na wskutek mojego wyboru zostałam samotną mamą jeszcze w ciąży, bo ojciec dziecka był skrajnie nieodpowiedzialnym człowiekiem i ciągnął mnie za sobą w dół. i gdy zaczęłam myśleć o dziecku, o tym, że zniszczy nie tylko moje, ale i jego zycie, jego przyszłość, rozstałam się z nim w 7 miesiącu ciaży.
główne problemy, które miałam, z tym się wiązały. czułam na sobie ogromną odpowiedzialność za moje dziecko, która nie rozkłądała się na dwoje, jak to jest w typowych rodzinach. ja musiałam dawać sobie radę sama. gdy urodziłam, modliłam się, żeby fizycznie jak najszybciej wrócić do pracy, chociaż na te 2 godziny dziennie. bo miałam własną małą firmę, której utrzymanie kosztowało.
mogłam potem pracować na etacie, za mniejsze lub porównywalne pieniadze, za to z mniejszym stresem i comiesieczną stałą wypłatą. ale wolałam pracować po kilkanaście godzin tygodniowo i wiecej czasu spędzać z dzieckiem, niż 40 h.
trudne były momenty, kiedy sama podejmowałam decyzje o szczepieniu, o leczeniu, rehabilitacji synka. bolał widok szczęśliwych rodziców na niedzielnych spacerach ze swoimi maluszkami. świadomość, ze syn nie ma taty rozrywała na pół.
obecnie mam partnera, który kocha moje dziecko jak swoje, więc przynajmniej już nie mam takich problemów.
inny problem stanowi wieczna walka ze służbą zdrowia. długie kolejki do badań, czas oczekiwania na rehabilitację, gdzie wiadomo, że u tak małego dziecka każdy dzień, tydzień ma ogromne znaczenie dla jego rozwoju. więc rehabilitacja prywatna, zanim dostaliśmy się na państwową. alergolog prywatnie. a wiadomo, że to są naprawdę duże koszty. nie mówiąc już o pobytach w szpitalu i pozostawiającą wiele do życzenia opieką personelu, gdzie miałam poczucie, ze moja obecność przy dziecku jest dla nich ułatwieniem, a pielęgniarki i lekarze sprawiali wrażenie, że wprost przeciwnie.
macierzyństwo daje ogrom radości, ale miało być o problemach, więc... trudno było zaakceptować zmiany w swoich dotychczas przewidywalnym i poukładanym życiu. już będąc w ciaży uczyłam się tego, że to nie ja decyduję, kiedy jestem głodna, kiedy zmeczona, czy śpiąca, i jaki mam humor. to dziecko mną rządziło :) po porodzie trudna była świadomość, że moja niezależność i swoboda zostały znacznie ograniczone. że podejmując decyzje, nie mogę kierować się tylko własną wygodą i moimi potrzebami. dla kogoś, kto lubi mieć wszystko zaplanowane i pod kontrolą, macierzyństwo nie jest łatwe. bo w momencie, gdy wydawało się, że już jest ustalony jakiś rytm dnia, nagle syn bez uprzedzenia zmieniał swoje zachowanie, co wywoływało moją niepewność i dezorientację.
macierzyństwo nauczyło, i nadal uczy mnie elastyczności, tolerancji i odpuszczania sobie.
jest tak, jak wiele mam, moich koleżanek mi mówiło: dziecko coś odbiera, wiele komplikuje, ale to, co daje w zamian wynagradza wszystko.