miało być NIE, leżeliśmy 5 dni a Marcel leżał 2 oddziały dalej, spędzałam z nim praktycznie cały czas, ale był w inkubatorze i nie mogłam się nim nacieszyć był pokłuty nie tylko w rączki ale i w nóżki bał się gdy dotykałam jego stópek
W moim przypadku niestety nie..leżałam tydzień na patologii ciąży byłam zadowolona,opieka dobra,po tygodniu oczekiwań w końcu zaczęła się akcja porodowa,porodówka super ale oddział noworodkowy masakra.Zero zainteresowania ze strony personelu,położne miały za przeproszeniem wszystko w dupie.Po 2 godzinach kangurowania z synkiem na porodówce zostałam przewieziona na sale,zaraz dowieziono małego,nie zapytano mnie nawet jak się czuję,nie poinformowano ile mam leżeć,co będzie później ( polozna niemowa ) po prostu zostawiono na pastwę losu.leżałam tak z małym dobre 5 godzin,poprosiłam towarzyszkę z sali żeby zawołała położną bo już nie wytrzymywałam,chciałam żeby ktoś w końcu pomógł mi wstać i iść pod prysznic.Leżałam w tej zakrwawionej koszuli,brudna,zmęczona,spocona pragnęłam tylko się odświeżyć.Położna powiedziała,że przyjdzie za chwilę,niestety nikt nie przyszedł,czułam,że strasznie krwawie,moim jedynym marzeniem w tamtym momencie było tylko umycie się,zmienienie podkładu,chciałam poczuć się w końcu jak człowiek.Mały na dodatek zaczął wymiotować wodami płodowymi,nałykał się biedaczek dość sporo i praktycznie cały czas wymiotował a ja panikowałam nie wiedziałam co się dzieję,czy wszystko z nim dobrze,chciałam żeby ktoś w końcu do mnie przyszedł,chociażby obejrzał małego.Nie mogłam się ruszyć,nikt mi nie podał nawet pieluszki żebym mogła go wytrzeć.Po takim obrocie sytuacji miałam już dość,dopiero kiedy przyjechała moja mama mogłam w końcu wstać i iść pod prysznic,rzecz jasna to mama odprowadziła mnie pod prysznic,nikt z personelu.Pod prysznicem prawie zemdlałam,zrobiło mi się okropnie słabo,w uszach dzwoniło,wtedy dopiero przyszła jakaś położna i odprowadziła mnie do łóżka i kazała leżeć jak jest mi słabo i nie wstawać -,- i w tym ich rola się skończyła.Nikt nie pokazał mi jak obchodzić się z małym,jak przystawić go prawidłowo do piersi,dopiero kiedy wyszłam zawołać którąś z położnych zaplakana i zmarnowana,że mały nie chcę ssać przyszła jedna,która zamiast pokazać mi jakieś najlepsze dla mnie pozycję,naciskała tylko pierś i wciskała małemu do buzi,po czym stwierdziła,że jak mały nie chce to nie musi,widocznie nie jest głodny,kazała próbować dalej,jak zgłodnieję to chwyci.Mały mógłby nie jeść dwa dni i nikt nawet nie zainteresowałby się czy wszystko w porządku.Sama czułam sie tragicznie,nie byłam w stanie się ruszać a nie otrzymałam żadnej pomocy ze strony personelu,mały płakał bo był głodny a ja nie umiałam przystawić go prawidłowo do piersi,moje brodawki pozostawiały też wiele do życzenia ale oczywiście mieli to w dupie.Te dwie doby były dla mnie traumą większą niż poród..To smutne,że w tych tak ważnych dla kobiety pierwszych dniach z maleństwem człowiek nie mógł liczyć na odrobinę wsparcia.
miało być NIE, leżeliśmy 5 dni a Marcel leżał 2 oddziały dalej, spędzałam z nim praktycznie cały czas, ale był w inkubatorze i nie mogłam się nim nacieszyć był pokłuty nie tylko w rączki ale i w nóżki bał się gdy dotykałam jego stópek
I tak i nie w sumie.. Na początku myślałam, że będzie tragedia, bo było tak jak u Ciebie - przewieziono mnie na salę i zostawiono samą z dzieckiem. Chciałam bardzo, bardzo siku i się umyc, ale nie wiedzialam czy mogę wstac i is i co z dzieckiem wtedy.. koelżanka z sali spała, bo to była noc.. więc czekalam.. potem przywieziono następną, która urodziła i się polożnej spytałam czy mogę iśc do toalety i co z dzieckiem. Odpowiedziała, że tak i że dziecko mam same zostawic.. Nie bylo mi to na rękę, więc tylko poszłam się załatwic i wróciłam do dziecka, bo się o nie bałam.. Dopiero rano psozłam się myc, jak inne kobietki z mojej sali wstały i widziałam, że zostawiają dzieci pytając się nas czy na nie zerkniemy, zeby same mogły się umyc ;) zrobiłam to samo ;) potem przyjechała rodzinka, to zjadłam coś lepszego niż to szpitalne żarcie i odzylam, chociaz wcale nie spałam.. Polożne były miłe, chodziły badac dzieci ze 2-3 razy dziennie i nas kontrolowac, do tego inne chodziły i pytały jak się czujemy, mierzyły temperaturę, dawały tabletki przeciwbólowe i czopki, jesli ktoś chciał i przede wszystkim pomagały karmic piersią pokazując wszelakie pozycje i jak przystawiac dziecko, jesli ktoś nie umiał ;) Zawsze jedna była pod ręką i pomagała, jak się ją o coś spytało, np. mi pomogła przewinąc Małą, bo się sama bałam ;P Ale ogólnie dawalm sobie radę, bo nie czułam, że urodzilam - nic mnie nie bolało :) .. Potem, jak moja córcia lezała pod lampami z powodu żółtaczki lub gdy pojechała karetką do innego miasta zbadac serduszko, w którym wtedy coś wykryli, to mnie położne pocieszały, gdy strasznie płakałam i mówiły, ze wszystko będzie dobrze.. (i jest na szczeście!).. Ogólnie bardzo miłe babki ;) a u nas nie moga osoby trzcie wchodzic do sal, gdzie leżą matki z dziecmi. Początkowo się tego bałam, że nie dam rady sama, bez męża, ale jednak stwierdzam, że to super pomysł, bo można sobie wszystko w sali swobodnie robic, czy karmic czy leżec wygodnie ;D nikt nad Tobą nie wisi do nocy np. z rodzinny innej kobietki ;)
Tak, zdecydowanie. Urodziłam wczesniaka, może dlatego opieka była na 100 %
Ja byłam bardzo zadowolona opieka super, po porodzie dali mi się wyspać i dopiero 2 dnia przywieźli małą.
Ja na opieke nad małą nie mogłam narzekać bo położne były super i bardzo pomocne. Małą otrzymałam już na sali pooperacyjnej zdążyli mnie podłączyć pod kroplówkę, aparaturę, a mała już była ze mną. Położna przystawiła mi mała do piersi a później jak poprosiłam o położenie ją do łóżeczka bo czułam się zmęczona i chciałam się chwile przespać to położna mała odłożyła( 3 dni miałam wywoływany poród, aż w końcu zrobili mi cesarkę). Po przewiezieniu na zwykłą sale też mi nie pokazano jak mała przebierać itp. ale to jakoś samo przyszło. Co do opieki nade mną to miałam jeden incydent z jedna położna ale dałam sobie z tym radę;) a tak to nie mam co narzekać bo w miare szybko doszłam do siebie i nie potrzebowałam zbytnio pomocy przy sobie. Miałam jeszcze nie ciekawą dziewczynę w sali cały czas ktoś u niej siedział do późnych godzin i nie jedna osoba tylko 2-4 osoby, a sala była jedno osobowa a cały oddział był pełny więc leżałyśmy na niej we dwie. W dodatku laska paliła fajki i jej goście też więc jak przychodzili to był smrud, duszno ogólnie masakra- lekka "patologia" nawet otwieranie drzwi od sali nic nie dawało bo jak chciałam okno otworzyc aby przewietrzyć salę to niestety ale goście tej dziewczyny stwiedziły, że nie wolno bo są maluszki. Po dwóch dniach bycia z nią w sali miałam dosyć i przyszła histeria płacz, zmęczenie mąż poszedł zrobić awanturę, że nie pilnują ile gości jest w sali( same położne powiedziały że może w sali być jeden gość u każdej z nas), że wpadnę w jakąś depresje bo najpierw mnie męczyli 3 dni wywoływaniem a później dali mi patologię do sali. Położna stwierdziła, że ja nic nie zgłaszałam to co one mogą choć byłam i mówiłam jak i u swoich położnych tak u dziecka położnych jak wygląda sytuacja to powiedziała mężowi żebym wytrzymała jeden dzień bo jutro będziemy wychodzić do domu albo mnie może przenieść na patologię bo tylko tam jest miejsce i tyle było rozmowy. Jeśli kogoś uraziłam za słowo patologia to przepraszam ale jakbyście zobaczyły jak jej goście wyglądali co nie którzy i co mówili to same byście tak uważały. Wiem, że na wycieczce w 5 gwiazdkowym hotelu nie byłam ale uważam, że każdej z nas należy się trochę ciszy spokoju bo każdy poród jest inny i każda z nas inaczej te pierwsze dni przechodzi.
ja na patologii nie byłam zadowolona z ich traktownia a na noworodkowym juz było ok, ale tez zalezy , kto byl na zmianie
Przy przyjęciu - rewelacja. Sama cesarka, personel i porodówka - super. Za to noworodki... Ehh... Były ze dwie zmiany fajne. Ale reszta pożal się boże. Z karmieniem miałam to samo co Ty. Zero zainteresowania czy dobrze nam idzie a jak sama poprosiłam o pomoc, to ja trzymałam Jasia a ona jedną ręką pchała mu głowę na siłę a drugą cisnęła pierś. Przepraszam, ale ja nie mam czterech rąk, żeby nakarmić dziecko. Tak zmaltretowała mnie i jego, że chciało mi się płakać. Na szczęscie miałam fajną koleżankę na sali i obie sobie nawzajem pomagałyśmy we wszystkim. Jakby nie to, byłoby tragicznie. Zwłaszcza, że leżałam w szpitalu 10 dni.
Rodziłaś w Szpitalu Praskim w Warszawie? Bo to wypisz wymaluj opis właśnie tego miejsca...