Od początku wiedziałam, że to będzie chłopiec,a USG tylko to potwierdziło. Imię wybrałam ja jakieś dwa lata temu. Dobrze, że chociaż to ja ustaliłam. Ale to co się teraz dzieje to przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Najpierw napiszę o naszym malutkim Adasiu. Jest nadal w brzuszku. Od kiedy tylko zaczęłam czuć ruchy to zauważyłam, że mały po prostu wariuje na sam dźwięk głosu mojego lubego. A jak do tego przyłoży rękę do mojego brzuszka to następują istne akrobacje. Od czasu, gdy kopnięcia Adasia stały się naprawdę silne, to moi panowie bawią się ze sobą. Zazwyczaj się to dzieje, kiedy mój luby wraca z pracy i po kąpieli leży już w łóżku, kładzie rękę na brzuszek, Adaś momentalnie zaczyna go kopać swoimi nóżkami, mój mu "oddaje" te kopiaczki i tak się bawią razem. Oczywiście nic sobie z tego nie robią, że ja w tym czasie najzwyczajnej w świecie śpię (mam dosyć twardy sen). Tak więc mój mały Adaś jest bardzo aktywny w nocy podczas mojego wypoczynku, zupełnie jak tatuś, który z wyboru znalazł sobie pracę na popołudniową zmianę, ponieważ jest typową sową. Za to ja zatapiam się w łóżkolandii dosyć wcześnie i wstaję również niezbyt późno (chyba, że zrobię sobie późną popołudniową drzemkę) i często budzą mnie już pierwsze promienie słońca. Do południa obudzić mojego Adasia w brzusku to jest nie lada wyczyn. Czasem do godziny 12 w ogóle nie czuję ruchów i zaczynam go poszturchiwać, mówić do niego itp, ruszy wtedy ze dwa razy nóżką i tyle, idzie dalej spać. Zupełnie jak tatuś, mówię do niego "wstawaj, jedziemy na zakupy" i tak mówię jakieś 30 minut, bo tak trudno go dobudzić (nawet w weekend). Mój M oszalał dosłownie na punkcie Adasia. Bawią się razem i do brzuszka mówi tak: "A teraz zrobimy mamusi zgagę" albo "Jak się tylko urodzisz Adasiu to się tej obcej baby pozbędziemy". Oczywiście zaraz potem dostaje mój M kuksańca ode mnie. Ok, a teraz przejdę do naprawdę niezbitego dowodu, że jest to definitywnie synek tatusia. Wczoraj zaczął mi odchodzić czop śluzowy. Nie byłam pewna, ale wieczorkiem już więcej go "wyleciało" Był podbiegnięty krwią i z tego co wyczytałam na forum jest to oznaka, że w ciągu 24h może się coś wydarzyć. Skurczów nie czułam żadnych, więc paniki nie siałam. Poszłam spać i tak przed godziną 4 obudziłam się z bólem brzucha i dosyć bolesnym skurczem. Stwierdziłam, że na pewno się zaczęło. Włączyłam stoper i zaczęłam liczyć skurcze. Tatusia nie budziłam, bo oczywiście poszedł późno spać i stwierdziłam, że jeśli ma z nami rodzić to niech się wyśpi. Najpierw skurcze były co 8 minut, potem przez następną godzinę co 7 minut. W międzyczasie zagrzałam sobie wody, ponieważ miałam ochotę na prysznic. Pod prysznicem były co około 6 minut. Troszeczkę już się wystraszyłam, ale stwierdziłam, że korków nie ma o tej porze i wolę sobie posiedzieć w domku niż w szpitalnej poczekalni. Sprawdziłam za pomocą lusterka, czy aby się nie robi rozwarcie (nic nie było) i dalej spokojnie się szykowałam. Kiedy skurcze nagle przyspieszyły do 3-5 minut zaczęłam budzić męża tymi słowami "kochanie wstawaj, syneczek Ci się pcha na świat". Mój potrzebował kilku chwil na załapanie o co w ogóle mi chodzi i wstał. Zjadł jogurcik (taki duży, hihi), pogłaskał Adasia po brzuszku i poszedł się odświeżyć po spaniu. Cały czas od czasu do czasu Adaś się wiercił. W tym czasie skurcze znowu były co 7 minut. Kiedy mój luby robił się na bóstwo, ja w tym czasie korzystałam z gym ball. Położne strasznie ją polecają na pierwszą fazę porodu, podobno ma uśmierzyć ból i aktywność ma przyspieszyć poród. Mój M podszedł do brzuszka i mówi "Adaś, weź się nie wygłupiaj, przecież dzisiaj jest 13". No i od tego momentu skurcze zrobiły się coraz rzadsze. Najpierw 8 , 10, potem 15 minut. Adaś oczywiście nadal co chwilka kopał, a ja poczułam się nagle strasznie zmęczona i zarządziłam ewakuację z powrotem do łóżka. No i tak mój mały syneczek posłuchał tatusia. Poszliśmy spać przed godziną 8 rano, wstałam ok. 12 i nic się nie dzieje. Jednak co tatuś postanowi to rzecz święta. A ja? Jestem rozczarowana, miałam nadzieję, że wreszcie urodzę i skończy się moja zgaga, drętwienie rąk i te wszystkie typowe dolegliwości ciążowe. Adaś będzie z nami i wreszcie będę go mogła przytulić. A tu nic! Męska solidarność wygrała...
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 9 z 9.
Mój M. jak położy rękę na brzuchu to Młody truchleje. Jakby nasłuchiwał. Bardzo rzadko kontynuuje akrobacje :(
Czyżby miał respekt przed ojcem? ;)