życze dużo siły i wytrwałości.
Kiedyś chciałabym być w stanie odpowiedzieć swojemu dziecku "Kocham Twojego tatę, bo dał mi największe szczęście - Ciebie"
Ale tatuś wolał swobode, życie z adrenaliną, bez zobowiązań. Teraz ma do mnie pretensje, że przeze mnie ma wyrzuty sumienia, że musi się leczyć na stres. Bo jak to ujął w sms-ie: "Dręczą mnie wyrzuty sumienia, że to bedzie żyło" Dla niego dziecko to jest "to" rzecz którą można wyrzucić, pozbyć się, zabić. Dla niego lepiej by było gdyby Go nie było.
Przez ponad cztery misiące budowałam od nowa świat bez niego. Nauczyłam się żyć sama dla swojego aniołka pod serduszkiem. A teraz on odzywa się i atakuje mnie. Obwinia o wszystko. Myślałam, że tamten rozdział życia mam już zamknięty, jednka się myliłam.
Nie rozumiem, może jestem za głupia by to zrozumieć, że człowiek który wczesniej chciał zabić własne dziecko dziś może mieć wyrzuty sumienia, że ono żyje. Że za pare tygodni się urodzi. Byłam pewna, że odchodząc od niego i z jego życia nie chcąc pieniędzy, alimentów, uznania dziecka, kompetnie nic mam go z głowy. A jednak nie.
Boję się, że stes źle wpłynie na mojego maluszka. Chciałbym nie myśleć o tym wszystkim ale nie idzie, bo wspomnienia wracają. Od wczoraj jestem kłębkiem nerwów. Dopadają mnie wątpliwości, strach. Siłę dodaje mi każdy kopniaczek synka. Kiedy jest mi źle włańczam telefon i słucham nagrania z biciem Jego serduszka. I każda sekunda tej cudownej nuty to Jego głos; Mamo kocham cie. I bede cie kochal tysiac razy bardziej niz tatus. Ja cie nie opuszcze. Zawsze bede przy tobie. Czuję bezradność, strach ale i nadzieję, że jeszcze wyjdzie słońce. W końcu moim słonkiem jest mój synek a niedługo i on będzie przy mnie:))
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 7 z 7.
Znam Twój problem i doskonale go rozumiem.
Wiesz.. ja poza tym "moim" ojcem małego też świata nie widziałam, i co za pewne Cię zdziwi patrząc na mój młody wiek - ciąża była planowana (chodź i tak nikomu o tym wśród znajomych i rodziny nie mówię, bo kto by uwierzył?:). Ojciec Piotrusia jak się dowiedział, że jestem w ciąży, to po mimo, że tego chciał, wcale się nie ucieszył, wręcz przeciwnie, też chciał małego się po prostu pozbyć. W końcu pogodził się z decyzją, że mały jest, był i będzie już w naszym życiu, ale jakoś zabrało mu się nagle, że nie chce ze mną ślubu, nie chce mieszkać (chodź mieliśmy to w planach, mamy nawet tatuaże ze swoimi imionami). Ja jak głupia, zakochana, świata poza nim nie widziałam, robiłam wszystko, żeby zmienił zdanie, wchodziłam mu w tyłek i można by wręcz powiedzieć, że całowałam po jajkach, to zdecydował się łaskawie, że możemy spróbować zamieszkać ze sobą na 3 miesiące, i jak mu się będzie podobało to ok a jak nie to się spowrotem wyprowadzę do siebie. W końcu jednak przejrzałam na oczy i zaczęłam trzeźwo patrzeć na sytuację. Spadły mi klapki z oczy. I gdy po raz kolejny naszło go, że nie chce ze mną być, powiedziałam ok, nie ma sprawy. Chyba nie oczekiwał takiego obrotu sprawy... Zaczął wypisywać że potraktowałam go jak śmiecia, że pewnie ukunłam sobie to, że będę mieć dziecko, które będe sama wychowywać a on będzie tylk dawcą spermy (o losie, co za wybujała wyobraźnia!), i że pewnie poleciałam na wygodę, bo z rodzicami będę miała babcię na meijscu, któa o wszystko zadba, nie będę musiała iść do pracy itp itd. Do tej pory dziwię się jak można być tak pochrzanionym emocjonalnie. I on na prawdę obwinia mnie o rozpad naszego związku i wierzy w to z całego serca. Jednak szybko znalazł pocieszenie w innej, a raczej w innych. Brzydzi mnie tylko jak pisze teksty typu "Jak ruchałem tamtą to ciągle myślałem o Tobie". Ale już nie tęsknie. Zastanawiam się tylko gdzie ja miałam oczy.... Fakt, kochać kocham i boli mnie to wszystko, ale wiem, że rozum wie, że nie jest on wart tej mojej miłości i póki co rozum bierze górę. Dodam, że ma 27. Faceci nigdy się nie zmieniają. Lepiej odpuść sobie i nie przejmuj się.
A ja całym sercem wierze, że kiedyś spotkam na swojej drodze faceta, który na prawdę pokocha mnie i mojego synka całym sercem. W końcu ojciec to nie ten, kto dał spermę, a ten, kto serce.
3maj się i bądź dzielna!
Domyślam się w jakiej możesz być sytuacji.. nie jeste łatwo, wiem, sama przez to przechodziłam. Ale musimy być dzielne. Również byłam zaślepiona, nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Od pół roku nie jesteśmy razem, od 3 miesięcy jest ze mną moja córeczka i z dnia na dzień jest lepiej . Na początku, jak się urodziła, też wcale nie było kolorowa, tak jak myślałam.. byłam w totalnej rozsypce. Znajomi owiedzający mnie niedowierzali.. ja zawsze uśmiechnięta, dająca sobie rade, silna .. a jednak. Ale później z dnia na dzień było lepiej, raz wyszłam do klubu się pobawić, zupełnie mnie to rozerwało, pare razy ze zajomymi na piwie. Staram się coraz częściej wychodzić wsród znajomych, nawet z Małą do parku, ale żeby tylko nie być sama. i jest coraz lepiej, mimo tego, że nie jest tak jak być powinno, jest ciężko, nie daję czasami rady, ale jestem, żyję, mam dla kogo, a każdego ranka, kiedy otwieram oczy i widzę mojej córci piekne dziąsęłka, aż chętniej mi się z łóżka wstaje. Moja mama również była w podobnej sytuacji z moją siostrą i znalazła wspaniałego, kochającego mężczyznę jakim jest mój tata. I wierzę, że Nas również to spotka. Trzymam kciuki za Ciebie i Maleństwo i życzę, aby wszystko dobrze się skończyło ;*
łezka mi się w oku zakręciła..
podziwiam Cię i trzymam za CIebie kciuki. Jesteś dzielną dziewczynką i tak trzymaj! Pozdrawiam serdecznie.
Trzymaj się, dasz radę dla swojego dzieciaczka, a z jego ojcem po prostu unikaj kontaktu. Nie stresuj się niepotrzebnie jego głupimi uwagami, będzie dobrze, choć teraz Ci ciężko, powodzenia.
Co za bydlę...!!! Bądż twarda, zmien numer telefonu, wykasuj go ze swojego życia, bo to szmata.. choć mam prawie 100% pewności, że jak dziecko sie urodzi, to zacznie udawać ojca..
witam w klubie.