indoor i nie tylko
Po przeczytaniu waszych wpisów czuję się „zobligowana” do wyjaśnienia mojego stanowiska tzn. chęci zmian i wyjścia z domu. Chociaż się nie znamy to jednak nie chcę, żebyście pomyślały, że jestem wyrodną matką i nie mogę się doczekać kiedy wyrwę się z domu i zostawię Tosię pod opieką kogoś innego..dużo nad tym myślałam, miałam nawet dołek, o którym zresztą pisałam na blogu i widzę to tak: mam 28 lat, przez poprzednie lata pracowałam, robiłam coś, co na początku sprawiało mi wiele radości i satysfakcji, z czasem moja szefowa zaczęła mnie wykańczać a praca brzydła mi z dnia na dzień, czuję, że jeśli czegoś nie zmienię TERAZ to już utknę na dobre, ponoć każdy czas jest dobry na zmianę, na co mam czekać??? Czas leci – dla pracodawców i tak jestem już mało atrakcyjnym pracownikiem, Tosia rośnie i za chwilkę pójdzie do przedszkola i szkoły a ja zostanę w tym samym miejscu, będę zdołowana, będę przychodzić do domu i wyładowywać się na mężu i dziecku, moje frustracje staną się codziennością aż wreszcie coś we mnie pęknie. Taki mam charakter, nie lubię tkwić w miejscu – odszukuję w sobie siły, chęć walki na nowo, bo walczę nie tylko o siebie, ale o moje dziecko i swoją rodzinę mąż lubi kiedy się uśmiecham :-D – nie jestem i nie będę Martyną Wojciechowską, nie zostawiam dziecka na 2 miesiące, nie jadę do dżungli, gdzie zarażam się tajemniczą chorobą od orangutana i spędzam kolejne tygodnie w szpitalu, po czym zdrowieję, jadę do wawy na bankiet a z bankietu na K2. Dogadaliśmy się z mężem, on widzi , że potrzebuję tego jak powietrza, on pracuje w systemie dyżurowym – jak mnie nie będzie, będzie on, a jak się „zbiegniemy” z terminami to teściowa obiecała przyjechać – wiem , że to nie będę JA, ale wolę być z Tosią krócej a intensywniej i szczęśliwiej, niż cały dzień i narzekać, płakać po kątach i przekazywać takie emocje córce. Chcę, żeby była silną kobietą, umiała walczyć o siebie – i to JA muszę jej TO przekazać.
No to teraz będę się chwalić :)))) wczoraj nie zjadłam niczego słodkiego i dziś też. Zapomniałam wam wczoraj napisać:
Kolacja-mozzarella w wersji light, pomidorki, bazylia mniam
Dziś : śniadanko rogalik z kawką, obiad zupka pomidorowa, kolacja: kanapeczki z serkiem naturalnym light i herbatka.
No i temacik główny INDOOR CYCLING, czyli to o czym miałam wam już wczoraj napisać
Zaczęłam uprawiać ten „sport” kilka miesięcy przed zajściem w ciążę…i chciałam wam dziś go polecić. Ogólnie nie jest to nic innego jak jazda na rowerku stacjonarnym w rytm muzyki, ze zmiennym tempem, oczywiście nie na siedząco , ale z dupką w górze przez ok. 1h – po pierwszym razie, nie pamiętam jak wróciłam do domu – ale pamiętam , że wdrapywałam się na łóżko i byłam strasznie szczęśliwa i dumna, że dałam radę. Mega wysiłek, ale opłaca się, zmęczenie fizyczne, ale psychicznie pełen relaks!!!Jest kilka programów treningowych BASIC – dla początkujących, FAT BURNING – spalanie tkanki tłuszczowej, ENDURANCE – program dla zaawansowanych, wytrzymałościowy i SPORT – rzeźnia , nie chodzę odkąd zaszłam w ciążę, ale od września wracam do treningów – 2 razy w tygodniu po godzince, wcześniej chodziłam do klubu fitness MŁYN a teraz znalazłam coś bliżej siebie i będę mogła wyskoczyć jak już położę Tosię spać, na zajęciach jest ok. 9-10 miejsc, trzeba rezerwować na te bardziej chodliwe godzinki. Dziewczynki polecam taki sporcik szczególnie jak pada i w zimie, a na wiosnę i lato – wiadomo
oto moja bryka - ta na zdjęciu
nie trzeba siedzieć w klubie tylko na siodełko i gaz do dechy choć przyznam, że zwykła jazda na rowerze to nie to samo, indoor cycling to zdecydowanie większy wysiłek, a i motywacja jest wieksza jeśli zapłaci się za karnet :)