Zacznę od tego że to wszystko nie tak miało być. W poniedziałek o 15:00 pojechałam do szpitala, na indukcję, mieli mi wywołać poród za pomocą oksytocyny. No i podali mi ją, zapowiedzieli że podają ją do 4 razy i że bóle nie są przeważnie aż tak odczuwalne przez pacjentki więc nie mam o co się martwić. No i podali mi żel. Tuż przed podaniem przyszła lekarka i zrobiła mi "examination" czyli badanie, które polegało na włożeniu w pochwę prawie całej dłoni z wyjątkiem kciuka, cholera jasna! jak to cholernie boli, a oni jak widzą jak wyjesz z bólu i stękasz to bezczenie tylko powtarzają sory sory sory. A pieprzcie się. Ach... Ale to nie było najgorsze. O godz 22:00 złapały ,mnie bóle przepowiadające, i uwierzcie mi, to jest prawda że po oksytocynie te bóle bolą macniej, ja nie mogłam wytrzymć bólu i stękałam jak powalona, nie przespałam nocy. Rano przyszło mi do głowy że może poproszę o jakiś środek zneczulający. No i przyszła położna i podała mi zastrzyk w tyłek. Oooo, dzięki bogu uśmieżył ból... trochę. Nadal bolało, do tego vstopnia że nie mogłam przewrócić siez boku na bok ale już mniej. Co najgorsze w tym wszystkim ta oksytocyna nie działała na mnie w ogóle, jak rozwarcia nie było tak nie ma. O 6:00 przyszedł lekarz i znów examination, ałaaaa, cholera jasna, nic się nie dzieje, znów oksytocyna, znów bóle. Płaczę i przeklinam wszystko jakiego mam pecha bo większosc babeczek po podaniu oksy akcję porodową kończyły już po kilku godzinach, a ja nie dosć że noc sie przemęczyłąm to nadal nic. No i 2 raz mi ją podali. Powiedzieli że jak nadal nic się nie będzie działo to przyjdą i podadzą mi następny raz. No i po południu znów examination, nic ... aaaa, zapomniałam dodać cholerne ałaaaa. i znów mi podali żel. Dodali że jak nic jeszcze się nie będzie działo to przyjdą wieczorem ostatni raz i podadzą mi 4. dawkę, ostatnią, bo więcej już nie wolno. A jak nie będize nadal się nic działo to zabiorą mnie na cesarkę. Przychodzi wieczór, a ja cały czas się męczę, już jestem niewyspana, bo te bóle nie dają mi w nocy spać, wybiła godz 18:00 mój mąż pojechał właśnie do domu. Przychodzi lekarz, no i jak zwykle examination. Ja znów w ryk. Mówi że rozwarcie nadal na 1 opuszek palca! podaje żel a ja nagle czyję potężne pieczenie w pochwie, to od tego cholernego żelu, Ale lekarz mówi że to normalne po takiej dawce, i że pewnie podrażniło trochę pochwę, pyta czy wytrzymam, ja na to że tak, chciałam tylko aby już wreszcie mnie zostawili w spokoju. Przychodzi godz 22:00 , a wraz z nią pielęgniarka na badanie KTG. POdłaczyłą mnie, mierzy mi ciśnienie a ja czuję pod kołdrą chlus!!!!! Patrzę na nią i mówię: Wody! odeszły mi wody. Podłożyła mi wielką wkładkę i zaraz ją zmieniła, jak ją zmieniała, zobaczyłam wielki czop... bleee ale ochyda. Dzwonię zapłakana ze strachu do męża że wody mi odeszły a on nie wiem jak to zrobil dotarł do szpitala w 20 min. Jak przyjechał to od razu zrobiło mi się lepiej. Myślałam wcześniej że jak wody odchodzą to wszystkie na raz ale nie. Leciały przez długi długi czas. bóle przepowiadające zrobiły się silniejsze i już naprawdę zaczęłam kwilić w tym łóżku a w około mnie leżało jeszcze jakieś 5 innych babek czekających na rozwinięcie akcji i jak to mój mąz zauważył nie miały wesołych min jak słyszały że ja tak się męczę. Hihi.... Przyszła położna następna i zabrano mnie na porodówkę, Jeszcze miałam siły aby iśc samej, ale zajęło mi to trochę czasu i po drodze zostawiłam za sobą ciórek wód :) A niech sprzątają a co tam :) Na porodówce zadziwiła mnie technologia i wyposażenie sali. Super. Chociaż tyle. Przyszła jakaś babeczka, bardzo miła, przedsatawiła mi się i powiedziała że będzie się mną opieowała, nie wiem czy to położna czy lekarka, ale bardzo kompetentna. Chwilę rozmawialiśmy, a ja poczółam jak w brzuchu moje dziecko mi się rusza i z powodu mniejszej ilości wód było to bolesne, dziwne uczucie. Babeczka wyszła a mnie nagle złapały bóle krzyżowe. Na samym początku oddychałam tak jak widziałam to w szkole rodzenia, i mój mąż masował mi plecy, naprawdę pomagało. A całe uczucie bóli krzyżowych odczuwałam jako siny bol w okolicy miednicy i przechodzący przez krzyż kończący się na udach. bolało mocno, ale myślę sobie, masaż pomaga, oddychanie też, nie jest tak źle. Jeszcze byłam wstanie pożartowac z mężem. przyszła ta babeczka i pyta czy boli, ja ze tak, ona do mnie czy chcę epidural a ja że nie, że wytrzymuję i że chcę spróbować ze znieczuleniem domięśniowym, zapomnialam jak sie ono nazywało ale jakoś na P. No to na życzenie podano mi to znieczulenie. I babeczka poszła sobie, a my zostaliśmy sami. no właśnie, minęły jakieś 2 godz, bóle nadal odczuwalne i troszkę dłuższe i mocniejsze. lecz coraz trudnviej było wytrzymać je. I nagle jak mnie złapało. nie wiem czy to znieczulenie przeszło czy po prostu nbie dawało rady już tym bólom, jak mnie złapało, masakra!!! MASAKRA... Żadna mi nie powie że poród jest do przeżycia i że jakoś idzie to wszystko znieść. bóle zrobiły się tak potężne że darłam się jak wariatka, a mojemu tak ściskałam ręce że ma szczęscie że mu ich nie pomiażdżyłam. nie wiem jak opisać ten ból. to ból idący z krzyża, przechodzący przez miednicę i kumulujący sie na kościach udowych z tak potężną siłą że miałam wrażenie że razar połamią mi się nogi... No masakra!!!! Przyszła znów babeczka, a ja ryk wyk i ona do mnie czy teraz chcę epidural, ja: tak tak TAK!!! Czkealam na anestozjologa jakieś 2 godz z tymi bólami! błągałąm mojego męża niech mi jakoś pomoże, oddcyhanie i masaże nie zdawały się na nic. piekło!!!!! przyszła anastozjolog. I zaczęli podawać mi epidural, przy zbijaniu się w kręgosłup zakazali mi się ruszać no i na moje szcżęscie jakoś dziwnie szybko pojawił sie kolejny ból krzyżowy. o Jezu! myśłałam że nie dam rady, jakośdałam... Podali epidural i jak ręką odjął.... no i czas na kolejne examination. Rozwarcie na... nadal 1 opuszek. A niech to cholera, tyle męczarni i nic.... Rozpisałam się widzę za mocno. więc teraz krócej. Kolejny czas spędziłam na łóżku wykończona i usiłowałam spać, raczej dzemałam, poród mój trwał do pełnego rozwarcia ponad 15 godz. po tych 15 godz parłam przez ponad 1 godz , próbowałam wypchnąć moje maleństwo. (dodam tylko że z wysiłku przy parciu myślałam że mi wybuchnie głowa) . Na sam koniec okazało się że dziecko jest tak wielkie że nie dam razy go urodzić naturalnie, i na dodatek nie był ułożony główką przyległo do klatki piersiowej tylko zadartą, i jeszcze trudniej mi było go wyprzeć. Zabrali mnie na cesarkę, i teraz pytanie p oco tyle męki? Nie mogli od razutego zrobić? Mam żal do boga(bo tyle się modlilam o szczęsliwe rozwiązanie i szybki poród) i do wszystkiego w koło że tak to wszystko musiało wygładać a i tak skończyło się cesarką. 3 dni męki i zakończone fiaskiem. Jak urodziłam małego próbowałąm go przystaiwać do piersi z tego wzgl że miałam cholerną cesarkę laktacji było brak i dopiero na 4 dzień pojwiło się mleczko. Ale moja dzidzi już przywyczaiła się do butelki i nie miałam szansy karmić naturalnie. Teraz ściągam pokarm i podaję mu go w butelce., kosztuje mnie to dodatkowego wysiłku a mojego kochanego syna kolki i wzdęcia. Na pytanie czy chiałabym 2 dziecko odpowiadam że tak ale podwarunkiem że od razu zabiorą mnie na cesarkę aby znów tego nie przeżywać. I jeszcze raz powtarzam, po tym wszystkim, po 3 dniach wywoływania i po ponad 15 godz porodu drogą natury ale bez finiszu .. żadna baba mi nie powie że poród to pewtka i żaden facet nie wmówi mi że my jesteśmy do tego stworzone... Na koniec dodam że najlepszą rzeczą jest jak facet jest porzy porodzie, to wiele zmienia... U nas tak było....
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 10 z 20.
O BOZE....To sie wycierpialas..Faktycznie te wywolywania porodu mogli Ci oszczedzic i od razu wziac na cc..ale zoc..to "tylko" lekarze..grr..
Na szczescie wszystko skonczylo sie dobrze i masz juz za soba..i przedewszystkim mozesz tulkac malenstwo:) Gratuluje i zazdroszcze:)
noo jestem w szoku co tutaj przeczytałam ;/ ale cieszę się że dałaś radę:)
zdrówka życzę:)
tak,tak, poród to nie bajka ;(
Gratuluje i życze szybkiego powrotu do siebie.
tak,tak, poród to nie bajka ;(
Gratuluje i życze szybkiego powrotu do siebie.
Przerażające to co piszesz, najgorsze że tyle męki poszło na marne i nie udało Ci się urodzić naturalnie, dziwne że lekarze wcześniej nie zauważyli że dzidzia się źle ułożyła. No ale najważniejsze że już po wszystkim i masz ślicznego synka :)
życzę szybkiego powrotu do zdrówka :)