Mnie męczy ten wiersz, napisany przez Halinę Poświatowską. Jak go czytam, to wyobrażam sobie dzieciństwo, w którym mógł być mój ojciec ae go nie było...
Mówiłeś: masz rzęsy
Stąd do nieba
Nie lubię takich rzęs
A ja się śmiałam
Mówiłeś: masz stopy, które w dłoni
Kryją się wąsko
Nie trzeba
A ja się śmiałam
Mówiłeś: masz uśmiech
Jak skrzydła świerszcza
Nie wolno
A ja się śmiałam
Mówiłeś: spódniczkę masz cienką
I w ogóle
Wiatr
A ja się śmiałam
Potem na zółtym promyku jaskra
Poprowadziłam Cię ścieżką
Ciężkiego niedźwiedzia
W zadąsanym futrze
Uklękłam na trawie
I nie mówiłeś nic