Chciloby sie napisac zycie .... Jestes przemeczona , kazdemu sie zdarza . Za duzo masz na glowie , a corka za niedlugo podrosnie i bedzie o wiele latwiej ;)
Tytuł mówi sam za siebie, Z moim M. tragedia, chwilę było lepiej, znowu jest coraz gorzej... juz nie mam nadziei i chyba nawet oddałam tę walke tzw. walkowerem, po prostu jestem zbyt zmęczona, znużona codziennościa, aby sie jeszcze dodatkowo szarpac i poświęcać dla związku, którego juz nie ma...
Pracuje jak wól, dając z siebie tyle ile moge, ile potrafię,
wiem, jak trudno u nas w małej miejscowosci o prace, blisko, nie za najnizsza krajowa, z wsyzstkimi swiadczeniami pracowniczymi,itd... zdaje sobie sprawe ile zajelyby mi dojazdy do sasiednich wiekszych miast, gdzie moglaby byc praca dla osob z moimi kwalifikacjami, doceniam, ze mam prace jaka mam, choc wiadomo... chetnie nieraz bym tym rzucila wszystkim;//
wstaje o świcie, odciagam jeszcze resztki pokarmu, zaraz budzi się córka, robię ,,kolo niej", czyli cała pielęgnacja, sniadanie, rozpiska menu dla mojego alergika na cąły dzięń, przygotowanie urbanek, akcesoriów, leków i maści, zniesienie wózka na dol,itd... przychodzi niania, robie szybko odprawe i galop do pracy, tam też tyle roboty, że nie mam czasu nawet nieraz odczytac sms albo robię to kątem oka, w przerwie w obsłudze klientów, pomiędzy jednym a drugim, albo w tzw. locie...
potem szybko sprawdzanie dokumentacji, rozliczenie dnia i lot z powrotem do domu (na autobus), przejęcie dziecka od niani, czyli wiecznie płacz i histeria, że niania idzie, a matka - zostaje (tak, do tego doszło), uspokajanie własnego dziecka, najczęsciej musze ja czyms zainteresowac, zabawiac, albo wsadzic do wanny, bo lubi wode... meksyk, kolejny kierat z jednego w drugi, kapanie, przewijanie, ubieranie, karmienie, usypianie, potem szybko gotowanie na kolejny dzien i w koncu moge ja cos zjesc, umyc sie, przygotowac strój sluzbowy na kolejny dzien itd...... i noc - bylaby bajka, gdyby choc tu bylo dobrze, ale skad - mała ząbkuje ida wszystkie czwórki naraz, nieraz nie dosypiam, miedzy 1 a 2 w nocy tulac ja i uspokajajac, kiedy moja cierpliwosc dosiega granic i czuje że wybuchne...
i w tym wsyztskim ja sama, m. nawet jesli zjezdza to na dzine,w tedy jest on zamiast niani te kilka godzin, potem znow wraca w trase... mijamy się w drzwiach... i znow wkoło...
oddalamy się z m. nie uslyszalam ani jednego dobrego slowa, ani pochwaly, ani wzmianki, jak widzi, ze sie staram, wrecz jeszcze mi dowala, komentuje, gdy prosze go o ,,wolną " sobote, aby choc troche odespac, on tez zmeczony, wiecznie JA na koncu i moje potrzeby... ja się po prostu nie licze, a teraz jeszcze tesciowa zjechala do PL i dodaje swoje kilka groszy, krytykuje i podwaza moje racje, mozna oszaleć, do tego ostatnio mialam 3 egzaminyw pracy - wszytskie zdalam, nikt nawet nie spytal jak mi poszlo, kiedy mialam czas na nauke czy cokolwiek... czuje ze jeszcze troche i sie wykoncze, albo po prostu spakuje walizki i nie wiem - pojde w sina dal, Boże nawet takie mysli mnie nachodza, nidgy przenigdy wczesniej nie spodziewalabym sie, ze pomysle o czyms takim, ze bede chiala uwolnic się od czlowieka, ktorego jeszcze 2 lata temu tak bardzo mega kochalam... pragnela,.. i chcialam z nim byc i byc i w zyciu nie pomysalalbym o nim zle ani nawet nie przemknjelaby mi przez mysl wizja rozstania a teraz nienawidze siebie z ate mysli, ale nie moge ich wyciszyc one we mnie krzycz ai pulsują i jesli tylko mialabym gdzie sie podziac na pewno by mnie tu nie bylo...
praca poniekąd jest dla mnie ucieczką od domu, choć tam też jest b. ciężko i róznie bywa to jednak tam odpoczywam odcinam się od tych spraw prywtanych,z apominam, nie mysle, nie etsknie, stałam się jakims chyba potworem przez te wszytskie problemy i zmartwienia...
ktos ponadto docenil moje starania zawodowe i byc moze czekaja mnie wkrotce zmiany, a jednak chyba jakis Bóg lub Aniol Stróż czuwa, albo po rpostu szczelsiwe zradzenie losu, ze jednak jakas furtka gdzie sie otwiera i ktos czeka na mnie, dajac mi nowe mozliwosci, ktore byc moze z biegiem czasu pozwola uniezaleznic sie, zaczac Nowe Życie
a Ala? ma 14,5 mies, ciągle czekamy na samodzielny krok, trzymając rękę na pulsie i kontrolując jej rozwój u rehabilitantów i neurologów, ciągle walczymy z alergiami i AZS które wraca jak bumerg, ja czasem popłakuje sobie w poduchę kiedy nie widzi nikt, nie radząc sobie chyba z tym wszystkim...
nie chciałam Was zdołować moim wpisem, chciałam po prostu gdzieś to wyrzucić wypisać się, wygadac , w koncu przynajmniej w zyciu zawodowym jakies pozytywy sa, reszta do bani, czesto o Was myslę, naprawde, co u Was, bardzo się zżyłam z niektórymi dziewczynami i Waszymi losami, ale czasu mi brak na siedzenie tu...
pozdrawiam,
Kasia
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 10 z 15.
wiesz, związek to cholernie ciężka sprawa. na pewno jest Ci ciężko, ale pamiętaj, że nie tylko Tobie. czasem tak jest, że w natłoku obowiązków zapominamy o tych małych gestach właśnie, które tak dużo znaczą.
http://www.mamalla.pl/kiedy-walka-o-zwiazek-przestaje-miec-sens-2/ przeczytaj. bardzo mądry tekst, nawet do mnie dotarły pewne sprawy których nie widziałam, lub nie chciałam widzieć.
Kasiu kochana wytrzymaj, może się poprawi sytuacja
Jeżeli nie ( czego Ci nie życzę) przemyśl swoje życie, bo szkoda je marnować na stracone dni i łzy. Czasami trudne decyzje tak naprawdę zmieniają życie na lepsze.
Dla Ali , małej Królewny milion uścisków
Jesteś mega dzielna i silna :*
Terapia.... Spróbujcie. Tez sa dni, ze chce uciec lub umrzec.
Często tak jest w związkach, kiedy już pojawiają się dzieci, ta codziennośc, rutyna. Ty masz jednak orzynajmniej odskocznię, jakiąś odmianę i widzę, że wolisz byc nawet w pray niż w domu już..
Słuchaj, bez obrazy, ale ciągle piszesz "ja", że nikt o Tobie, nikt dla Ciebie. A czy dokładnie rozmawiłaś o tym ze swoim partnerem? Jak się czujesz? Czy Ty dla iego robisz dużo? Czy znasz też jego problemy i to jak on się czuje?
Wydaje mi się po prostu, że każde z was ma cięzko i jest tym przytłoczone. Każde chciało by podziękowań, docenienia, uznania. Tak jest skonstruowany każdy człowiek. Ale po pierwsze - facet nigdy sam się nie domyśli, nie spyta, nie zaproponuje (w większośc przypadków tak właśnie jest). A po drugie przez ten ogrom obowiązków, napięcie, brak po prostu wszystkim sił, czasu oraz ochoty na wspólne miłe chwile, pogawędki.
Wiem, co mówię, mam podobnie. Często płaczę, często się kłócimy. W nocy próbuję sobie wszystko poukłąac, rzełożyc dobro dzieci nad moje. Mam poczucie krzywdy, tak jak Ty. Staram się jednak sobie to jakoś wytłumaczyc, postawic się też w skórze innej osoby i nie myślec tylko o sobie, bo teraz jest właśnie taki czas poświęcania się, a nie inny.. To kiedyś minie przecież i bardzo wiele się zmieni.. Ja sobie zadaję pytanie co nas zmieniło i w ktorym momencie i czy kiedyś było idealnie? Więc może jeszcze będzie, kiedy codziennośc trochę zelżeje. Nie ma chyba sensu codziennie licytowac się kto ma gorzej i ciężej i że niczego już między parą nie ma.. eh..
A czy macie możliwośc jakiegoś wspólnego wypadu tylko we dwoje, wyjazdu z córką na jakiś czas, odpoczynku? To na prawdę mogłoby pomóc, poprawic te relacje..
No i trzeba zawsze szukac kompromisów, wyluzowac, nie przejmowac się.. kiedyś na pewno będzie ku temu sposobnośc, będzie łatwiej.. Dla dzieci warto zawalczyc, szczególnie jeżeli jest to pierwszy taki kryzys.
I przede wszystkim musimy zacząc doceniac to, co mamy.
A tak poza tym wspólczuję tego przywiązania się córki do niani, to musi byc straszne uczucie.. Zawsze się tego bałam i dziękuję, że nie muszę jeszcze pracowac, chociaż powinnam..
Bardzo ciężko masz i nie uważam ze to po prostu "życie" bo wiele osob ma łatwiej, maja rodzine ktora pomaga, lub tez mąz utrzymuje rodzine i kobieta moze sie skupic na "pielegnowaniu ogniska domowego" itd. Ja tez nie mam nikogo do pomocy tylko nianie, praca wymagajaca- daje z siebie duzo dzięki czemu na przestrzeni 2 lat juz 3 raz dostalam podwyzke. Codzienne dojazdy 3 h w obie strony...Czasem jestem na wykonczeniu tak ze tylko krzycze na dziecko i faceta...Na szczescie on duzo pomaga i ma takie godziny pracy ze w dzien moze czesto z malym siedziec( dzieki czemu prawie nie widujemy sie wieczorami...)
Dla mnie jedynym wyjsciem to w kazda wolna chwile, jesli jest taka mozliwosc i pieniadze spedzac czas razem i w przyjemny sposob( weekend w jakims hotelu, wycieczka itp.) Dzieki temu wiem po co pracuje i mozemy znowu troche sie zblizyc do siebie...Nawet jesli mozliwosci zeby gdzies dziecko zostawic nie ma, ale zawsze to jakas odmiana.
Kryzys- kryzysem, nie zawsze mija, czasem mozna kryzysu po prostu juz nie przetrzymac, trzeba sprobowac cos zrobic żeby zycie nie krecilo sie tylko wokol codziennego "kieratu".