2011-10-14 09:15 (edytowano 2011-10-14 09:15)
|
Jak wiadomo kilka dni temu poroniłam:( Na pewno jednak za pewien czas, w przyszłym roku będziemy starać się o rodzeństwo dla Buby. Wiem, że chciałabym być znów w ciąży, ale panicznie boję się, że znów pójdzie coś nie tak, że znów poronię. Z Kuba miałam problemy na początku ciąży, ale jakoś je przetrwaliśmy, teraz się nie udało, gdybym znów zaszła w ciążę chyba każdego dnia drżałabym o życie Fasolinki:/ Jak Wy, dziewczyny po poronieniu poradziłyście sobie z tym lękiem? Jak wyglądała kolejna ciąża po poronieniu? Czy były jakieś komplikacje, czy zakończyła się szczęśliwie? Jak szybko zaszłyście w kolejną ciążę? Z góry dziękuję za pomoc i odpowiedzi:)
TAGI
Odpowiedzi
Nie wiem co się u Ciebie stało (przyczyna), ale jak by nie patrzeć zaszłaś szybko po poprzedniej ciąży, a okres ciąży i karmienia wyczerpuje organizm. Jestem przekonana, że gdy odpoczniesz, zregenerujesz się i nabierzesz znów sił, wszystko będzie ok z ciążą! Nie martw się na zapas:)
No właśnie nie wiem co było przyczyna poronienia. Teoretycznie problemy były takie same jak z Kuba, czyli kosmówka nie chciała się ładnie dokleić, a za nią była wolna przestrzeń wypełniona płynem. Groziło mi odklejenie dzidziusia i jego po prostu wypadniecie. Ale tak się właśnie nie stało. Dzidzia była cały czas na miejscu, po prostu przestało bić serduszko, brak wód płodowych itp. Jak byłam w poniedziałek na usg to wszystko było w porządku, a w sobotę dowiedziałam się już, że Fasolinka nie żyje. Dziwne to:/
Nie łam się kochana, może była za słabiutka, wiesz przecież że istnieje ta "selekcja naturalna". To przykre ale ratuje nas przed poważnymi chorobami. I to nie jest zależne od Ciebie i sądzę, że na następną ciążę to nie będzie miało żadnego wpływu. Zresztą widzisz, że urodziłaś zdrowego syna, więc nie należysz do kobiet które nie mogą donosić ciąży.Główka do góry!
Pozdrawiam:)
No właśnie nie wiem co było przyczyna poronienia. Teoretycznie problemy były takie same jak z Kuba, czyli kosmówka nie chciała się ładnie dokleić, a za nią była wolna przestrzeń wypełniona płynem. Groziło mi odklejenie dzidziusia i jego po prostu wypadniecie. Ale tak się właśnie nie stało. Dzidzia była cały czas na miejscu, po prostu przestało bić serduszko, brak wód płodowych itp. Jak byłam w poniedziałek na usg to wszystko było w porządku, a w sobotę dowiedziałam się już, że Fasolinka nie żyje. Dziwne to:/
Nie łam się kochana, może była za słabiutka, wiesz przecież że istnieje ta "selekcja naturalna". To przykre ale ratuje nas przed poważnymi chorobami. I to nie jest zależne od Ciebie i sądzę, że na następną ciążę to nie będzie miało żadnego wpływu. Zresztą widzisz, że urodziłaś zdrowego syna, więc nie należysz do kobiet które nie mogą donosić ciąży.Główka do góry!
Trzymam mocno kciuki. Uda się na pewno! Będziesz szczęśliwą mamą dwóch kochanych brzdąców. Ja poroniłam w 7tc w szpitalu położna mi powiedziała głupia czego ryczysz to przecież nie było jeszcze dziecko....
No właśnie nie wiem co było przyczyna poronienia. Teoretycznie problemy były takie same jak z Kuba, czyli kosmówka nie chciała się ładnie dokleić, a za nią była wolna przestrzeń wypełniona płynem. Groziło mi odklejenie dzidziusia i jego po prostu wypadniecie. Ale tak się właśnie nie stało. Dzidzia była cały czas na miejscu, po prostu przestało bić serduszko, brak wód płodowych itp. Jak byłam w poniedziałek na usg to wszystko było w porządku, a w sobotę dowiedziałam się już, że Fasolinka nie żyje. Dziwne to:/
Nie łam się kochana, może była za słabiutka, wiesz przecież że istnieje ta "selekcja naturalna". To przykre ale ratuje nas przed poważnymi chorobami. I to nie jest zależne od Ciebie i sądzę, że na następną ciążę to nie będzie miało żadnego wpływu. Zresztą widzisz, że urodziłaś zdrowego syna, więc nie należysz do kobiet które nie mogą donosić ciąży.Główka do góry!
Trzymam mocno kciuki. Uda się na pewno! Będziesz szczęśliwą mamą dwóch kochanych brzdąców. Ja poroniłam w 7tc w szpitalu położna mi powiedziała głupia czego ryczysz to przecież nie było jeszcze dziecko....
A to ciekawe, bo mój lekarz też mi tłumaczył, że zarodek mógł mieć wady genetyczne, dlatego się nie rozwijał, natura eliminuje takie zarodki, bo nie mają szans na przeżycie.
Ja Ci powiem tak... Kiedy poroniłam byłam w totalnym szoku i rozpaczy. Dopiero po powrocie do domu, przewertowaniu internetu i wizycie kontrolnej u mojego lekarza otworzyłam oczy na skalę zjawiska. Bardzo dużo kobiet roni wczesne ciąże. Gin mi tłumaczył, że pierwsze poronienie traktuje się jak "przypadek"-wiem brzmi okrutnie, też byłam oburzona, ale on miał rację. Mógł być wadliwy plemnik, mogło być coś nie tak z komórką jajową itd. Pocieszył mnie, że to wcale nie oznacza, że coś ze mną nie tak, że nie trzeba od razu badać tarczycy, robić badań w kierunku cytomegalii itd.
To dało mi nadzieję, że kolejna ciąża będzie zdrowa. Nie powiem, że się nie bałam, że nie miałam chwil załamania, kiedy zagrożenie poronieniem powróciło w tej drugiej ciąży. Leżąc w łóżku miewałam wrażenie, że czekam na kolejne poronienie... ale starałam się myśleć pozytywnie i udało się!!! Mam syka, którego kocham nad życie.
Strachu całkowicie się nie pozbędziesz, ale on na pewno nie przeszkodzi Ci w zostaniu mamą po raz kolejny :)