mroweczka78 po to sa minusy i plusy tak oceniłam twoja wypowiedz tak jak uważałam tak samo ty możesz moją zminusować na pewno się nie obrażę,a po za tym uzasadniłam swojego minusa.:)
Ja się tam też nie obrażam :) masz prawo. Może i jestem matką wariatką, która obwinia siebie o rzeczy, na które pewnie faktycznie i tak nie miałabym większego wpływu :)
2012-10-15 21:34
|
Nie karmię piersią (z kilku powodów, nie będę się tutaj rozpisywać). Mimo, że minęło już kilkanaście dni, wciąż nie mogę pozbyć się poczucia winy z tego powodu. Czy też tak miałyście i jak sobie z tym poradziłyście?
Odpowiedzi
mroweczka78 po to sa minusy i plusy tak oceniłam twoja wypowiedz tak jak uważałam tak samo ty możesz moją zminusować na pewno się nie obrażę,a po za tym uzasadniłam swojego minusa.:)
Ja się tam też nie obrażam :) masz prawo. Może i jestem matką wariatką, która obwinia siebie o rzeczy, na które pewnie faktycznie i tak nie miałabym większego wpływu :)Dla mnie ta cala spiewka o lepszej odporności dzieci na piersi to mozna sobie w dup... wsadzić , widze po dzieciach kolezanek że to wcale nie jest takie oczywiste ze karmienie piersia = sie zdrowsze dziecko ( no chyba ze mnie sie taki wyjatkowo odporny egzemplarz trafil :p ) .
Jeszcze w szpitalu zdarzyło mi się ,że uroniłam łezkę.. AlE nie do końca dlatego,że nie mogłam karmić piersią, a raczej z bezradności.. Moje pierwsze dziecko, pokarmu w piersiach tyle co kot napłakał, dosłownie kilka kropel, sutków brak.. Dziecko w nocy płakało, bo chciało jeść, przystawiałam do piersi, ale co z tego jak tam nic nie było! I tak krzyczało w niebogłosy, a ja nie wiedziałam co mam robić... W końcu poszłam do Pań od noworodków z prośbą, by dokarmiły małego ( no bo co mi pozostało? ) W odpowiedzi na moją prośbę położna z pretensją zabrała małego i odburknęła,że mam go przystawiać do piersi cały czas ( nic innego nie robiłam, odkąd mały był ze mną na sali) na co jej odpowiedzialam,że owszem przystawiam, ale widocznie nie mam tyle pokarmu, no nie wiem, bylam na prawdę bezradna, a babsztyl mi na to "NIE MOŻLIWE".. wyszłam od niej i się najzwyczajniej w świecie popłakałam.. a niby w szpitalu jest PRZYJAZNA ATMOSFERA i PORADNIA LAKTACYJNA.. pssss! dopiero jak wróciliśmu do domku, maluszek dostał butlę to byłam szczęśliwa,że jest mu dobrze, ma pełny brzuszek i przeszły mi te wszystkie wyrzuty sumienia. Owszem, otoczenie wywierało na mnie presję,tak jakbym ja była winna temu,i jakbym z własnej woli karmić nie chciała.. ogólnie brakuje mi tylko tej więzi między matką a dzieckiem podczas karmienia, ale zastąpiłam to innymi czynnościami, jak przytulanie, głaskanie i jestem szczęśliwą mamą:) a się rozpisałam :P heh... Tak więc nie dołuj się, spójrz na pozytywne strony:)
Ja też w szpitalu przeżyłam tzw. terror laktacyjny. Bardzo niemiłe położne "od noworodków" narobiły mi bólu, a małemu strachu. Mnie bardzo boleśnie ściskały piersi, jemu, rozwrzeszczanemu od płaczu, na siłę przyciskali główkę do cyca. Porażka, płakać mi się chce, jak sobie przypomnę :( W domu próbowałam karmić, ale nic z tego... Ściągałam mleko laktatorem, ale miała go tak mało. Wiem, że za szybko się poddałam, ale ciągle miałam w głowie te szpitalne przeżycia.
Jeszcze w szpitalu zdarzyło mi się ,że uroniłam łezkę.. AlE nie do końca dlatego,że nie mogłam karmić piersią, a raczej z bezradności.. Moje pierwsze dziecko, pokarmu w piersiach tyle co kot napłakał, dosłownie kilka kropel, sutków brak.. Dziecko w nocy płakało, bo chciało jeść, przystawiałam do piersi, ale co z tego jak tam nic nie było! I tak krzyczało w niebogłosy, a ja nie wiedziałam co mam robić... W końcu poszłam do Pań od noworodków z prośbą, by dokarmiły małego ( no bo co mi pozostało? ) W odpowiedzi na moją prośbę położna z pretensją zabrała małego i odburknęła,że mam go przystawiać do piersi cały czas ( nic innego nie robiłam, odkąd mały był ze mną na sali) na co jej odpowiedzialam,że owszem przystawiam, ale widocznie nie mam tyle pokarmu, no nie wiem, bylam na prawdę bezradna, a babsztyl mi na to "NIE MOŻLIWE".. wyszłam od niej i się najzwyczajniej w świecie popłakałam.. a niby w szpitalu jest PRZYJAZNA ATMOSFERA i PORADNIA LAKTACYJNA.. pssss! dopiero jak wróciliśmu do domku, maluszek dostał butlę to byłam szczęśliwa,że jest mu dobrze, ma pełny brzuszek i przeszły mi te wszystkie wyrzuty sumienia. Owszem, otoczenie wywierało na mnie presję,tak jakbym ja była winna temu,i jakbym z własnej woli karmić nie chciała.. ogólnie brakuje mi tylko tej więzi między matką a dzieckiem podczas karmienia, ale zastąpiłam to innymi czynnościami, jak przytulanie, głaskanie i jestem szczęśliwą mamą:) a się rozpisałam :P heh... Tak więc nie dołuj się, spójrz na pozytywne strony:)
Ja też w szpitalu przeżyłam tzw. terror laktacyjny. Bardzo niemiłe położne "od noworodków" narobiły mi bólu, a małemu strachu. Mnie bardzo boleśnie ściskały piersi, jemu, rozwrzeszczanemu od płaczu, na siłę przyciskali główkę do cyca. Porażka, płakać mi się chce, jak sobie przypomnę :( W domu próbowałam karmić, ale nic z tego... Ściągałam mleko laktatorem, ale miała go tak mało. Wiem, że za szybko się poddałam, ale ciągle miałam w głowie te szpitalne przeżycia.