Ostatnio 31.07 nie byłam w stanie iść do PUPu i nigdzie wtedy nie byłabym w stanie iść. Nawet do lekarza po zaświadczenie czy L4. Nie wiedziałam gdzie mam iść po to. Swojego ginekologa mam 50km stąd, poza tym go i tak nie ma, bo ma urlop. Uznałam, że zadzwonię do ginekologa którego mam bliżej, do babki która mnie prowadziła wcześniej i sama skierowała do obecnego. To babka w rejestracji zaczęła się śmiać, że miałam przyjść w takim razie w poniedziałek. Po prostu to co oni odpierdalają jest nienormalne. Jak człowiek ma przyjść, jak nie umie chodzić? No jprdl.. Zaczęła gadać, że mojej babki i tak nie ma, bo też ma urlop, że mogę przyjść do drugiego lekarza, ale ona nie wie, czy coś z tym zrobi, bo to ŚLISKA SPRAWA. I tak wygląda sytuacja jak potrzebujesz pomocy, a ktoś cię ma w dupie, bo nie będzie na tobie zarabiał co 2 tygodnie. Podziękowałam i skończyłam rozmowę. Jak już będę po ciąży to nie będę tam chodzić, gdzieś to mam. Niech mnie pocałują.
Uznałam, że zadzwonię do Katowic, do swojego. Babki tam są miłe. Mówię jak sytuacja wygląda i czy da radę mi to lekarz napisać. (Ostatnio jak byłam u rodzinnego to powiedziała, że zaświadczenie z wcześniejszą datą może dać, ale L4 ciężko. Mimo to i tak dali mi to L4) Dowiedziałam się, że mam przyjść i mogę nawet jutro. Mam podejść do nich i pójdzie tam babka ze mną (nie zapisała mnie na wizytę). Przy okazji załatwię też pierwszą wizytę po pobycie w szpitalu i dowiem się czy zmienią mi ten błąd w wypisie (cII pII, zamiast cIII pIII).
Poza tym to co robię ostatnio na codzień to interesuję się wyprawką. Ubranka przyszły mi wczoraj. I męczę się z bólami od pleców.
I wkurza mnie ten PUP. Dostali kartę ciąży. Rozumieją, że mogę się źle czuć, ale na tej podstawie sama nie mogę się usprawiedliwić. I kiedy mam wyznaczoną wizytę akurat źle się czuję i mam potem problem. Ale nie ma nikogo kto mnie tam na posiedzenie zawiezie wtedy na wózku.