Ja nawet nie wiem, gdtue tu u mnie jest porodowka :P Musze sie zorientowac :) Ja nie mam teraz ochoty na zakupy dla siebie, ale dla maluszka mogla bym kupowc i kupowac:D
Znowu weekend w Koszalinie. Szykuje sie kolejna partia pakowania rzeczy. Czesc ciuchow i ksiazek bedziemy musieli upchac u tesciowej. Niestety, w Szczecinie 40 tygodni ledwo mi zipie, wiec nawet nie probuje pisac, zeby sie nie wkurzac. Przeziebienie powoli odpuszcza. Opryszczka ustepuje, ale ciagle slychac po mnie zatkane zatoki :(. Chcialabym juz byc zdrowa. Taka z siebie bylam dumna, ze wszsytkie pluchy poznojesienne i wczesnozimowe oraz mrozy przetrwalam nawet bez kichniecia. No to mam z nawiazka.
Dzidziak ma sie dobrze, codziennie go podsluchuje, ale jest taki ruchliwy, ze serduszko co chwila ucieka. I ciagle slychac "gulpy" - znaczy, ze sie rusza. Ruchy, owszem czuje, ale nie zawsze potrafie ich na 100% zidentyfikowac. Raz jestem pewna, a drugim razem wydaje mi sie, ze to kiszki. W sumie trawienie mi nie ustalo na czas ciazy ;)
Ciuchy nosze jeszcze przedciazowe i ani jednej rzeczy jeszcze nie kupilam :). Jako ze nienawidze zakupow to nie narzekam.
Wczoraj bylismy w Policach na obczajenie lokalizacji szpitala. Nie wchodzilismy do srodka, bo w moim stanie od razu by mnie pogonili. Chyba dalej nie powinnam wychodzic z domu, ale juz po 2 tygodniach dostaje krecka. Poza tym lokalizacja najblizszego szpitala jest wazna dla mojej wygody psychicznej. Jak dojde do siebie to pojade pogadac z polozna jak sie da. Moze zaproponuja szkole rodzenia, moze mnei nie wystrasza za mocno. Boje sie szpitali i boje sie, ze z samego stresu szpitalnego akcja porodowa siadzie. Dlatego musze sie oswajac :)