Na blogu w15 rozgorzała dyskusja nt. samobójstwa. Ciekawa jestem Waszego punktu widzenia, tutaj dzielę się swoim.
egoizm? odwaga? tchórzostwo czy głupota?
żadne z tych, albo i każde po trochu. wyobraź sobie, że masz problem. może dla innych ważny, może mniej, ale dla Ciebie najważniejszy. nie potrafisz sobie z nim poradzić. zaczynasz obsesyjnie o tym myśleć. wszystko zaczyna się koncentrować wokół tej myśli. to tak, jakbyś stała przed zwężającym się tunelem. jeszcze widzisz wszystko dokoła. rzeczy, które sprawiają, że warto żyć, osoby, które są dla Ciebie ważne. ale uporczywość pewnych myśli powoduje, że tunel zaczyna Cię przyciągać, na jego końcu widzisz rozwiązanie - śmierć. więc wchodzisz tam i w pewnym momencie przestajesz dostrzegać wszystko to, co było dla Ciebie ważne i ważniejsze. nie widzisz wyciagnietych w swoją stronę rąk które mogłyby Ci pomóc, gdybyś tylko je dostrzegła i schwyciła. to pewnego rodzaju ślepota, świat postrzegasz w ciemnych barwach, nic nie cieszy. samoocena leży na dnie. pojawiają Ci się myśli, że innym będzie beze mnie lepiej, że tylko stwarzam problemy, albo że i tak nikomu na mnie nie zależy. a najgorsze, ze naprawdę w to wierzysz. więc co pozostaje? przecież tu jest tak ciemno... tylko to pieprzone swiatełko na końcu w tunelu niesie jakąś nadzieję. koniec cierpienia, koniec bólu. koniec walki i szamotania się z życiem.
jeśli raczej jesteś pesymistką, nie myślisz o sobie dobrze, nie masz wsparcia w osobach bliskich, w sytuacjach obiektywnie niezagrażających reagujesz nieadekwatnym lękiem, jeśli sens swojego życia widzisz tylko w jednej sprawie/rzeczy/osobie, jeśli w Twoim otoczeniu/rodzinie ktoś popełnił samobójstwo, istnieje duże ryzyko, że przy kombinacji tych i innych czynników sięgniesz po to ostateczne rozwiązanie.
Odpowiedzi
Czasem jest dobrze, a czasem źle. A potem przychodzi ta chwila, te kilka chwil, których nie jesteś w stanie znieść. Może to się i ciągnie. Trwa. Ale to nie ważne. Bo ważne jest to co w tym momencie... co z tego, że jutro wyjdzie słońce? Co z tego, że są ludzie, którzy Cię kochają? Przecież to nie zmniejsza cierpienia, nie sprawia, że życie jest łatwiejsze. Czasem trudniej nawet z tą miłością innych. Z ich obecnością.
Czy dla innych warto żyć? Kiedy kładziesz na szali cierpienie swoje i cierpienie innych po Twojej stracie, nie zawsze wygra poświęcenie... a jarzmo życia dla kogoś jest cholernie ciężkie.
Może jest to egoizm. I co z tego? Czemu w chwili kiedy rozpada Ci się świat, nie możesz pomyśleć o sobie? Możesz. Ludzie myślą o sobie każdego dnia podejmując miliony życiowych decyzji. To też jest decyzja.
A ludziom, którzy nie rozumieją, pozostaje pozazdrościć. Też chciałabym nie rozumieć...
jeśli ktoś będzie chciał się zabić, to i tak to zrobi. to jest jego wybór, czasem jedyny, którego może dokonać, i ja nie zamierzam odbierać mu tej ostatniej rzeczy, która od niego zależy, bo to jeszcze bardziej zepchnie na dno. ale zanim sięgnie po to rozwiązanie, proponuję poszukać alternatywy. i zawsze do tej pory udawało się to zrobić. wyprowadzić z tunelu, pokazać, że mimo wszystko warto żyć.
aczkolwiek - zgodzę się z Tobą także w kwestii życia dla kogoś. bo nie o to chodzi, zeby żyć dla kogoś, tylko dla siebie. bo to jest kolejna pułapka. uzależniając sens naszego istnienia od innych osób stajemy się zewnątrzsterowni, i wiele ryzykujemy. bo co się stanie, gdy te osoby znikną, lub się od nas odwrócą? ponownie będziemy w pustce...
podobnie jest z samooceną. jeśli jest wewnętrzna, niezależna od innych, wtedy naprawdę nas ogrzewa. to jak z domem, w którym mamy swój piecyk. gorzej, gdy go nie ma, i nasze ciepło/szczęście zależy tylko od tego, czy zaświeci słońce, czy nie...