Oczywiście jak każda chyba matka staram się, żeby moje dziecko miało jak najbardziej zdrowe jedzenie, czyli bez chemii, a że przy okazji takie właśnie nazywa się eko, no to cóż ja poradzę? Inna sprawa, że nie bardzo wierzę, że cokolwiek jest teraz bez chemii. No ale mogę kupować warzywa na straganie, a nie w hipermarkecie...
Nie piorę również w orzechach piorących :) któraś mama napisała, że rozwalają pralkę. To ci dopiero eko :)
Chusta. Noszę i się nie wstydzę :) Ale gdyby moje dziecko wolało wózek, to prawdę mówiąc by mnie to urządzało :) Lepiej wozić niż nosić.
Karmienie piersią. Dla mnie naturalne, wygodne i tanie. Jeśli mam pokarm, dziecko mi się najada, przybiera na wadze, do tego się poprzytulamy troszkę :) ... to po co mam wydawać kasę na mieszanki, wyparzać butelki, mieszać, przyrządzać, pięć tysięcy razy dziennie? ;) A tak wywalam cyca na wierzch i mówię masz!
Zaśmiecanie środowiska to już zupełnie inna bajka. Owszem, dobrze by było, żeby mój syn nie wychowywał się na wysypisku śmieci. A taką wizją właśnie straszą eko-fanatycy. Wolałabym inwestować w spalarnie i oczyszczalnie. A zamiar tego mieć przywilej używania pieluch jednorazowych.