dziękuję :* pracuję nad sobą, ale póki co efekty mierne...
chyba jestem zbyt opiekuńcza wobec swojego dziecka, za bardzo wszystko przezywam, może wyolbrzymiam zagrożenia, trzęsę się nad nią, roztkliwiam....
zastanawiam się, czy dzieci z zagrozonych, wyleżanych i wyczekanych ciąż mają właśnie takie nadopiekuńcze matki jak ja, czy jest jakiś związek z tym faktem, czy nie...
czy to kwestia charakteru...
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 3 z 3.
kajtusiu moja kochana. ilekroc czytam twoje wpisy wydajesz mi sie taka podobna do mnie! mysle, ze mamy ktore stracily dzidzie, przelezaly w strachu ciaze podchodza do wszystkiego jeszcze bardziej emocjonalnie i panicznie. ja bylam na poczatku sama dla siebie nie do wytrzymania... nie radxilam sobie z tym strachem. mala zakaszlala a ja juz ryczalam ze boje sie ze chora bedzie, ze jest taka malutka bezbronna a tu kaszelek... teraz gdy dorusia ma 1.5 roczku juz inaczej do tego podchodze. umiem juz opanowac panike choc drze o nia tak samo mocno. kazda mama drzy o swoje dziecko mysli boi sie martwi na okraglo. trzeba sie staac to opanowywac choc tomega trudne. nauczysz sie tego. a tym czasemnie dziwie sie tobie. lezalas balas sie czy sie uda urodzilas swoje pierwsze wymarzone dziecko, stalas sie mama i caly twoj swiat sie przewartosciowal skupil na malutkiej, lek o nia jest czyms naturalnym tylko trzeba pilnowac zeby nie zabral ci radosci macierzynswta inie sparalizowal.buziaki kochana glowa do gory! ;*
Z charakteru ;)
Moja ciąża nie byla zagrożona, a trzęsłam się jak osika w kazdej kwestii dotyczącej dziecka - zawsze musiało to Jej byc najlepiej, niewazne jakim kosztem i w jakiej sytuacji. Piszę "byc", bo już mi taka ostra nadopiekuńczośc minęła, dokładnie około pół roku temu, za sprawą oczywiście dojrzałosci mojego dziecka, w końcu zauważyłam ten fakt, a teraz po narodzinach drugiej widzę, jaka pierwsza jest już mądra i ogarnięta i że nie muszę tak panicznie życ na codzień, przesadnie, bo i po co ;) Co oczywiście nie oznacza, że i moja miłośc się zmniejszyła! Jest inna, bardziej zdystansowana i świadoma ;)
Hehe czasami się sama z siebie śmieję, co kiedyś robiłam tak przesadnie bardzo, albo jak widzę jakąś matkę tak właśnie się trzęsącą, to uśmiecham się pod nosem, bo jestem pewna, że to jej pierwsze dziecko i też dlatego, że robiłam/mówiłam dokładnie tak samo, a tak na prawdę jest to nawet komiczne ;)
Ale lepiej tak, niż w drugą stronę, o wiele wiele lepiej ;) Potęga miłości ;)
Ale zgadzam się też tu z poprzedniczkami - ja równiez za dużo rozmyślam o rzeczach, nad którymi inni nawet się nie zastanawiają (fajnie napisane), ale już nad tym pracuję, po narodzianch drugiej, w ogole bardzo się zmieniłam, myślę i czuję, że na plus :) ... Ale i zgadzam się ze stwierdzeniem, że można stac się samym dla siebie nie do wytrzymania (ja tak miałam) i taka paniczna miłośc, bo taką ją już dawno mianowałam, może zabrac trochę tej radości macierzyństwa. Tzn może nie zabrac, bo radośc jest, miłośc jest, są uczucia, ale może za dużo tego strachu, tego rozmyślania, trzęsienia się, pankowania i poświęcania właśnie na to czasu i myśli?
Pozdrawiam :)