Kurczę, ja mam termin na 4 kwietnia, ale wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to może być z tydzień szybciej. I ciągle myślę, że wszystko już mam, a nagle przychodzi mi do głowy coś nowego, co MUSZĘ KONIECZNIE NATYCHMIAST MIEĆ LUB DOKUPIĆ i się non stop denerwuję, że jak tego nie będę miała, to koniec świata będzie co najmniej. Chyba lepiej będzie jak szybko urodzę, bo zbankrutuję :)
