Tzn. kiedy już miałam bóle parte, to ledwo łapałam oddech między parciami i czułam, że się jakby lekko duszę. Całe ciało "wyciskało" Malutką, to ciało, to był jeden wielki skurcz, każda jego cząstka wykonywała tak ogromną pracę, a do tego ten paraliżujący ból krzyża, że w rezultacie nie czułam, jak Mała wychodziła :D
Tzn. gdy była nisko i już mówili, że widac główkę, to czułam po prostu meeega ucisk i takie napieranie. Takie w sumie dziwne wypełnienie w środku. Ale nie bolało to miejsce. Właśnie wcale, a wcale. Dla mnie parcie było czymś dosyc miłym. Wewnętrznie miłym, bo ogólnie niezwykle ciężkim - pracochłonnym. Ale wraz z pojawieniem się ochoty na parcie wstąpiły we mnie nieskończone pokłady energii - adrenalina. W sumie parłam 40minut..
Nie czułam, kiedy wyszła już główka i nikt mnie o tym niestety nie poinformował. Oczy miałam non stop zamknięte, więc nie mogłam tego też zobaczyc. Potem wyszło całe ciało, ale nie czułam tego również. Myslę, że dlatego, że tam na dole wszystko było baaardzo napięte i pozbawione czucia, a głównie czułam ucisk skurczów i chęc parcia nawet w oczach heh :D
Cięzko to opisac, To dziwne uczucie.
I najpiękniejsze.. kiedy tuż po parciu, gdy właśnie nie wiedziałm, że to już koniec, położyli na mnie.. moje własne dziecko (!), to moment nie do opisania! Uczucie parcie od razu zniknęło, z resztą wszystkie uczucia i bóle opusciły organizm i pozostał tylko szok i wyczerpanie. Ale jednak królowała wewnętrzna radośc i niedowierzanie.
Super przeżycie ;)