Dzisiaj wszystko idzie pod gore. Rano zapomnialam wziąć Duphastonu, potem zapomniałam zabrać pendrive do pracy, wiec musialam sie wracac. Potem odwolali zebranie, przez co dzien w pracy mialam rozwalony (bo nie zaczynalam nic konkretnego wiedzac, ze w srodku dnia mi 2-3 godziny uciekna).
Do meza zadzwonil mechanik, ze auto naprawione, koszt naprawy 1500 zeta(!). Toz to z 1/3 wartosci tego samochodu. Jestem zla, ze nie zadzwonil wczesniej, ze koszty naprawy rosna. Naciagacz jeden. No ale co zrobic, robota zrobiona, jesli samochod jezdzi to trzeba bedzie nim jezdzic do kolejnej awarii, a potem na zlom. Masakra. I to teraz, kiedy staramy sie kaski cos odlozyc. Maz chyba jeszcze bardziej smutny ode mnie.
No a na koniec dnia zadzwonila do mnie promotorka z pretensjami, ze nie pisze publikacji (jakich k. publikacji? o niczym nie bylo mowy! no moze bylo, ale w innych wariantach, wiec juz sama nie wiem ocb). Nic to, przy najblizszym spotkaniu osobistym powiem jej o ciazy i niech nie wazy sie odwlekac obrony, bo jak nie zdaze sie przed czerwcem obronic to odpuszczam. Przypuszczam, ze nie zajrzala nawet do mojej pracy, wiec czepila sie tego co mogla. No ale przeciez jej nie powiem, ze ponizej plecow mam to, czy moj doktorat bedzie wyrozniony czy nie. W nosie, kij im w oko wszystkim!
Tak mnie zdenerwowala napastliwym tonem, prawie krzykiem, ze az sie koniec koncow poryczalam po tej rozmowie.
Zatem wrogom zyczy sie 3 rzeczy:
1. zebys zyl w ciekawych czasach
2. zebys cudze dzieci uczyl
3. zebys z profesorami pracowal.
Chyba ktos mnie wybitnie nie lubi, bo wszystkie te 3 powyzsze mi sie sprawdzaja :). Wrrrrry!