Kacper urodził się 12 maja 2013r o godzinie 23:10. Ważył 3230g i miał 55 cm
Był zdorwym maluchem, dostał 10 na 10 pkt w skali Appgar ;)
Wszystko było super do czasu... Po półtorej tygodnia od wyjścia ze szpitala, mały zaczął wymiotować wszystkim co zjadł. Po przeczytaniu mądrych stron w internecie stwierdziliśmy, że to pewnie tak obficie ulewa, co się zdarza.
Ale coś był nie tak, jadł, wymiotował, płakał z głodu i znowu jadł i znowu wymiotował.
Udaliśmy się więc do pediatry, a ona dała nam skierownie do szpitala. Tam go zbadali i zważyli. Okazało się, że zamiast przybierać na wadze, on spada. Ważył wtedy nie całe 3 kg. Przyjeli więc nas na oddział Patologii Noworodków.
Oprócz wymiotów miał katar, więc zrobili mi zdjęcie rtg na którym wyszło, że miał coś w lewym płucku, lekarze postawili diagnoze: Zapalenie płuc.
Dalej wymiotował, ale żaden z lekarzy nie wiedział dlaczego, tłumaczyli, że to może być od zapalenia płuc. Zainteresowali się bardziej, gdy drugi raz pod rząd przyszłam dla niego po ubranka (musiał mieć szpitalne) i pielęgniarka gdy zobaczyła jak wymiotuje od razu zgłosiła to lekarzowi... Wtedy wreszcie podłączyli małego do kroplówki, żeby nie umarł z głodu.
Wzywali do niego wielu lekarzy, laryngologa, chirurga dziecięcego, robiono kontrastowe badania rtg, naświetlli go 3 razy! Chociaż to jest nie zdrowe dla takiego małego dziecka. Codziennie płakałam gdy widziałam go pdpiętego do kroplówek. Dobrze, że na sali ze mną była dziewczyna, Ania, która cały czas mnie pocieszała. Mój mąż też był dla mnie ogromnym wsparciem.
Po tygodniu pobytu w szpitalu, lekarze stwierdzili, że nie wiedzą co mu jest i wysyłają go do szpitala dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu.Nie zapomne słów lekarza z naszego szpitala gdy powiedział "Nie wiemy nawet dokładnie czy miał to zapalenie płuc"... Myślałam, że mnie rozniesie. Jak można leczyć tak małe dziecko, na chorobe, której się nie jest pewnym?!
Gdy lekarz zapytał czy chce ochrzcić dziecko, wybuchłam płaczem... Domyślałam się, że skoro o to pyta to musi być źle...
Całą droge do Prokocimia płakałam. W Prokocimiu ja spałam na leżaku koło łóżeczka, w którym leżał Kacper, a mąż w samochodzie, bo tylko jedno z rodziców mogło spać w nocy przy dziecku, a w dzień przychodził.
W pierwszy dzień kazali dawać mu po 20 ml mleka co dwie godziny, mleko zapewniał szpital. Przez cały dzień wtedy nie zwymiotował. Potem dzień drugi zwiększyli ilość do 50 i znowu się zaczęły wymioty.
W trzeci dzień wzieli go na usg i stwierdzili "Przerostowe zwężenie odźwiernika". Krakowski lekarz przyszedł do nas i powiedział, że miał typowe obiawy, tylko usg wykonali dla pewności. Wytłumaczył nam, że z tym się dziecko rodzi, tylko objawy występują później. Aby naprawić "bład natury" wystarczył godzinny zabieg. Chirurg stwierdził, że oni lubią ten zabieg, bo jest najłatwiejszy i są bardzo małe szanse powikłań.
Wreszcie uśmiech zagościł na naszych twarzach. Po dwóch dniach, gdy uzupełnili kroplówką niedobory w organizmie naszego syna bardzo miły pan dr. Oskar Z.(nie wiem czy mogę ujawnić nazwisko), najlepszy lekarz jakiego spotkałam, wykonał zabieg i po dwóch dniach mogliśmy jechać do domu.
Gdy wyjeżdżaliśmy na naszą już byłą sale przyszło małżeństwo, których dziecko miało to samo co nasz. Oni byli gotowi do zabiegu, bo w ich miejskim szpitalu od razu zrbiono prawidłowe badania i stwierdzono diagnoze.
Mimo, że Kacper jest teraz zdorwy, nie mogę wybaczyć lekarzą z tutejszego szpitala, szczególnie, że męczyli naszego syna tyle czasu i nie stwierdzili co mu dolega, a na dodatego leczyli go na chorobe, której nie miał...
Mam nadzieje, że nasza historia to jest wyjątek, bo takich lekarzy jak spotkałam w szpitalu w naszym mieście, nie życze najgorszemu wrogowi.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 8 z 8.
Przyznam że czytałam Twój wpis ze łzami w oczach wiem co czułaś bo u mnie sprawę całkowicie olali i po 17 godzinach od porodu zabrali mi synka na oddział noworodkowy stwierdzając że jego stan się diametralnie pogorszył, nawet nie mogłam być przy nim... kolejne godziny spędziłam w napięciu na jakielokwiek informacje co dolega mojemu dziecku okazało się że ma wrodzoną infekcję płuc, kilka razy zgłaszałam to ale każdy olał...
Silna babka jesteś, dobrze że już wszystko ok, ale ten żal jednak pozostaje mi też został do dziś... Zdrówka dla Kacperka
co za lekrze ! :( az mi lezka w oku sie pojawila :/ echhh dobrze ze juz wszystko dobrze u Was ! życzymy duuuuuużo zdrowia !
Straszne, przez co musieliście przejść, a szczególnie synek. Ale najważniejsze, że jest zdrowy, że wszystko już w porządku. Życzę dużo zdrowia!
PS. Moj jest z 13 maja, prawie rówieśnicy :)
aż gęsiej skórki dostałam czytając twój wpis. Najgorsze jest to że takich przypadków są tysiące i nikt z nimi nic nie robi. Całe szczęście, że w pore wykryto co mu jest. u mnie w rodzinie umarły trzy osoby z winy lekarzy, w tym też mój mały kuzyn tydzień po porodzie.
Ciesze sie, że już synek jest zdrowy, oby tak dalej!!
O matko.. Najgorsze jest to, że mogli na prawdę zrobic krzywdę waszemu dziecku albo z zaniedbania doprowadzic do na prawdę cięzkiego stanu, nie wspominając o.. śmierci, którą mieli na mysli... Co za ludzie! Banda kretynów! Niewiarygodne... Żeby życie dziecka zależało od takich ... eh.. Widac kazdy musi martwic się o siebie sam :(
Współczuję, ale i cieszę się, że wszystko się udało i że synek zdrowo rośnie! To najważniejsze.
Dużo, dużo zdrówka dla niego przesyłamy !
Tacy są lekarze :/ Biedactwo. Aż się smutno robi jak się słyszy takie rzeczy.