego synka, nie ma dla mnie na świecie nic bardziej idealnego niż on, sram szczęściem ...ale ; znowu nie moge zapalic fajki, wypić lampki wina, litrów kawy mrożonej, a przedewszystkim... móc nie jeść cały dzień. Jestem człowiekiem, który wychodzi z przekonania, że warto zjeść tylko to co daje mi 100 % przyjemności z tego aktu,więc potrafię nie jeść całymi dniami, póki nie pojawi się coś co jest warte zjedzenia. Może jestem popierdolona, ale 5 posiłków dziennie do jakich zmuszałam się w ciąży mnie przygnębia, a \\\' moja \\\' dieta \\\' przy karmieniu piersią napewno nie pozwoli mi na wyprodukowanie wartościowego pokarmu. A używając laktatora, ryczałam jak durna i rzucałam kur*wami bo czułam się jak krowa w fabryce z, której hurtowo ściągają mleko. Cała ta hierarchia ; matka i jej mały ssak jakoś pozbawiona jest dla mnie matczynej miłości. Wole pić kawę jedną ręką,a drugą dawać małemu MM, - wiedząc , że się najada. Tylko boli mnie to, że stawiam swoje potrzeby, ponad jego zdrowie. Ale tak bardzo nie chce żeby pierwsze miesiące jego życia kojarzyły mi się z męka towarzysząca mi przy \\\' dawaniu cyca \\\'.