Ja mysle, ze to jest tak: karmienie piersia nie jest (szczegolnie w momentach skokow rozwojowych) zawsze takie latwe, jak to sie przedstawia.
Niestety, w ogolnej wyobrazni kobiet pokutuje przekonanie, ze albo karmie piersi i dziecko spi 4 godziny i jest szczesliwe i zadowolone, albo: jezeli chce czesciej, do tego nie daj boze placze (tak! butelkowe dzieci nie placza) to znaczy, ze sie nie najada.
Mamy faze przyspieszonego wzrostu i... dziecko karmione piersi musi napedzic produkcje mleka. Butelkowemu damy po prostu wieksza porcje mleka. Piers musi przestawic sie na produkcje wiekszej ilosci mleka. Stad dziecko chce czesciej byc karmione. Ze jednak nie od razu tego mleka jest wiecej, to dziecko moze byc zniecierpliwione.
Fakt jest taki, ze troche trudu to kosztuje, a dziecko to nie maszynka, ktora ma guziczek i cak: jest ciche, najedzone, teraz moze spac.
Tez ma swoje zle humorki, moze mu cos dolegac... itd. Moze marudzic...
Moje zdanie jest takie: kto chce karmic piersia ten bedzie to robil, pomimo tego, ze nie jest latwo. Kto szuka ciagle powodow, zeby przejsc na butelki, nie jest calkowicie przekonany do tej metody karmienia malenstwa. Wiec moze rzeczywiscie nic na sile. W takim wypadku lepsza jest butelka. Zestresowana matka, ktora karmi dziecko piersia wbrew sobie, albo czuje sie przy tym nieswojo... Po co to? Butelkowe dzieci tez zyja i sa zdrowe...