26 lipca 2017
Zaczęłam normalnie dzień jak zawsze. Ugotowałam obiad, spędzałam czas z synkiem na dworze. O 12:30 wróciliśmy do domu i zaczęłam zwracać uwagę na to, że brzuch mi się napina. Stwierdziłam, że to pewnie zwykłe przepowiadające i jeżeli nie ustaną do jakiejś 14 to wezmę ciepłą kąpiel i zrobię test z nospą. O 14:30 czułam je "lepiej" więc stwierdziłam, że się wykąpie, ogarnę. Przed kąpielą wzięłam jeszcze dwie nospy. Kąpiel trwała dosyć długo bo skorzystałam z okazji i ogarnęłam się i ogoliłam tu i ówdzie. Po kąpieli jednak napinania nie ustawały. Postanowiłam zająć się domowymi czynnościami, umyłam naczynia, wstawiłam i rozwiesiłam pranie lecz zaczęły bardziej dokuczać mi te skurcze. Mierzyłam aplikacją w telefonie i od początku kiedy zauważyłam je były co 3 minuty. Postanowiłam pojechać do szpitala bo już mąż mówił, że widać po mnie, że odczuwam je. O 17 godzinie przyjęli mnie na porodówkę a tam na tym ktg te skurcze pisały się jakby chciały a nie mogły. Rozwarcie było na centymetr. Położyli mnie na sali przedporodowej na trakcie abym mogła się zdrzemnąć i rano aby zobaczyć co się dzieje. Zasnęłam dopiero o 1:30 a obudziłam się o 3:30 i tak wyglądał mój sen.
27 lipca 2017
O godzinie około 6 typowe badania - ciśnienie, temperatura. O 6:30 podłączyli pod ktg, a tam o niebo lepiej. Pokazywało regularne skurcze co 3 minuty lecz skala maks 80. Więc zapowiadało się w miarę obiecująco. Byłam pod prysznicem oraz stymulowałam sutki. Położna wykonała mi masaż szyjki po którym skurcze nabrały na sile. Poszłam pochodzić i jak wróciłam na badaniu wyszło, że mamy 2 cm. Wiec ja zaczęłam już optymistycznie do tego podchodzić. Położna stwierdziła, że poda mi dwa czopki doodbytniczo które miały pomóc szyjce (niestety nie zapamiętałam ich nazwy a patrzyłam centralnie na nazwę na opakowaniu), zanim je mi zaaplikowała czekała na skurcze aby wykonać mi kolejny masaż a wtedy miałam z 5 z krzyża dosyć mocnych i ten masaż nie wspominam za wesoło. Myślałam, że zejdę tam, polały mi się samoistnie łzy. Potem dostałam te czopki, było to w okolicach 15:30. Położna kazała mi pospacerować aby one się rozpuściły. I wtedy za 30-40 minut cisza, zero. Skurcze wyciszyły się. Nie mogłam w to uwierzyć, że coś co miało mi pomoc wyciszyło akcje która była na dobrej drodze... Zanosiłam się wręcz z płaczu, zaczęłam się denerwować, że nie chcą mi pomóc. Dopiero na następny dzień wiedziałam, że pod wpływem emocji moje myślenie nie było zbyt dobre. Poszłam spać załamana, zmęczona, wykończona.
28 lipca 2017
Rano odbywało się to tak samo jak dnia poprzedniego. Na zapisie ktg pokazało się może ze dwa skurcze. Lekarz podczas wizyty stwierdził, że skoro mamy próbować naturalnie to czekamy. Rozwarcie według lekarza było na 2-3 cm a główka pięknie zjechała i przypierała na szyjkę. A, że jestem tydzień przed terminem to "nie ma co pani bólować". Troszkę mnie to zbiło z tropu. Niestety na oddział patologii ciąży nie mogli mnie cofnąć ponieważ był przepełniony. Mogłam elegancką sale z ciszą i spokojem (z wyjątkiem momentów kiedy kobiety rodziły ponieważ wszystko było słychać bo naprzeciwko była sala porodowa) zamienić na miejsce na patologii na korytarzu to stwierdziłam, że muszę się cieszyć z tego co mam. Położne podnosiły mnie na duchu i starały się poprawić humor oraz żartować. Rutynowo zostało wykonane ktg w okolicach 15 a potem już na wieczór o 19. Badania lekarz nie wykonywał na koniec. Cały dzień mogłam się nasycić, a w związku z tym, że mały był bardzo nisko i przypierał główką o szyjkę mogłam zjeść pierwszy raz porządnie do syta i nie bać się, że złapie mnie zgaga. Postanowiłam postymulować się pod prysznicem aby zobaczyć czy to przyniesie jakieś efekty.
29 lipca 2017
Dzień zaczęłam od przysiadów i stymulacji sutków, na ktg ani jednego skurczu. Rozwarcie badane przez innego lekarza wychodziło na centymetr, nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać.
Wieczorem o 21 podłączyli mnie na zapis ktg. Za chwile zaczął się robić szum, lekarz krzyknął, że szybko muszą jakiejś dziewczynie robić cc. Akurat zmianę miała położna która prowadziła mój pierwszy poród. Ja leżąc przywiązana niemalże do tego łóżka musiałam to słyszeć, coś przez co płakałam nocami po pierwszym porodzie. Takie same słowa tej samej położnej "Oddychaj dla dziecka". Leżałam i płakałam jak dziecko, wróciło to jak grom jasnego nieba. Mimo, że nie tyczyło się to mnie ale dzielił mnie od całej sytuacji tylko parawan. To samo miejsce, te same osoby. Momentalnie mnie rozwaliło na łopatki. Potem szybko przybiegła w masce aby odłączyć zapisy. Ta sama położna, tak samo wyglądała kiedy brali mnie żeby ratować moje dziecko. Wyszłam stamtąd z płaczem. Leżałam na przedporodowej i płakałam jak dziecko bo wróciło coś co siedziało głęboko we mnie. Coś co nie było uleczone. Coś co chciałam tym razem odczarować.
30 lipca 2017
Rano nie wyraziłam zgody na badanie ginekologiczne ze względu na to, że ktg nie pokazywało żadnych skurczy. Poprosiłam lekarza o przeniesienie mnie na oddział patologii ciąży ze względu na to, że wczorajsza sytuacja niestety wpłynęła negatywnie na mnie. Od razu kiedy mnie przenieśli czułam się o wiele bardziej komfortowo. Wyszłam na dwór, pospacerowałam po schodach.
Będąc w toalecie kiedy robiłam siku usłyszałam chlupnięcie. Niemalże głową zanurkowałam w ubikacji aby zobaczyć co to było. Zapaliło się we mnie światełko nadzieje bo było to trochę śluzu podbarwionego na ten kolor który chciałam - czerwono :) Zaczęłam mieć nadzieje, że to jednak bliżej niż dalej.
Wieczorem znowu odeszła większa ilość podbarwionego czopu. Zaczęły się rzadkie skurcze.
31 lipca 2017
Z lekarzem podczas obchodu podjęliśmy chyba najrozsądniejsza decyzje, że tniemy. Wzięłam ja jak i inni pod uwagę to, że rozwarcie stało na trzech centymetrach. Ze straszakiem na tym etapie stanęło i nie chciało ruszyć a nie chciałam powtórki z rozrywki - szybkiej cc pod narkozą ogólną ratującej życie mojego dziecka. Akcje skurczową jako tako miałam, ciało dawało znać, że mały jest gotowy do przyjścia na świat. I takim oto sposobem pierwszy okrzyk wojenny wydał Mikołaj o 9:30. Z wagą 3300g i 55 cm długości.
My się karmimy tylko i wyłącznie cyckiem z czego jestem bardzo zadowolona bo ze starszym mi się nie udało a tutaj wszystko wskazuje, że będzie inaczej.
Pozdrawia was mama dwóch zdrowych chłopców :)
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 5 z 5.
Gratulacja, aczkoliwk troche wspoczuje okoliczności ale to już za tobą :)