Powiem tak - nie wiem jak mam to skomentować... Jego zona w szpitalu a on u Ciebie??? Drań z tego faceta!!!!
Uciekaj od niego żeby i Ciebie w podobny sposób nie skrzywdził...
Te cztery miesiące upłynęły mi cudownie, w pracy miałam mnóstwo klientek, coraz więcej osób się do mnie przekonywało, na mieście miałam wyrobiona markę jako młoda stylistka a co za tym szło, zarabiałam wieksze pieniądze i mogłam sobie zwyczajnie poszaleć.
Do tego mój biurowo-prywatny związek był w istnej fazie rozkwitu, z Mariuszem spotykałam się codziennie w pracy i codziennie poza nią. Czasem
również weekendy były tylko nasze ( nie zdarzało się to często, ale na dwa sobotnie wieczory w miesiącu mogłam liczyć). On ciągle powtarzał,
że spędza ze mną magiczne chwile, że jestem jakaś egzotycznie pociągająca, czego on nie umie sobie wytłumaczyć, aż w końcu dokładnie 2
października 2010 roku w piękna sobotnia noc rzekł do mnie :"Kornelia jestem w Tobie zakochany, wyjedźmy z miasta". Nie powiem, połechtały mnie te słowa oraz gotowośc do ucieczki ze mną, byłam pod wrażeniem jego odwagi (nie musiał przecież wyznawać mi miłości, dobrze wiedział, że jestem zakochana za nas dwoje). Po chwilowym amoku spowodowanym jego słowami doszłam do siebie, w sekundzie wiedziałam co sie stanie jesli się zgodzę - miesiąc z dala od żony, póxniej narastające poczucie winy i kajanie się przed nią żeby przyjęła go spowrotem do domu. Odmówiłam. Ustaliliśmy, że bedziemy sie dalej spotykać, ale bez takich górnolotnych słów, mniej rozmów - więcej seksu.
Zarówno mi jak i jemu wydawało sie to odpowiadać.
Pod koniec października zauważyłam, że mój książę zaczyna mnie jakby unikać(?). W pracy mijał mnie bez żadnych emocji, po pracy coraz
częściej nie przyjeżdżał. Musiałam to z nim wyjaśnić. Po krótkiej rozmowie w windzie okazało się, że jego żona jest w ciąży - ciąża jest
zagrożona - żona załamana - on ma szlaban na wyjścia. Nie zrozumcie mnie źle, ale jakoś wtedy nie specjalnie to rozumiałam, miałam gdzieś
jego żonę - dla mnie była ona bezbarwna postacią, której nigdy nie spotkałam, o której nigdy nie rozmawialiśmy - która dla mnie mogła nie istnieć. Zastanawiałam się skąd bierze się ten mój egoizm jednak wytłumaczenia nie znalazłam.
1 listopada rano zadzwonił domofon - zwlokłam sie z cieplutkiego łóżka i podniosłam słuchawkę:
- Wpuść mnie proszę - usłyszałam i już byłam pewna, że wydarzyło się coś złego - ton jego głosu zdradzał jego nastrój. Kiedy wszedł byłam w szoku. Zapłakany jak małe dziecko, z chuteczką jednorazową w ręce, rozczochrany, zdyszany. Wystraszyłam się. Po kilku minutach rozmowy wiedziałam wszystko. Jego żona straciła dziecko. Nic nie dało się zrobić - a ona tego wieczora wychodzi ze szpitala. Noc spędził u mnie, nie chciał do niej wracać, nie chciał jej widzieć, do dziś nie wiem co było przyczyną poronienia i chyba nie chce wiedzieć, z jego późniejszych wyjaśnień jasno wynika, że to jej wina.
Do końca stycznia dalej sielankowo, on wyprowadził się do kolegi z biura - swojego wspólnika - miał dla mnie mnóstwo czasu. Nawet Wigilię spędziliśmy we dwoje, i choć nie jestem szczególnie wierząca, był to dla mnie magiczny czas.
Jednak już 31 stycznia wszystko się zmieniło. Rano do biura weszła śliczna blondynka, szczupła o lekko falujących włosach, ubrana w piękny
płaszcz i drogie (oj musiały być drogie) buty. Myślałam, że to kolejna klientka, jednak szybko otrzeźwiły mnie słowa mojej koleżanki:
- Widzisz tą lalę? - to zona naszego szefa - niezła sztuka.
Dziewczyny ja wtedy zamarłam, kobieta może nie kwalifikowała się do tytułu Miss Polski, ale na pewno mnie było do niej daleko. Po tym
przeżyciu nie spotkałam się z moim księciem przez dwa miesiące. Nie mogłam, nie umiałam, nie chciałam - dla mnie jego żona wyglądała jak
bóstwo i nie umiałam się z nią porównać. Wyobrażałam ich sobie razem i było mi niedobrze...
Powiem tak - nie wiem jak mam to skomentować... Jego zona w szpitalu a on u Ciebie??? Drań z tego faceta!!!!
Uciekaj od niego żeby i Ciebie w podobny sposób nie skrzywdził...
zgadzam się w 100 % z koniczynką. Nie chciałabym żeby jakis facet mnie tak potraktował jak on potraktował swoją żone...
hm każdy tak gada na tych facetów ale baby są też różne?!
nie lubie oceniac kogoś jak nie znam!
ps.powiedziałaś jemu już?
tina2533 o moim dziecku wiecie tylko Wy.
Przecież i tak sie kiedyś dowie... Czy wyobrażasz sobie jego reakcję??? ciekawa jestem dalszej twojej historii. Pozdrawiam ciepło!
czytam ,rozważam i rozmyślam z pełną uwagą Kornelio Twoją historię...
no tak kiedyś i tak się dowie...ale ja i tak wiem co czujesz będąc w takim związku:*:*:*
Nie bede sie wypowiadac na temat tego faceta, bo szkoda sie denerwowac, ale wspolczuje jego zonie ze ma takiego meza i Tobie tez, ze sie zakochalas w takim bawidamku.. :( To jest zwykly pies na baby, niestety.. Nie potrafie pojac jak mogl miec zone w szpitalu i jechac do Cb.. A pozniej jeszcze po stracie dziecka wyprowadzic sie do kolegi, zamiast wspierac zone w trudnych chwilach.. Chore jak dla mnie.. Na miejscu jego zony, to bym sie wziela za niego porzadnie.. Ona wogole jakas slepa jest, skoro nie widzi co sie dzieje.. ;/
Ale nie o niej mialo byc :P
Zastanawia mnie jak udalo Ci sie nie spotkac z nim przez dwa miesiace, skoro razem pracujecie..?
Aha i ja tez uwazam, ze powinnas mu powiedziec. Domyslam sie, ze nie chcesz tego zrobic, bo romans wciaz trwa i boisz sie, ze Cie zostawi, gdy sie dowie, ale kochana MUSISZ mu powiedziec. Czekam na dalszy ciag :)
Albo poprostu zona jest z nim dla kasy.. ;/
|
i zadaj pierwsze pytanie!