Nie martw się , ten etap na pewno minie. Ja też miałam CC, ale akurat nie uważam, że to sposób porodu weryfikuje uczucia. Ja miałam rodzić naturalnie do ostatniej chwili, na USG juz w szpitalu( po przyjęciu na porodówkę 2 tyg po terminie) okazało się, ze synek jest za duży ( 4,500 kg ) na poród SN. Stwierdziłam bez wahania, że nie ryzykuję i chcę cesarkę. Przez pierwsze miesiące był bardzo trudnym dzieckiem, non stop płakał przez kolki, non stop wisiał na cycku, nie chciał jeść z zadnej butelki przez co mogłam wyjśc z domu max na godzinę, w nocy budził się co godzinę. A ja codziennie zastanawiałam się kiedy urośnie i zacznie się " normalnie zachowywać" dzisiaj ma 16 msc i już nie pamiętam jak kiedyś denerwowałam się bezsilnością na jego zachowanie. Nie wyobrażam sobie zycia bez niego, a kocham go tak bardzo, że nie da się tego opisać słowami :)) także głowa do góry i obiecuję Ci, że z każdym dniem będzie tylko lepiej :)
Wiem, że za to co teraz napiszę wiele Mam powinno mnie zmieszać z błotem, ale nic nie poradzę na to, że mam takie odczucie. Jak wiele z Was wie, nie urodziłam naturalnie, nie było mi dane tego przeżyć. Powodem tego było ułożenie miednicowe Kacpra, jak później się dowiedziałam nie mógł się obrócić, ponieważ miał pętle na szyji z pępowiny, która to znowu była strasznie krótka i go hamowała. Mniejsza jednak już o to, nie chcę myśleć o tym jak niewiele brakowało, żeby się udusił... Mój "poród" odbybył się 30.07 po tym jak uwaga - odeszły mi wody nad ranem, czyli udało się żeby akcja zaczęła się samoistnie, o 6 rano mogłam poczuć nawet co to znaczy ból porodowy - krzyżowy, ale jedynie przy rozwarciu na 3cm, czyli tyle co nic... Po godz. 9 byłam już na sali operacyjnej.
Już od początku ciąży mąż wspominał, że bardzo chce być przy porodzie, że przejdziemy przez to razem, że będzie to dla mnie na pewno trudne, ale że On będzie obok i będzie mnie wspierał. Marzyłam o wspólnych dwóch godzinach po porodzie. Tylko ja, mąż i Nasz Skarb. Chodziliśmy na dni otwarte wybranego przez nas szpitala, oglądałam sale porodowe i poporodowe. Dowiadywaliśmy się wszystkiego o porodzie rodzinnym. Wszystko było zaplanowane, złudnie zaplanowane... Teraz wiem, że planowanie było najgorszą rzeczą jaką mogłam zrobić w tym temacie. Nie miałam wsparcia bo M musiał zostać za grubymi drzwiami, byłam wystraszoną, młodą kobietą, martwiącą się o życie Maleństwa, które nosi w sobie, byłam sama w tym kulminacyjnym momencie. Znieczulenie nie zadziałało od razu tak jak powinno, zaczęli mnie ciąć na żywca, bolało...bardzo bolało, wymiotowałam... nade mną te jaskrawe lampy i pełno ludzi w białych kitlach. Wspaniałych ludzi, którzy rozmawiali ze mną podczas całego zabiegu i podtrzymywali na duchu, ale byli to jednak obcy ludzie... W końcu zobaczyłam Maleństwo, zostało przystawione do mojego policzka, po którym spływały rzeki łez. W tamtym momencie myślałam tylko o Mateuszu, który nie może być przy nas...który nie może utulić wraz ze mną, naszego upragnionego Syna, nie było dwóch magicznych wspólnych godzin. Ja zobaczyłam Kacpra na sali operacyjnej, później Mateusz zobaczył Go za drzwiami porodówki i wraz z położną przeszedł do pokoju położnych aby zająć się Jego ubraniem . M nie widział mojej reakcji na dziecko, ja nie widziałam Jego. Szybko się co prawda spotkaliśmy znów, tym razem w 3kę, ale jednak to nie to samo...
"Choć do Mamy"
Czytam tu każdego dnia piękne wpisy porodowe...i oczy same się szklą...a często tama puszcza i łzy spływają po policzku. Spoglądam wtedy na Kacpra i jest mi tak przykro, że nic nie mogłam zrobić aby było inaczej.
Każdego dnia walczę, aby dać Kacprowi jak najwięcej czułości i zastąpić tę więź, której nie ma, jak najlepszą opieką. Walczę aby pokochać swoje dziecko miłością bezgraniczną i bezwarunkową, lecz wiem, że miłość musi przyjść sama aby spełniała powyższe kryteria...
Wiem, że CC uratowało, życie Kacpra i to jest najważniejsze, ale...no właśnie ale... Przez to, że Kacper został ze mnie wydobyty bez mojego udziału powoduje, że często nie czuję się Jego matką. Czuję się tak jak za dawnych czasów, kiedy Siostra przywoziła mi swoją córkę abym się nią zajęła, bo ona akurat ma załatwienia. Musiałam się wtedy zajmować tym maleństwem i być za nie odpowiedzialna, nie czułam wtedy jakiejś więzi, przecież była to tylko moja siostrzenica. Teraz Jednak mam Syna i ta więź tak na dobrą sprawę też nie istnieje.
"Mama przewinie"
"Mamusia teraz nakarmi"
"A teraz Kacperek pójdzie z Mamusią i Tatusiem na spacerek"
Mówię tak, ale tego nie czuję... ; (((
Boże, mam nadzieję, że On nigdy, prze nigdy nie odczuje tego, że ja tak na dobrą sprawę mało co czuję...albo czułam (jeżeli miałoby się to z czasem zmienić).
Pociesza mnie fakt, że mają też tak czasami Matki, które rodziły naturalnie, pociesza mnie myśl, że CC miało też najważniejszą zaletę-życie mojego dziecka, pocieszam się tym, że mogę próbować kolejne dziecko urodzić naturalnie. I wiecie co...? Chyba tak bardzo chciałabym to poczuć ( tak, chciałabym poczuć ból, ten cholerny ból, który wiele z Was opisuje i użyć całej swojej siły na poród naturalny), że już teraz w głowie mam drugie dziecko (choć wiem, że dla Jego dobra lepiej aby pojawiło się później).
Komentarze
Wyświetlono: 21 - 28 z 28.
Właśnie Kati ostatnio czytałam o tym na Twoim blogu i chylę w Twoją stronę czoła...
Ja, w odróżnieniu od Ciebie bałam się porodu naturalnego i tego, ze przez ten ból, który mi dziecko "zada" nie będę umiała go pokochać, dlatego zdecydowałam się na cesarkę. Czy go pokochałam od razu? Chyba tak, ale to nie była taka miłość jaką czuje teraz. Przez pierwsze pare miesięcy synek dał mi tak w kość, że wyłam dzień w dzień. Miałam dosyć wszystkiego i jego również. To niestety normalne, chyba sporo kobiet tak ma. A baby blues to najgorsze co może być. Bo z każdym bólem fizycznym można sobie poradzić, ale ból psychiczny jest dużo gorszy:( Na pewno dasz radę i za pare miesięcy będziesz to ze śmiechem wspominać. Nie oceniaj siebie tak surowo... od tego masz innych;) czytaj teściowie i inni "życzliwi";)
A u mnie jest odwrotnie... Czuję się super z myślą, że miałam cc. Pierwsze cięcie nie było z wyboru, bo nie stać mnie było na cesarkę na życzenie (szkoda), na drugie już poszłam, bo tego chciałam, decyzja należała do mnie... Time... jestem przekonana, że z czasem będzie już tylko lepiej
kochana, też nie miałam wyboru i musiałam mieć cc i przez wiele miesięcy na wspomnienie tego płakałam, tak bardzo chciałam urodzić naturalnie, przynajmniej spróbować. i tak samo jak ty mamą nie poczułam się od razu, ale ja miałam baby bluesa, takiego mega i dopiero jak mi minął to oszalałam na punkcie dziecka. teraz z perspektywy czasu chce mi się śmiać, bo naprawdę nie ma znaczenia, w jaki sposób dziecko się rodzi :) daj swoim hormonom czas na oswojenie z sytuacją i wybierz się do ginekologa, niech sprawdzi, czy nie masz depresji.
i glowa do góry, naprawdę twoje lęki i smutki nie są niczym dziwnym :) bużka
dzieki Twojemu wpisowi zrozumialam roznice miedzy porodem naturalnym a cesarskim cieciem,tz nie wiedzialam ze cc moze tak namieszac,i w sumie Cie rozumiem,mam nadzieje ze bedziesz miala jeszcze okazje urodzic naturalnie i porownac oby dwa porody poczym stwierdzisz ze dziekujesz iz 1 urodzilas wlasnie tak,trzymaj sie