Do terminu porodu zostało mi 9 dni. I jak wiadomo, mogę zacząć rodzić dziś, a mogę za 3 tygodnie.
Dziewczyny, jak zachowywali się tatusiowie Waszych dzidziusiów, mając taką "bombę zegarową" w domu? Mój mąż co kilka minut pyta "to co, rodzimy dzisiaj?", każe mi leżeć i absolutnie nic nie robić, wieczorem przed pójściem spać analizuje wszystkie "objawy", jak mam tylko jakiś skurcz, albo młody kopnie, to mąż prawie w drzwiach stoi i do szpitala chce jechać:)
Może dodam, że ja jestem wyjątkowo spokojna a on szaleje:)
Odpowiedzi
A moj to tak, jakby do konca nie dowierzal... ze to juz.
Jak sie zaczynalo... to on sceptycznie... A czy jestes pewna... ze to juz? Teraz?
Przy pierwszej ciazy, jak sie zaczelo, to mial dzien wolny i chcial sobie pospac... ja po tym, jak kilka razy potanczylam miedzy sypialnia a toaleta, stwierdzilam: mezu! jedziemy, bo to chyba juz! Mezu na to: poczekaj troche... wyspie sie jeszcze chwilke i pozniej pojedziemy... :)
Przy drugim porodzie ogladal "wazny" mecz, jak zaczal sie porod... i mezon prosil o jazde pol godziny pozniej, jak sie mecz skonczy...
I dobrze, ze nie posluchalam, bo drugi porod skonczylby sie wtedy w domu albo na ulicy... :)
Przy trzecim porodzie tez totalny luzik... Ja, ze to chyba juz... a mezon... Jestes pewna? i sceptyczne spojzenie... A moze to jeszcze nie to? A moze poczekamy???... No... to bylo to...
heheh usmielalam sie i w takich waznych zeczach mu porodem przeszkadzalas hehe
Dzidzia od malego zaczelo psocic sie tacie :))