To Wam się spacer "udał " :) A ja się prawie posikałam czytając wyżej zapisany tekst :) pozdrawiam serdecznie :)
Dzisiaj cały dzień była piękna pogoda... Postanowiliśmy zatem wykonać z Janiką Rundę Honorową jej Turbowanem po osiedlu... ubraliśmy Królewnę w dresy i kurteczki (bo w końcu kwiecień-plecień i zimno być może...), skarpetki, butki, czapeczki... okryliśmy kocykami - różowymi i wyruszyliśmy na miasto! I byłaby nasza sielanka tak trwała i trwała te pierwsze piętnaście minut, gdy ja taka stęskniona oglądałam rozwinięte już na krzewach zielone wiosenne listeczki, a Adaś popisywał się umiejętnościami w kierowaniu Turbowanem gdyby nie złośliwa Mateczka Natura, która ten nasz sielankowy humor i nastrój oraz wydarzenie tak ważne jak RUNDĘ HONOROWĄ postanowiła spier****ć. Tu przepraszam za słowo wulgarne, ale dla kogo jak dla kogo (bo Janika miała ten cały spacer głęboko w nosie) dla mnie to miało być wydarzenie okraszone kopą fotek z różnej perspektywy, słoneczkiem grzejącym wesoło i ze świergolącymi wróbelkami w tle. I co? I gówno. Tak jak ze wszystkim od początku. Gdy doszliśmy do połowy drogi (punkt zaczepienia- Kościół), Niebo wezbrało od burzy a w powietrzu czuć było nadchodzącą katastrofę pogodową... eeegggghhh;/ I musieliśmy spierdzielać w te pędy do chaty drogą najktószą z możliwych, prawieże przez żywopłoty i klomby pełne bratków, lawirując pod balkonami z których zwieszone były smutne flagi polskie żałobnym kirem ozdobione. Taka też była ta pierwsza, jedyna, niezapomniana... Runda Honorowa jop jej mać. Dziecięcię ty moje... zrodzone w czasie wulkanicznych erupcji, tragedii, pogrzebów i Toruńskich kataklizmów pogodowych... żebyś ty widziała tę swoją matkę, która wrzuca na ul. Kozackiej piąty bieg... żeby żadna kropla i żaden deszcz Ci krzywdy na zdrowiu nie wyrządziły... posikałabyś się ze śmiechu.