ja mam mega duzo szczescia i radosci w sobie ze juz nie dlugo. napewno jest troche strachu jak to bedzie, bo to moja pierwsza dzidzia ale raczej radosc.
tylko w nocy marudze, bo nie moge sie ulozyc i spokojnie spac... hehehe
Wiem, jest to pojęcie znacznie mniej popularne niż depresja poporodowa, ale zastanawiam się czy któraś z was, szczególnie tych w zaawansowanej ciąży też coś takiego przeżywa, czy jest wręcz odwrotnie tzn. jesteście coraz szczęśliwsze na myśl, że wkrótce pojawi sie dziecko. Mnie dopadło na początku 8 miesiąca, tzn. na początku września...
ja mam mega duzo szczescia i radosci w sobie ze juz nie dlugo. napewno jest troche strachu jak to bedzie, bo to moja pierwsza dzidzia ale raczej radosc.
tylko w nocy marudze, bo nie moge sie ulozyc i spokojnie spac... hehehe
wow... aleś wizję roztoczyła... :) też mam wiele z Twoich lęków,ale one nie są chyba tak dominujące. średnio raz na kilka dni odzywa się któryś z poniższych:
lęk o finanse (polityka myślenia pt. jakoś to będzie, do mnie nie przemawia),
lęk dot. tego, że obecnie z moim mężczyzną bywa różnie, a co dopiero jak dojdzie dziecko, bo wiadomo, że konflikty często narastają. dziś np. zrobiłam mu wykład na temat tego, jak powinien się do mnie odzywać, żeby potem mnie dziecko szanowało. no i skończyło się niezłą awanturą i praniem brudów z całego roku :/ bo z nas dwa uparciuchy są.
też się obawiam, czy na porodówkę będę w stanie sama za kierownicą zajechać, bo on nie ma prawka, w dodatku ma wiecznie ściszoną komórkę, a mojego taty może nie być w pobliżu.
boję się o moje zdrowie. bo jestem po operacji dwóch kolan, mam pokrzywioną miednicę. już się kolana odzywają i krzyż napieprza, a co dopiero będzie potem.
boję się, ze nie dam sobie rady, ze się załamię w pierwszych miesiącach, gdzie życie przebiega zamkniete jest w cyklu powiedzmy 2-godzinnym, wg schematu: karmienie, odbijanie się, przewijanie, usypianie, uspokajanie, karmienie, odbijanie się, przewijanie itd. gdzieś w tym wszystkim kradzione minuty na sen.
ale to jest pryszcz. najbardziej się boję, ze dzidziuś nie będzie zdrowy. bo jakoś sobie uroiłam, że mi to jeszcze życie musi dokopać, i pewnie tą działkę wybierze.
i... możecie się śmiać - boję się, ze moj synek nie będzie ładny :| no bo koleżaka ma ślicznego synka, poprzeczka jest wysoko ;) a druga ma tak brzydkie dziecko (poważnie, są takie), ze przez usta mi nie przechodzi zachwycanie się nim (to już duża dziewczynka)
gdzieś w którymś z Twoich postów czytałam, że nie zareagowałaś euforią na 2 kreski. tak jak ja. i myślę sobie, że może nasze lęki gdzieś się stąd biorą...ale nie wiem,gdybam sobie :)
niech się doświadczone (czyt. wyżej w ciaży i po porodzie) mamy wypowiedzą :)
wiesz, pocieszające jest to, że nie wszystko musi wyleźć przez taką małą dziurę, sporo wypływa ;) a do porodu jest was troje, więc niezła ekipa - ty trochę popchniesz, maluch sam podpełznie, a położna wyciągnie :) a teraz to odpoczywaj na zapas, poobkładaj się książkami, filmami, wszytskim tym, czym za 2 tygodnie nie będziesz już mogła się zająć...
a jak zejdziesz przy porodzie, to przynajmniej mąż będzie wiedział, ze poród to nie taka łatwa sprawa ;) żartuję, dość wisielczego humoru ;) tu akurat schizujesz ponadprzeciętnie, więc sio mi z takimi myślami!!
no to witam w klubie mam zestresowanych w I trymestrze (ja się conajmniej 2 razy rozstawałam z facetem, wierz mi, nie z powodu błahostek, i dowiedziałam się, ze jesteśmy w totalnej dupie finansowej, co bardzo napawa optymizmem w kontekście ciąży).
pierwsza w nocy, dość bredzenia ;)