2011-09-03 19:48
|
Mam takie może troche dziwne pytanie....
Pierwsze dziecko rodziłam w Anglii i mój mąż był przy porodzie.
było to dla mnie wielkie wsparcie i jakoś lżej to wszystko przetrwałam.....
obecnie mam termin porodu za 5tygodni i strasznie sie boje.....bo wychodzi na to że bede rodziła SAMA:((((
nasz synek ma 15miesiecy i niestety mamy skomplikowana sytuacje rodzinną i niemamy go z kim zostawić,a niewiadomo nigdy jak poród w czasie sie rozciągnie....ehhh
mam jakies niewyjaśnione obawy,stresuje sie gorzej niż przy pierwszym porodzie:(
czy sa tu mamy które rodziły w UK same
bez partnera???i czy jakoś to przetrwałyście?
boje sie rodzic samej:((
Odpowiedzi
oczywiście wszystkie gesty "wyciągnięcia ręki"sa dla mnie strasznie miłe:))
poprostu myslałam ze znajdzie sie jakas mama która tu lub nawet w polsce rodziła sama i że mnie pocieszy ze np.niebyło tak żle:))
dziekuje jeszcze raz za wszystkie te miłe odopwiedzi:))
U mnie było tak, że zaczęłam rodzić przedwcześnie i mój nie zdążył zjechać do Polski. Trafiłam na salę przedporodową sama i to było straszne!
Leżałam i płakałam między skurczami, chciało mi się pić, bez przerwy dzwonił mi telefon, którego nie mogłam sięgnąć, bo...BYŁAM SAMA!
Ciągle musiałam prosić przypadkowe osoby, które do mnie zaglądały a to o telefon, a to o podanie wody, którą bez przerwy odstawiano za daleko ode mnie. No tragedia!
W końcu, mimo iż zbliżała się godzina 23 zadzwoniłam do mojej mamy (nie pracuje już,więc wiedziałam, że nie idzie jutro do pracy) i prosiłam ją o przyjazd, bo nie dam rady sama i faktycznie by tak bylo zapewne!
Od momentu jej przyjazdu wszystko się zmieniło: stosunek położnych do mnie, przeniesiono mnie na inną piękną salę porodową z wygodami.
Mama podawała mi wodę, pytała lekarzy o co tam trzeba było pytać, wołała ich w razie potrzeby, nawilżała mi usta, ocierała pot itd, itp.
NIE WYOBRAŻAM SOBIE PORODU W SAMOTNOŚCI! Nie ma mowy...
Mój dzwonił do mnie non stop z Niemiec, gadał ze mną, słuchał skurczy i płakał przepraszając mnie, że go tam nie ma i to też było miłe, że był chociaż w taki sposób, ale...FIZYCZNIE musi ktoś z Tobą być.
Takie moje przeżycia i przemyślenia. A moje mama do tej pory powtarza, że poród Maksa, przy którym uczestniczyła (przecięła pępowinę) to najpiękniejsza rzecz w jej życiu i było to magiczne przeżycie, nawet bardziej niż jej własne porody :)
Bardzo miło było mi to usłyszeć...