Najpier wyje do księżyca, ale jak już zaczynamy jechać to się uspakaja - ostatnio jest bardziej marudny, bo pogoda chyba mu nie służy a jeszcze jak się przypadkiem przebudzi z czyjąś pomocą to tylko rączki żadne tam wózeczki.
Dziś byliśmy "w mieście" i po przebudzeniu się tak płakusiał bidulek, że musiałam dzwonić po męża (dobrze, że dał radę). Bo chyba zginęlibyśmy tam marnie na oko 25 min od domu :(