Kochane dziewczyny,
Dziękuję Bogu i swojemu lekarzowi, że 24 maja 2017r. przeżyłam najwspanialszy dzień w moim życiu!
Zacznę od tego, że w poniedziałek na ostatniej wizycie w 38tc lekarz na USG zobaczył nieprawidłowości w budowie nerki Witusia (pisałam o tym na blogu). I tego dnia zdecydował, że im wcześniej tym lepiej, cięcie zaplanowaliśmy więc na środę. Do środy umierałam ze strachu.. to były najgorsze dwa dni w moim życiu. Nadeszła środa, dzień zero. Oczywiście nocy nie przespałam, a rano o 8:00 przyjechaliśmy do szpitala. Byłam tak zestresowana, tak płakałam.. Na izbie przyjęć z płaczu nie mogłam wypowiedzieć ani słowa, nie mogłam opanować stresu, wypełnić dokumentów. Wpadłam chyba w jakaś totalną panikę, bo przywołano położną z oddziału, żeby mnie uspokoiła. Do teraz nie wiem, dlaczego byłam tak przerażona.. cięcie miało być zaplanowane, pierwszego synka też w ten sposób urodziłam, szpital i personel jest wspaniały, więc byłam naprawdę w komfortowej sytuacji. Ale niestety wtedy miałam w głowie jedną myśl: uciekam stamtąd i nie chcę przez to przechodzić. W końcu jakoś się uspokoiłam, położna wykazała się ogromną wyrozumiałością.. szłam z nią na oddział, pomogła mi opanować ten ogromny lęk. Gdy przekroczyłam próg sali na której przygotowywano mnie do zabiegu cały stres minął. W jednej sekundzie :) Położna połączyła mnie do ktg, przeprowadziła wywiad, pobrała materiały do badań i poinformowała lekarza że jestem gotowa. Zjawił się mój lekarz prowadzący i dwóch ginekologów, popytali o moje opuchnięte oczy, pośmiali się ze mnie że plakałam. Kazali się zrelaksować, cieszyć narodzinami dziecka. To były moje ostatnie chwile w ciąży. Łukasz cały czas był obok, cały czas razem przeżywaliśmy te emocje. Przeszłam na salę operacyjną. Było tam tyle ludzi.. Oczywiście w maseczkach, chyba z 10osób i mój lekarz. To było przytłaczające, takie poważne, czułam że od nich zależy moje życie. Znieczulenie podane w kręgosłup było dla mnie bezbolesne, choć anestezjolog krzyczała, że źle się wypinam, że źle leżę. Była wredna. Zwyklinałam ją pod nosem i przewróciłam się na plecy, ledwo, ledwo, bo nogi miałam już drętwe. Starałam się zapamiętać każdy szczegół tych chwil, bo pierwsza ciąża rozwiązana była cięciem robionym na szybko, w ostatniej chwili, nie byłam przygotowana na to psychicznie. Tym razem chciałam inaczej. Lekarz co chwilę pytał mnie czy wszystko dobrze, położna trzymała za rękę. Słuchałam jak podczas dobierania się do synka opowiadali sobie kto gdzie leci na urlop :) Usłyszałam, że jeden z lekarzy w tym szpitalu dzień wcześniej wygrał 7tys. zł w RMFie :D Miałam w głowie wtedy helikopter, bałam się że stracę przytomność, pytałam czy mogę zaspać, czy to normalna reakcja, czy już umieram. Podano mi tlen i utrzymałam świadomość, słyszałam jak wyjmują syna. Czułam te pociągnięcia, wszystko czułam bezboleśnie. Lekarz krzyknął w ostatniej chwili do drugiej ginekolog "uszko, jego uszko odplącz!". Po chwili usłyszałam płacz :)) to była najpiękniejsza melodia w moim życiu. Wituś płakał. Nie darł się na całe płuca, tylko płakał jakby śpiewał. Do tej pory tak melodyjnie płacze :) Neonatolog go przyjął, po chwili przytulono mi moje zawiniątko do twarzy. Był cały mokry, tłusty, nie spodziewałam się tego. Położono mi go tak na twarz, że nie mogłam nic powiedzieć ani go ucałować, tylko w myślach krzyczałam że kocham go nad życie!! Musiał to czuć, bo przy mnie uspokoił się i słuchał. Ten nasz pierwszy dotyk był cudowny. Cudowny. Przez te wszystkie miesiące czekałam na ten moment. Jesteśmy już w komplecie, Dorian ma brata, mamy upragnione drugie dziecko. Spełniło się moje marzenie :) Wit jest zdrowy, cudowny! Śpi teraz.obok w kołysce. Nawet nie wiedziałam, że lecą mi łzy.. kończę.
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 7 z 7.
Gratulacje jeszcze raz , jak ja poszłam na swoje cc z Basią to bylam ździwona , że ta sala taka mała :P a anestezjolog był bardzo miły ciągle mnie rozsmieszał i robił nam zdjęcia po wszystkim ;)