2010-08-20 12:05
|
Dziewczyny gdzie waszym zdaniem leży granica wolności w związku?Myślicie, że samodzielne wyjście koleżankami jest w porządku czy też dla was absolutnie nie do pomyślenia?Hmm jak określić granice wolności, żeby nie skrzywdzić drugiej osoby, a jednocześnie nie przesadzić w drugą stronę? Da się być z kimś, nie uważać go za swoją własność, dać mu wolność, a jednocześnie wymagać i być szczęśliwym? Myślicie, że im krótsza *smycz* tym szybciej się zerwie?
TAGI
Odpowiedzi
Bo jak neima zaufania to i granica jest bardzo mala, ja osobiscie jestem zazdrosna ale Piotr moze wyjsc z kolegami na miasto osttanio byl do 3 oczywiscie mis ie humor psuje wydzwaniam co chwile ale moze isc heh. Ja jak nie bylam w ciazy to chodizlam na dyskoteki a Piotr siedzial z mala i nei robil takich akcji jak ja.Ale i ja i mysle ze on wiemy na co moge Sobie pozwolic na taniec normlany oczywiscie pogawedki ale nigdy w zyciu nei ukrywalam ze mam meza i obraczka swieci sie na palcu zawsze.Mysle ze granice u kazdego sa inne
Ja osobiście nie mam nic przeciwko jak M. wychodzi gdzieś sam z kolegami. Ale gdyby się to zdarzało często i zawsze chciałby wychodzić beze mnie to coś by tu raczej nie grało. Sama też nie czuję potrzeby wychodzenia bez niego. No chyba, że się umawiam z dziewczynami na absolutnie babski wieczór. Takie sytuacje też nie mają miejsca co wieczór, więc M. nie ma mi tego za złe ;)
Przepraszam, raz jak wyszedł z kolegami na piwo i wrócił o 2 w nocy to się nie odzywałam do niego cały dzień. Ale nie dlatego, że tak późno, tylko dlatego, że nie wziął ze sobą kluczy i musiałam na niego czekać (już byłam w ciąży). Jak wrócił to ja nie mogłam zasnąć i miałam noc w plecy :/
ja może powiem tak jesteśmy razem już 5 lat przszło w tym 2 lata małżeństwem i szczerze mówią trzy razy byłam bez niego gdzie kolwiek mam na myśli dwa razy impreza i rz spotkanie klasowe. Ale jest to przyczyną tego że nie lubię chodzić sama bo się dziwnie czuję...jakoś już tak mam że każdą wolną chwilę wolę spędzać z nim niż z kimś innym i żeby nie było wcale mi się nie nudzi....
Dlatego pytam jak to u Was jest...
Ja nie miałam bym nic przeciwko żeby On wychodził z kolegą/kolegami gdzieś...No ale On nie wychodzi(niestety)....
U mnie ehh....Zaraz jest gadka : moglaś szaleć jak byłaś 'młoda' albo sama... i od słowa do słowa zaczyna sie kłótnia 'nie pasuje to sobie zmień' ....ehhh
Od uczuc jakie daży się drugą osobę.
Nie można każdego związku wrzucic do tego samego wora nie da się tak dlatego nie ma możliwości porównania swojego związku do czyjegoś.
Osobiście mnie wkurza jak mi się ktoś do związku wchrzania a wiadomo baby wścibskie jak nie wiem co i może niektórym dobrym przekupom wydaje się że są najmądrzejsze bo wkońcu miały tyle związków za sobą,niektóre rodziny założyły i są "takie szczęśliwe" po pierwsze nie słuchaj innych dobra koleżanka nie wtrynia Ci się w zwiazek tylko mówi Ci,żebyś zrobiła tak jak Ty uważasz jak Ci będzie lepiej jeśli sama płaczesz i chcesz coś odbudowac to owszem może pomóc ale w żadnym związku nie wtrącaj znajomych.
To zdecydowanie owocnych plonów nie da.
Względem uczuc sądzę że jeśli znajdziesz tą drugą połówkę takie pytanie zdac Ci się wtedy może takie błache.
Bo jeśli kochasz wiesz co robic,nie masz wtedy żadnych ograniczeń.
Musisz sobie sama ustalic warunki ze swoim partnerem tak żebyście się czuli dobrze.
Ja nigdy nie należałam do typa imprezowiczki,mój partner również na dyskotece byłam dwa razy w swoim życiu,raz jako małolata z kuzynką,drugim razem z moim mężem :)
Więc mnie nie ciągnie do wyjśc z koleżankami a tym bardziej kolegami bez mojego mężczyzny oczywiście.
Mamy swoją grupkę przyjaciół i każdy akurat ma partnera lub partnerke :) żonę,męża,chłopaka czy dziewczynę i tą grupą chodzimy wszędzie,zwiedzamy różne miejsca,organizujemy ogniska i różnego typu imprezy kolejną np.jutro i świetnie się razem bawimy.
Ja sobie nie wyobrażam byc gdzieś bez mojego męża,nieraz moje znajome chciały mnie wyciągnac do baru i powiem szczerze,że nie bawiłam się dobrze wiedząc że moje kochanie siedzi sam w domu i na mnie czeka tak samo jak On wychodzi z kumplami z pracy to ja się martwie i strasznie nudzę i tęsknie więc staramy się nie fundowac sobie wzajemnie takich wrażeń,razem nam o wiele lepiej :D Owszem da się z kimś byc nie uważając go za swoją własnosc ale czy wtedy ten związek jest faktycznie poważny ?
Bo jeśli kogoś kochasz chcesz by ta osoba była Twoja na zawsze i ta druga strona pragnie tego samego.
Ja zdecydowanie uważam swojego męża za mojego a On mnie za swoją :) kochamy się i nie wyobrażamy sobie zycia bez siebie.
Względe wymagania hm...tu mi dałaś do myślenia bo ja od Niego niczego nie oczekuje i nie wymagam i On odemnie też,po prostu staramy się życ tak by nam było ze sobą dobrze.
I zdecydowanie nie jestem zdania im krótsza smycz tym szybciej się zerwie,jeśli ma się zerwac to się zerwie czy to krótka czy długa bez różnicy.
Po prostu staraj się postawic na miejscu drugiej osoby ja jestem zazdrosna jak mój mąż by poszedł z jakąś inną chociażby znajomą do baru no bez przesady i On także byłby wściekły jak ja bym poszła z moim znajomym,tylko po co ?
Nie lepiej isc ze swoim partnerem ?
Codziennie robic jakąś inną nową wspaniałą rzeczy z tysięcy możliwości ? Odkrywac miłości i to jaki świat potrafi byc piękny z tą drugą osobą ? :)