No może przynajmniej uda się raz w miesiącu coś skrobnąć. Mały rozwija się super. Niestety, pierś dostaje tylko na przystawkę. Wiadomo było, że przy dokarmianiu koniec karmienia będzie zbliżał się wielkimi krokami. Trochę mi z tym ciężko, chyba bardziej niż jemu.
Teraz jest słodziakiem. Śmieje się, uśmiecha do wszystkich i wszystko pcha do buźki (jak już mu się uda coś złapać). Niestety, znowu złapaliśmy ZUM i byliśmy w szpitalu. W dodatku wszystko wypadło przed moją obroną. Ale się udało. W tym tygodniu druga nasza wyprawa do Krakowa - tym razem po odbiór dyplomu. Mam nadzieje, że zniesie dzielnie podróż. W tamtą stronę było super, z powrotem gorzej, bo rozpadał się śnieg, a on po antybiotyku co chwilę kupka. Jak nie kupka to jedzenie... Na koniec na pewno rozbolały go plecki... Może teraz już będzie lepiej, dostaje probiotyk, więc wszystko wraca do normy.
Do szpitala znowu musimy iść, bo planowe badania nie wypaliły ze względu na ZUM. Na samą myśl opuszczają mnie siły. W ogóle dopada mnie jakiś kryzys: jest mi zimno, jestem zmęczona i niecierpliwa. Zapobiegawczo podawana furagina nie zadziałała i na prawdę nie wiemy, skąd się biorą te cholerne bakterie w moczu :(. Mam nadzieję, że to już będzie ostatni tam pobyt.