Dziwne to trochę. Ja też chciałm rodzić naturalnie i zaczełam ale to co przeżyłam to było najgorsze przeżycie. Brak postępów porodu, Leon za duży nic z tego nie wyszło. Cisnienie skakało mu jak szalone ja już bylam wyczerpana i modlilam sie o ta zasrana cesarke z ktora dlugo zwlekali. Wszystkie emocje ze mnie zeszly jak wyjeli Leonka i okazalo sie ze jest caly i zdrowy mimo mojej cukrzycy mimo problemow przy naturalnym porodzie i serio to byla milosc od pierwszego wejrzenia mimo ze nie rodzilam naturalnie i jak to nazwalas 'wydobyli' go ze mnie. Bardzo sie ciesze ze to byla cesarka i grubo sie bede zastanawiac nad kolejnym porodem naturalnym. Kocham moje dziecko nad zycie i nie uwazam ze porod naturalny jest wyznacznikiem milosci do dziecka. Może takie masz odczucia bo dla Ciebie najwazniejsze bylo urodzic naturalnie a nic z tego nie wyszlo. Nie wiem, nie umiem sobie jakos sensownie tego wytlumaczyc.
Wiem, że za to co teraz napiszę wiele Mam powinno mnie zmieszać z błotem, ale nic nie poradzę na to, że mam takie odczucie. Jak wiele z Was wie, nie urodziłam naturalnie, nie było mi dane tego przeżyć. Powodem tego było ułożenie miednicowe Kacpra, jak później się dowiedziałam nie mógł się obrócić, ponieważ miał pętle na szyji z pępowiny, która to znowu była strasznie krótka i go hamowała. Mniejsza jednak już o to, nie chcę myśleć o tym jak niewiele brakowało, żeby się udusił... Mój "poród" odbybył się 30.07 po tym jak uwaga - odeszły mi wody nad ranem, czyli udało się żeby akcja zaczęła się samoistnie, o 6 rano mogłam poczuć nawet co to znaczy ból porodowy - krzyżowy, ale jedynie przy rozwarciu na 3cm, czyli tyle co nic... Po godz. 9 byłam już na sali operacyjnej.
Już od początku ciąży mąż wspominał, że bardzo chce być przy porodzie, że przejdziemy przez to razem, że będzie to dla mnie na pewno trudne, ale że On będzie obok i będzie mnie wspierał. Marzyłam o wspólnych dwóch godzinach po porodzie. Tylko ja, mąż i Nasz Skarb. Chodziliśmy na dni otwarte wybranego przez nas szpitala, oglądałam sale porodowe i poporodowe. Dowiadywaliśmy się wszystkiego o porodzie rodzinnym. Wszystko było zaplanowane, złudnie zaplanowane... Teraz wiem, że planowanie było najgorszą rzeczą jaką mogłam zrobić w tym temacie. Nie miałam wsparcia bo M musiał zostać za grubymi drzwiami, byłam wystraszoną, młodą kobietą, martwiącą się o życie Maleństwa, które nosi w sobie, byłam sama w tym kulminacyjnym momencie. Znieczulenie nie zadziałało od razu tak jak powinno, zaczęli mnie ciąć na żywca, bolało...bardzo bolało, wymiotowałam... nade mną te jaskrawe lampy i pełno ludzi w białych kitlach. Wspaniałych ludzi, którzy rozmawiali ze mną podczas całego zabiegu i podtrzymywali na duchu, ale byli to jednak obcy ludzie... W końcu zobaczyłam Maleństwo, zostało przystawione do mojego policzka, po którym spływały rzeki łez. W tamtym momencie myślałam tylko o Mateuszu, który nie może być przy nas...który nie może utulić wraz ze mną, naszego upragnionego Syna, nie było dwóch magicznych wspólnych godzin. Ja zobaczyłam Kacpra na sali operacyjnej, później Mateusz zobaczył Go za drzwiami porodówki i wraz z położną przeszedł do pokoju położnych aby zająć się Jego ubraniem . M nie widział mojej reakcji na dziecko, ja nie widziałam Jego. Szybko się co prawda spotkaliśmy znów, tym razem w 3kę, ale jednak to nie to samo...
"Choć do Mamy"
Czytam tu każdego dnia piękne wpisy porodowe...i oczy same się szklą...a często tama puszcza i łzy spływają po policzku. Spoglądam wtedy na Kacpra i jest mi tak przykro, że nic nie mogłam zrobić aby było inaczej.
Każdego dnia walczę, aby dać Kacprowi jak najwięcej czułości i zastąpić tę więź, której nie ma, jak najlepszą opieką. Walczę aby pokochać swoje dziecko miłością bezgraniczną i bezwarunkową, lecz wiem, że miłość musi przyjść sama aby spełniała powyższe kryteria...
Wiem, że CC uratowało, życie Kacpra i to jest najważniejsze, ale...no właśnie ale... Przez to, że Kacper został ze mnie wydobyty bez mojego udziału powoduje, że często nie czuję się Jego matką. Czuję się tak jak za dawnych czasów, kiedy Siostra przywoziła mi swoją córkę abym się nią zajęła, bo ona akurat ma załatwienia. Musiałam się wtedy zajmować tym maleństwem i być za nie odpowiedzialna, nie czułam wtedy jakiejś więzi, przecież była to tylko moja siostrzenica. Teraz Jednak mam Syna i ta więź tak na dobrą sprawę też nie istnieje.
"Mama przewinie"
"Mamusia teraz nakarmi"
"A teraz Kacperek pójdzie z Mamusią i Tatusiem na spacerek"
Mówię tak, ale tego nie czuję... ; (((
Boże, mam nadzieję, że On nigdy, prze nigdy nie odczuje tego, że ja tak na dobrą sprawę mało co czuję...albo czułam (jeżeli miałoby się to z czasem zmienić).
Pociesza mnie fakt, że mają też tak czasami Matki, które rodziły naturalnie, pociesza mnie myśl, że CC miało też najważniejszą zaletę-życie mojego dziecka, pocieszam się tym, że mogę próbować kolejne dziecko urodzić naturalnie. I wiecie co...? Chyba tak bardzo chciałabym to poczuć ( tak, chciałabym poczuć ból, ten cholerny ból, który wiele z Was opisuje i użyć całej swojej siły na poród naturalny), że już teraz w głowie mam drugie dziecko (choć wiem, że dla Jego dobra lepiej aby pojawiło się później).
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 10 z 28.
Wiele matek po porodach sn ma podobne odczucia do Twoich. Ten etap minie. Wrócisz wkrótce do normy psychicznej :) Nie załamuj się.
Pamietaj tylko , ze te opisy porodów sa czesto koloryzowane ;)
Boze co ja bym dala za cc ...
Szkoda ze mimo CC mąz nie mogł byc obok Ciebie , W UK nawet w trakcie cc i po cc partner jest cały czas obecny . Może to by troche zmieniło twoje odczucia .
No ale syty głodnego nie zrozumie .
A to co czujesz to wiele mam tak ma i to tez po SN , troche minie czasu zanim na dobre do ciebie dotrze ze jestes mama ;)
Nie załamuj się myślę że to co ty teraż przechodzisz przechowi wiele mam tylko żadko się do tego przyznają a ty zrobilaś coś wielkiego !!!! Pryznałaś się do problemu widzisz co się dzieję ja mam w sobie synka i co bardziej rozczulam się na widok malych kotków niż małych dzieci , myślę że poród nie ma tu nic do żeczy kachana będzie dobrze
Myślę, że hormony Ci jeszcze buzują i dlatego tak myślisz. Miałam podobnie ja Ty. Nastawiona na poród naturalny, a tu nic. Po 24h w męczarni zrobiono mi cc. Mojej córce groziła zamartwica wewnątrzmaciczna, a ja dostałam partych przy 5 cm rozwarcia. I pomyśl, że moje dziecko było ładnie ułożone, a i tak się nie udało. Na mojej gabaryty była za duża choć tak naprawdę mała ( 3180g i 54cm).
Do tego doszedł nacisk na karmienie piersią na które tylko i wyłącznie byłam przygotowana, a tu... dupa. Zero pokarmu do 8 doby życia Lenki, a później już cycuś mamy był beee. Byłam załamana,że tak się stało i słyszałam czasem od starszych babek "cesarka eee to się nie wymęczyłaś" "karmisz sztucznie to jak nie matka" pfff okropne to było, ale dałam radę.
To Twoje dziecko! Nosiłaś je pod sercem! Było w Tobie!
Wcale to nie to samo ja opieka nad siostrzenicą. O nią nie dbałaś jak była w brzuszku. Nie czułaś jej jeszcze w łonie. Najważniejsze jest to żebyś nie myślała teraz,a bo ja sobie zaplanowałam naturalny i tak nie było to jest źle! Nieprawda! Każdy poród to poród! Każdy wiąże się z bólem! Myśl teraz tylko o synku i o tym jak to fajnie było mieć go w brzuszku, Nie ważne którędy wyszedł! Ważne, że wyszedł z Ciebie :*
Głowa do góry! :*
Honia ja mam podobnie jak Ty- nie jesteś sama.
ja strasznie bałam sie cc, najbardziej tego że nie bedzie przy mnie męża na którego zawsze mogłam liczyć, po prostu gdyby stał obok to wiedziałabym że wszystko bedzie ok, że nie jestem sama, a tak to tylko gromada obcych ludzi wokoło, czułam sie okropnie. Nie czułam sie matką tego dziecka. Nawet zrobiłam tu sonde na ten temat. Po prostu nie potrafiłam wypowiedziec słów "a jak ja urodziłam Antka" bo nie czułam że go urodziłam, nie miałam instynktu macierzyńskiego. Na szczeście przeszło mi po jakichś 2, 3 miesiacach i teraz juz czuje ze jestem jego matką, że go urodziłam, wiem że on mnie kocha i to dla niego żadna róznica jak sie urodził :0 chyba ....Tobie też na pewno to minie, przyjdą to konkretne, mocne uczucia, zobaczysz :) ja jak widziałam jak sie męczyły dziewczyny na sn to się strasznie ciesze że miałam cc :)
Kochana to Twój syn i nic tego nie zmieni. Ty go nosiłas pod serduszkiem i walczyłas o to żeby wszystko było dobrze. A to,że musieli go wyjąć nic nie znaczy. Ja tam Cie podziwiam...nie wiem jak bym zachowała sie na Twoim miejscu z tym brakiem działania znieczulenia i w ogule. zycie pisze rózne scenariusze i wszystkirgo nie przewidzisz najważniejsze,że to wszystko macie juz za soba i teraz trzeba myslec tylko o tym jakie cudowne i mniej cudowne chiwle też,czekaja Was jako rodziców. Trzymam kciuki!!!