ROZMAWIAŁAM KIEDYŚ Z MATKĄ,KTÓRA STRACIŁA CÓRKĘ-MIAŁA 4 LATKA-ŚLICZNA,MAŁA SZŁA W KUCHNI I NAGLE SIĘ POŚLIZGNĘŁA UDERZYŁA GŁOWĄ I STRACIŁA PRZYTOMNOŚĆ,PRZYWIEZIONO JĄ NA OIOM MIMO OPERACJI I CAŁEGO ZAANGAŻOWANIA PERSONELU ZMARŁA PO 5 DNIACH-TO JEST STRASZNY BÓL.
2011-04-28 21:17
|
jestem też na innym forum dziecko.info.pl
i ostatnio bardzo dużo czytałam tam o stratach dzieci ok 38-41tyg ciąży
zdrowiutkie dzieci nagle umierały w brzuszku
mamy 1,5 rocznego synka,tak chciałam miec drugie dziecko i obsesyjnie o nim myślałam,kiedy się starac itp.teraz szczerze mówiąc obleciał mnie taki strach,nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w której straciłabym dziecko przy samym finale...okropne to co się dzieje,dlaczego Bóg tak doświadcza rodziców?
Odpowiedzi
ROZMAWIAŁAM KIEDYŚ Z MATKĄ,KTÓRA STRACIŁA CÓRKĘ-MIAŁA 4 LATKA-ŚLICZNA,MAŁA SZŁA W KUCHNI I NAGLE SIĘ POŚLIZGNĘŁA UDERZYŁA GŁOWĄ I STRACIŁA PRZYTOMNOŚĆ,PRZYWIEZIONO JĄ NA OIOM MIMO OPERACJI I CAŁEGO ZAANGAŻOWANIA PERSONELU ZMARŁA PO 5 DNIACH-TO JEST STRASZNY BÓL.
ja jestem obecnie w drugiej ciąży i nie ma dnia żebym nie bała się o tą która już jest na świecie jak i o tą którą mam w brzuszku ale takie już niestety jesteśmy troskliwe matki :P. boję się ale bez dwóch zdań WARTO
w tej chwili ma 10msc ogolem w szpitalu spedzilysmy 4,5msc przeszla dwie rozlegle operacje. Miesiac sie z nia zegnalam bo na oiomie byla jednego dnia stabilna drugiego na moich oczach zaczynalo spadac jej cisnienie i saturacja i zchodzila tak sie to powtarzalo rowny miesiac ale niunia wiedziala ze musi walczyc dla mamusi nie chciala mnie osierocic i teraz mam moja zwariowana wariatke i mimo naszych przejsc i wiecznych niekonczacych sie problemow nie zamienilabym jej na najzdrowsze dziecko na swiecie:) wszystko jest do przerzycia... w takich chwilach nie myslalam o sobie i o tym jak cierpie wiedzialam ze ja muusze byc twarda dla niej ze nie moge plakac przez miesiac dzien w dzien siedzialam od od7 do 19 przy jej inkubatorze bo tylko tyle pozwalali na oiomie i mimo tego ze nawet nie pozwalali mi jej dotknac ja spiewalam jej kolysanki modlilysmy sie razem opowiadalam jej o tym jaki bedzie miala wozeczek jak bedziemy spacerowac kiedy wyjdzie ze szpitala... widac bylo nasza wiez... pamietam jedna sytuacje to byla jedyna sytuacja w ktorej sie rozplakalam kiedy moj aniolek zegnal sie juz ze mna. Lekarze zbiegli sie nad nia i zaczeli reanimowac a ja stalam pod sciana i plakalam proszac Boga ze jesli i tak ma mi ja zabrac to niech zrobi to szybko juz teraz natychmiast i w tym momencie mala wrocila jak by nic sie nie dzialo... po tamtych momentach wiem ze cuda istnieja i dopiero z niektorych zdaje sobie sprawe dopiero teraz;)
A dziś moja przyjaciółka straciła dziecko. W 9 tc.
Dlaczego tak jest?
Na nic nie zdadzą się tłumaczenia- wykluczenie słabszych organizmów, nie wiadomo jakie by się urodziło, Pan Bóg wie co robi... Rodzice muszą opłakać swoje dziecko i przede wszystkim mieć na to czas.
Ale przede wszystkim nie możemy się bać samej ciąży z tego powodu- choć lęk o dziecko jest wpisany w naszą naturę- bo w naszym życiu nie wszystko zależy od nas, i to nie ważne czy zrzucimy to na karby Pana Boga, czy losu. Co do Boga to tych których kocha doświadcza.
Swoją drogą tak sobie myślę, czy moje dziecko nie dlatego jest zdrowe i dobrze się rozwija, że ja nie jestem zbyt silna psychicznie...
U nas byly dwie wizje snute przez lekarzy 1. Mala sie urodzi i uumrze za chwile po porodzie 2. Mala przejdzie dluuga walke z choroba i albo da rade albo nie.
w tej chwili ma 10msc ogolem w szpitalu spedzilysmy 4,5msc przeszla dwie rozlegle operacje. Miesiac sie z nia zegnalam bo na oiomie byla jednego dnia stabilna drugiego na moich oczach zaczynalo spadac jej cisnienie i saturacja i zchodzila tak sie to powtarzalo rowny miesiac ale niunia wiedziala ze musi walczyc dla mamusi nie chciala mnie osierocic i teraz mam moja zwariowana wariatke i mimo naszych przejsc i wiecznych niekonczacych sie problemow nie zamienilabym jej na najzdrowsze dziecko na swiecie:) wszystko jest do przerzycia... w takich chwilach nie myslalam o sobie i o tym jak cierpie wiedzialam ze ja muusze byc twarda dla niej ze nie moge plakac przez miesiac dzien w dzien siedzialam od od7 do 19 przy jej inkubatorze bo tylko tyle pozwalali na oiomie i mimo tego ze nawet nie pozwalali mi jej dotknac ja spiewalam jej kolysanki modlilysmy sie razem opowiadalam jej o tym jaki bedzie miala wozeczek jak bedziemy spacerowac kiedy wyjdzie ze szpitala... widac bylo nasza wiez... pamietam jedna sytuacje to byla jedyna sytuacja w ktorej sie rozplakalam kiedy moj aniolek zegnal sie juz ze mna. Lekarze zbiegli sie nad nia i zaczeli reanimowac a ja stalam pod sciana i plakalam proszac Boga ze jesli i tak ma mi ja zabrac to niech zrobi to szybko juz teraz natychmiast i w tym momencie mala wrocila jak by nic sie nie dzialo... po tamtych momentach wiem ze cuda istnieja i dopiero z niektorych zdaje sobie sprawe dopiero teraz;)
Śledziłam Twój blog od początku i podziwiam Cie za to jaka jesteś wytrwała, wierzysz zawsze, że wszystko będzie dobrze, wspierasz swoja kruszynkę w walce, jesteś młoda, a jednak dojrzała, brawo dla Ciebie i Twojej kruszynki.w tej chwili ma 10msc ogolem w szpitalu spedzilysmy 4,5msc przeszla dwie rozlegle operacje. Miesiac sie z nia zegnalam bo na oiomie byla jednego dnia stabilna drugiego na moich oczach zaczynalo spadac jej cisnienie i saturacja i zchodzila tak sie to powtarzalo rowny miesiac ale niunia wiedziala ze musi walczyc dla mamusi nie chciala mnie osierocic i teraz mam moja zwariowana wariatke i mimo naszych przejsc i wiecznych niekonczacych sie problemow nie zamienilabym jej na najzdrowsze dziecko na swiecie:) wszystko jest do przerzycia... w takich chwilach nie myslalam o sobie i o tym jak cierpie wiedzialam ze ja muusze byc twarda dla niej ze nie moge plakac przez miesiac dzien w dzien siedzialam od od7 do 19 przy jej inkubatorze bo tylko tyle pozwalali na oiomie i mimo tego ze nawet nie pozwalali mi jej dotknac ja spiewalam jej kolysanki modlilysmy sie razem opowiadalam jej o tym jaki bedzie miala wozeczek jak bedziemy spacerowac kiedy wyjdzie ze szpitala... widac bylo nasza wiez... pamietam jedna sytuacje to byla jedyna sytuacja w ktorej sie rozplakalam kiedy moj aniolek zegnal sie juz ze mna. Lekarze zbiegli sie nad nia i zaczeli reanimowac a ja stalam pod sciana i plakalam proszac Boga ze jesli i tak ma mi ja zabrac to niech zrobi to szybko juz teraz natychmiast i w tym momencie mala wrocila jak by nic sie nie dzialo... po tamtych momentach wiem ze cuda istnieja i dopiero z niektorych zdaje sobie sprawe dopiero teraz;)
Kiedy słyszę o śmierci dziecka, kilkuletniego, nowo narodzonego albo jeszcze w łonie matki, łzy spływają mi po policzkach i serce z żalu pęka...
Miłość matki do dziecka, zarówno tego jeszcze nienarodzonego jak i tego, które już jest na świecie jest nieskończona, tak samo jak ból po stracie.
Nie przeżyłabym tego to wiem na pewno. Na samą myśl że kogoś mogło to spotkać zbiera mi się na płacz....
Takie rzeczy wg mnie nie powinny się po prostu zdarzać. Żałuję, że świat na którym żyjemy taki jest.
Ale osobiscie nie wyobrazam sobie tego.Ktos kiedyś powiedział,że jak umra rodzice to jest sie sierota,jak małżonek- to wdowa?wdowiec,ale nikt nie wie jak nazwać rodziców po stracie dziecka.Będzie dobrze:)