Kobitki moze ktoras z was opisze swoj porod?? Od czego sie zaczelo i jak dlugo trwal.. sucha |
2009-12-17 10:20
|
vote-up

Dobre pytanie

Słabe pytanie

Szczegóły
vote-down

TAGI

czop

  

czopa

  

śluzowego

  

sluzowy

  

sluzowy

  

9

Odpowiedzi

(2009-12-17 12:36:50) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
krysia

termin mialam na 21.11. w sobote 28.11 mialam pojechac do szpitala na zalozenie cewnika foleya zeby przyspieszyc rozwarcie i gotowosc szyjki. pojechalam w sobote do szpitala na 9.00 ze skurczami juz co 7-10 minut.
przyjeli mnie na porodowke i po 2 godzinach pani doktor stwierdzila ze to nie skurcze tylko bole http://static.nasza-klasa.pl/storage/smileys/img/icons/11" title=";/" alt=";/" /> bo sie nie rysuje na ktg... ;/  no i przepisali mnie na patologie. ehhh... nie potrzenie spedzilam tam dobe bo rownie dobrze moglam jechac do domu i tam siedziec. ale luz.. w niedziele rano skurcze malam juz co 6-7 minut a czasem co 5 min. polozna powiedziala ze jak beda co 4, mam dac znac... przyszla pani doktor (inna niz dzien wczesniej) i zdziwiona ze ja jeszcze bez cewnika... ona wiedziala ze mam miec zalozone. no to na fotel i zakladamy, a ja mam skurcze co 3 minuty i wypycham juz ten cewnik, na porodowke pojechalam... zespol na porodowce super. naprawde rewelacja.

nie skomentuje kompetencji lekarki ktora mnie badala w sobote... i na szczescie nie bylo jej przy porodzie.
pochodzilam po korytarzu sobie z mezem... i na porodowa sale... skurcze co 1-1.5 min... i przychodzi polozna i pyta czy mam skurcz... ja na to tak ( ale ciezko bylo z bolu wytrzymac....uhhh...  polozna do lekarza krzyczy ze mnie na stol trzeba bo dziecko przy kazdym skurczu traci tetno... aaaaaa... wystraszylam sie...
zagrozenie wewnatrzmaciczne niedotlenieniem...
i o 14.10 juz po wszystim... uslyszlalam ten dzwiek... poplakalam sie... chlopak... zdrowy...pokazali mi go... duzy... po chwili dali mi go do piersi i moglam go przytulic twarza i ucalowac, on tak patrzyl na mnie... oh cudowne uczucie. ucalowalam go i zabrali na mierzenie... jeszcze mazpod sala go ponosil ... i na mierzenie poszli -
3600g i 56 cm.
a mnie bez wladna zawiezli na sale pooperacyjna. maz byl ciagle ze mna. glaskal mnie po nogach a ja go nieczulam hheehehe
przykryl mnie bo bylo mi mega zimno... kochany moj maz. mlodego przywiezli mi po 2-3 godzinach... na przytulanie choc troche... polezalam z nim ale nie moglam sie ruszyc jeszcze. znowu plakalam...
i tak zostalam mama. polecam bo to naprawde wspaniale uczucie!
(2009-12-17 13:15:54) cytuj

U mnie bedzie co czytac, bo mam 3 porody za soba... ;) Wiec czytajac zycze odrobine cierpliwosci.

 

1. porod...

Bylam 2 dni po terminie (termin mialam na 9. czerwca 2002).

Spalam sobie w najlepsze, gdy ok. godz. 9-ej obudzil mnie bol brzucha. Hm... na pewno jelita... Poczlapalam do toalety, zeby zalatwic, co trzeba, ale... nie dalo sie.

Wiec... taniec brzucha. Pokrecilam troche tylkiem, brzuchem i od razu udalo sie zrobic, co trzeba. Bol brzucha przeszedl a ja poszlam spac...

Za jakis czas znow... bol brzucha. Chyba ze 4 razy chodzilam tak do lazienki, tanczylam ten taniec brzucha, robilam co trzeba i wracalam spac.

W koncu po ktoryms tam razie bol brzucha nie przeszedl.

Ja do meza (ktory sobie w najlepsze spal... wrocil po nocce), ze to chyba juz, i ze lepiej jak pojedziemy do szpitala.

Moj M. ze jest zmeczony i zebym troche z tym poczekala... ;)

Ja, ze nie...

No to pojechalismy do szpitala. W szpitalu bylam o 10.20. Polozna zbadala mnie, a tam 8 cm rozwarcia. Od razu na porodowke. O 10.50 mialam pelne rozwarcie, polozna przebila mi pecherz, bo wody same nie odeszly i o 11.06 trzymalam moja najstarsza corke w ramionach.

 

Moj 2. porod.

Bylam 5 dni po terminie i mialam zaledwie 1 cm rozwarcie. Zadzwonilam do poloznej i dala mi przepis na koktajl poloznych. Mialam na drugi dzien wypic.

Poszlam jeszcze pokupowac odpowiednie skladniki i na drugie dzien tak o 10-ej wypilam sobie ten koktajl.

Potem poszlam jeszcze ze starsza cora do pediatry (bo kaszlala), weszlam po schodach na 6. pietro...

O 14-ej bylam z powrotem. Brzuch zaczal twardniej, ale nie bolal. O 15-ej dalej twardnial, tylko, ze coraz czesciej. Postanowilam pojechac z mezem do szpitala. Mielismy zepsuty samochod, wiec postanowilam, ze podjedziemy tramwajem (no... tak szybko sie nie rodzi przeciez)... Moj maz byl nawet zdania, ze nie ma sie co spieszyc, pojedziemy pol godz. pozniej. Jednak ja czulam, ze trzeba teraz. Niby nic sie nie dzialo specjalnego, ale jednak...

W szpitalu bylismy o 15.30. Podlaczono mnie do ktg. Ladne, regularne skurcze, ktore mnie nic nie bolaly. O 16-ej poczulam jak odchodza mi wody. Buchnely jak wodospad.

Polozna przyszla, zbadala... 3 cm rozwarcie... i kazala isc na usg do pokoju obok.

Wyszlam i ledwo doszlam. Wdrapalam sie na lozko do usg i juz zwijalam sie z bolu. Lekarka do mnie, zebym sie wyprostowala, bo ona musi zrobic usg. Ja do niej, ze nie moga, bo musze zrobic (cos) w ubikacji...

Uslyszala to moja polozna, ktory byla w sali obok... przybiegla i tyle, ze zdarzyla zlapac moja corke na rece. Mala wystrzelila jak z katapulty po jednym skurczu partym. Polozna zlapala ja doslownie w powietrzu...
O 16.20 trzymalam moja srednia corke w ramionach.

 

Moj 3. porod.

Wiec... Na dzien przed terminem bylam jeszcze u swojej pani ginekolog. Mialam 3 cm rozwarcia, skurcze, ale mala byla wysoko glowka. W sumie nie gotowa do porodu.

O 18-ej zaczal mi twardniec brzuch. Pojechalam do szpitala. Tam podlaczono mnie do ktg, ktore wykazalo wprawdzie skurcze, ale nie byly one jeszcze tymi porodowymi.

Zostalam za to podlaczona do kroplowki, bo wg slow poloznej bylam odwodniona, co z kolei pokazywalo sie tym, ze moja niunia miala wysoki puls na ktg.

Lezalam tak pod kroplowka do 23-ej. W miedzyczasie dostawalam rozne olejki (lawendowy, potem z kwiatu pomaranczy) do wachania.

O 23-ej konczyla sie zmiana mojej poloznej i przyszla jeszcze do mnie zobaczyc co i jak, a tu zadnej zmiany.

Zazartowalam do niej, ze biorac pod uwage fakt, ze moje starsze corki mialy date narodzin mniej wiecej zgodna z godzina narodzin (starsza 11-go o 11-ej, srednia 16-go o 16-ej) to nie wiem jak to mialoby byc 26-go czy 27-go.

Na to ona zasmiala sie i powiedziala: Skoro tak, to malutka ma sie urodzic o 00:27...
I to samo zartem powiedziala do nastepnej poloznej, ze mala ma sie o tej godzinie urodzic. I poszla do domu.

O 23.45 zaczelam miec bolesne skurcze. Mozna bylo wytrzymac, ale juz bolalo... Powiedzialam o tym poloznej i powiedzialam, ze chetnie pojde pochodzic, np. do mojego pokoju (jeszcze tam nie bylam, bo caly czas trzymali mnie na porodowce).

Ona sie zgodzila, ale kazala przyjsc gdy tylko zaczna miec bole parte.

Ledwo doszlam do pokoju zgielo mnie z bolu. Musialam przykucnac, bo nie moglam stac. Postanowilam sie jeszcze przebrac w wygodne rzeczy. Powoli ubralam sie i prawie na czworaka doszlam z powrotem na porodowke.

Tam polozna zbadala mnie. Bylo 9 cm rozwarcia. 1 skurcz i pelne rozwarcie. Moglam przec.

Parlam, a mala mi glowka utknela. Polozna nie wiedziala, co robic, i zawolala lekarke. Kazaly mi wyprostwac nogi na lezaco. Nic. Kazaly mi podciagnac stopy do pupy (lekarka zlapala mnie za jedna stope, polozna za druga). Nie mialam sily. W koncu po wielu probach... glowka sie ruszyla... ale mala utknela ramionkami...

Ale udalo sie... i urodzila sie... Na poczatku nie plakala i pytalam sie, czemu... Wg lekarki dlatego, ze byla zmeczona tym porodem. Za to jak potem ryknela... to hoho...  

(2009-12-17 13:19:32) cytuj
Ah... no i moja trzecia nie urodzila sie wprawdzie o 00:27, ale 2 minuty wczesniej.
(2009-12-17 13:23:54) cytuj

A waga i wielkosc moich cor to.

Najstarsza: 3620 g i 50 cm.

Srednia: 3480 g i 54 cm.

Najmlodsza: 3820 g i 55 cm.

(2009-12-17 14:18:50) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
wiolusia28
Kasiu fajnie sie czytalo twoje porody....nawet calkiem calkiem byly....ale wiesz co innego czytac a co innego rodzic! Pozdrawiam:)
(2009-12-17 17:36:35) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
milacek

pierwszy porod. 6 dni po terminie pojechalam do szpitala bez zadnych objawow.zostawili mnie na patologii. przelezalam tam 2 dni. 4-08-2006 sobota rano, jestem podlaczona do KTG i pan doktor mowi ma Pani skurcze, ja na to super, bo nic nie czulam. obdzwonilam wszytskich ze juz sie zaczelo i nie ma co panikowac bo nic nie boli. hehe i to byl blad. badanie, lewatywa i czekam. 12 godz., potem 14 i pora obiadu i dalej nic. zjadlam obiad bo bylam strasznie glodna i dalej czekam ale juz z lekkimi bolami. okolo 16-17 kolejna lewatywa i zaczely sie mocniejsze skurcze, juz nie bylo tak wesolo. o 21-30 pojechalam na porodowke. pamietam zielona sale, duzy zegar i mocne skurcze. wody same nie odeszly wiec przebili pecherz. nereczka pod buzia bo ciagle wymioty. chcialam znieczulenie ale polozna powiedziala ze za 2 godz bez znieczulenia urodze, wiec po co podawac?? ok. oj bolalo. minela polnoc i nic. tylko skurcze. okolo pierwszej w nocy zdecydowano o cesarce, bo wody zrobily sie zielone (efekt smolki). jak uslyszalam "cesarka" przestalo bolec. o 1-20 wyciagneli Amelcie. nie pamietam za dokldanie jak wygladala. maly czlowieczek w pampersie.

nie moglam urodzic,bo dzidzia byla za duza (bynajmniej na moje mozliwosci).

4350g i 60 cm. 

 

po jakims czsie przebudzilam sie na pooperacyjnej, potem przewiezli mnie na sale. i zobaczylam ja. bylo warto:)

 

teraz tak mysle pare godzin bolu przy porodzie, troche wyrzeczen zeby "odhowac", a teraz jak mnie przytuli i powie "mamciu kocham cie  najbardziej  na swiecie" ... eh ... takie chwile sa bezcenne:)

(2009-12-18 10:45:37) cytuj

Fakt. Sama jak teraz czytam, to mam wrazenie jak gdybym czytala opis spacerku przez park. A tak wcale nie bylo.
Jednak po porodzie najpiekniejsza chwila... Dostalam moje cory na rece, moglam ukochac, spojrzec w oczka, przytulic, nakarmic... i wreszcie miec przy sobie... Bol byl od razu zapomniany.

A nawet po trzecim (w kontekscie tych trzech porodow najciezszym) po kilku godzinach biegalam po calym szpitalu a na drugi dzien poszlam do domu. 

(2009-12-18 15:05:38) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
madziara8115

Ja krotko nie potrafie... To bedzie dluzej...

3.00 w nocy zaczyna dziwnie pobolewac brzuch. Przekrecam sie na drugi bok i prubuje zasnac (przeciez mam jeszcze 10 dni do terminu i zadne slynne wody mi nie odeszly). Jakos ciezko z tym spaniem.
Moze ok. 4.00 rano zaczynam przemierzac pokoj w te i spowrotem, bo brzuszek dokucza i jakos lamie w plecach. To nic.
6.00 rano - hmm jakos rytmicznie boli, pojawia sie mysl - A moze ja rodze?? Za chwile sie uspokajam - Nieee, wody mi nie odeszly, a tak przeciez byc chyba powinno.
7.00 - dzwonimy do poloznej, czy wie, co jest grane. Ta pyta: "Wody odeszly?" - nie, "A czop sluzowy odchodzi?" - jaki czop?? (o czyms takim to pierwsze slysze). "No takie galaretowate uplawy" - nie. "Co ile skurcze?" - ok. 5 minut. "Ach mieszkacie kolo szpitala, jedzcie dla swietego spokoju, w razie czego wrocicie".
Ok. 8.00 rano siedzimy w aucie, chociaz piechota byloby 5 minut... Po drodze stwierdzam - CHYBA JUZ PRZESZLO. Maz postanawia w takim razie objechac osiedle, bym sie zdecydowala. No jednak przeszlo (chyba z wrazenia). Ale tlumacz chlopu, ktory postanawia, ze wymyslam i postanawia odstawic na izbe przyjec.
8.30 - do badania. Slysze, ze jade na porodowke. To grzecznie wspominam, ze my na porod rodzinny i mamy swoja polozna... Na to kobieta otwiera drzwi i oznajmia mojemu w miare spokojnemu slubnemu: "Prosze jechac po polozna - zona rodzi!". O MATKO - jak ja mu wspolczulam... A mi w miedzyczasie slowa pocieszenia - "dziecko, ja ty bedziesz rodzic, jak ty tak wasko tu masz" O masz...
Moze po jakiejs 9.00 dociera polozna. Na przywitanie lewatywa (co za upokorzenie ) Potem pod prysznic i oznajmienie poloznej (zreszta bardzo fajnej kobiety) - "do 12.00 musimy urodzic, bo potem mam pare spraw do pozalatwiania na miescie". Acha. Nie wspomne o przerazliwym, zzerajacym mnie glodzie, bo przeciez o sniadaniu nikt nie pomyslal, a na nogach juz od 3.00 rano. To mowie - paczka z cukrem pudrem mi sie chce! "Nie ma mowy, lewatywa byla" - buuu. A na stoliczku staly delicje dla poloznej i mojego meza. To byla katorga niezapomniana. W miedzyczasie przychodzi lekarz z pytaniem: "I jak?" To go informuje - Aaa, myslalam, ze to gorzej boli, ale jak tak, to idzie wytrzymac... Na co pada odpowiedz: " Taaa moze bardziej bolec nie bedzie, ale na pewno czesciej i sie bedzie zdawac, ze nie mozna wytrzymac". Acha. W miedzyczasie kaza szczypac sie za sutki (podobno naturalna oksytocyna) - smieszne to, ale skoro jestem i tak rozneglizowana, to co mi tam.
Gdzies po 11.00... Laze po scianach (ile sie dalo oczywiscie), plecy mi pekaja z bolu (teraz wiem, ze to bole krzyzowe), mysle, ze umieram i byle szybciej, probuje uwalic sie na lozko, a polozna nakazuje chodzic i sie zginac. O MATKO. JA IDE NA LOZKO I NIC MNIE NIE OBCHODZI! Maz ma mi obcierac czolo, wiec tlumacze, ze przeciez nie jestem spocona, wrecz mi zimno i nogi sie trzesa (W wiekszosci to pewnie i z glodu), na co slysze, ze po czole mi pot leci
Moze ok 12.00 oznajmiam, ze przec mi sie chce i znowu slysze: "Jeszcze wytrzymaj" (tylko jak?) W miedzyczasie maz blednie, gdy widzi nozyczki w reku poloznej i szybkie CHLAST na zywca (To z jego relacji, bo ja tego nie pamietam). W koncu pozwalaja przec. I NIC. "PRZYJ" I NIC. Stwierdzaja, ze zle pre. Jedna kobieta wali mi sie na brzuch i wyciska zapierajac mi calkowicie dech. Skacze, skacze, skacze I NIC. "TY sprobuj" - nakazuje kolezance. Ta wagi ciezszej - LUP na brzuch. O MATKO - lapie ja za reke w amoku, a ona do mnie "Myslisz, ze mnie reka nie boli?!" NO PEWNIE, jak mi brykasz po brzuchu. Wolaja lekarza: "NIE IDZIE, chyba trzeba gora panie doktorze" (Cesarka?!! MAtko, przeciez juz w kroku mnie pocieli, a teraz jeszcze brzuch??) Podobno waska miednica czy cos tam... Kosci sie nie rozchodza jak trzeba. Ale jak to silny facet - rzuca sie jako trzeci na brzuch i cisniemy, cisniemy...
12.35 - pierwszy krzyk. Nasz syn, nasz kochany, nasz sliczny. 3200 zywej wagi, 57cm wzrostu... I lzy. "Niech pan sie nie wstydzi, tez plakalem jak mi sie syn urodzil" - pociesza ordynator mego meza. A ja sie rozgladam po sali i widze 7 osob wokolo. Polozne, lekarzy dwoch i praktykanci... Potem szycie i takie tam... A jeszcze lozysko trzeba wypluc. Doktor pyta mego meza: "Widzial pan lozysko?" - NIE (niby skad, jak to nasze pierwsze). No to mu uniosl przed oczy i oznajmil: "No to juz pan widzi!" HA HA HA BLEE
PO wszystkim, prosze jechac mi po paczka z dzemem!
Zapomnialam dodac, ze lekow w naszym szpitalu nie mieli i po szyciu przemyli mnie jodyna, na ktora dostalam jakiegos uczulenia, spuchlam i szwy mi sie powzynaly. Noca lezalam z rekawica wypelniona woda i zamrozona pomiedzy kroczem (Taki szpitalny kompres) A na drugi dzien pojawila mi sie w poprzek brzucha piekna, bordowa prega, w imie wyciskania syna (przepraszam te pania, ktora bolala przeze mnie reka) Ale czego sie nie robi dla takich kochanych smyczkow... Teraz w styczniu mysle - powtorka. Oby szybsza i lagodniejsza.

(2009-12-19 00:59:38) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
ewelaaaa
Urodzilam w niedziele 1.11.09 o 18:17, boli dostalam o 2:30 z soboty na niedziele, wiec porod mialam dlugi (niemalze 16 godzin ;O) no i bardzo bolesny. Chyba nie uwierze w to nigdy, ze narodziny bobasa moga byc malo bolesne ... no wiec tak jak juz pisalam pierwsze bole zaczely sie od 2:30 i wystepowaly co 5 min., i tak czekalam z tymi bolami, az do 6. Wtedy bole sie nasilily i byly juz co 2-3 minuty. W szpitalu okazalo sie, ze rozwarcie 4 cm ... dostalam gaz, nie chcialam nic innego, ale on usmierzal bol tylko przy lekkich skurczach ;/ O 10:30 rozwarcie bylo juz na 6 cm. Nie moglam skupic sie na niczym innym tylko na bolu. Polozna kazala mi pochodzic, wziasc prysznic i skakac na pilce. O 16 mialam rozwarcie ponad 9 cm. Dostalam zastrzyk na rozluznienie miesni, ale i tak nic nie pomoglo, czulam ten sam okropny bol, wbijajac paznokcie w rece mojego M. Po godzinie 17 sprawdzajac rozwarcie odeszly mi wody - rozwarcie 10cm. Zaczelam miec bole parte. Jednak ciezko bylo mi urodzic w tradycyjnej pozycji, wiec polozna kazala mi polozyc sie na bok ... i wtedy za drugim podejsciem po 5 parciach nasz synek wyszedl na swiat :) Rodzilam caly czas trzymajac mojego za reke. Maly dal sie o znaki ze wszystko ok, hehe :D Dostal 10/10 A., wiec maly zdrowiusienki jak ryba, sluch tez ma dobry :) 3864g i 54.5cm. Mimo tego calego okroooopnego bolu i tak jestem zadowolona, gdyz ani nie bylam nacinana, ani sama sie nie rozprulam :) Chodzilam normalnie, nawet po porodzie zaraz wzielam prysznic, tyle ze M. byl ze mna, musial podawac mi kosmetyki i recznik :) Przespalismy noc w szpitalu i nastepnego dnia poszlismy do domku ;)

Podobne pytania