38tc. Właśnie wróciłam sobie ze zjazdu na uczelni (bo kto by się spodziewał dwa tygodnie przed terminem, no nie ;D), poszliśmy z mężem w odwiedziny do rodziców. Wróciliśmy, ostatnia (hehe, jeszcze o tym nie wiedziałam) zachcianka - lody czekoladowe, koniecznie z lidla. W międzyczasie poszłam pod prysznic, poczułam że coś wręcz gorącego spływa mi strużką po nogach. Ale stwierdziłam, ze to pewnie pęcherz nie daje rady, w końcu pod koniec ciąży ma do tego prawo. Położyłam się spać... i znów, kolejna partia wód. Zaczęły się skurcze, najpierw co pół godziny, zaraz co 15 minut, więc dopakowałam torbę i pojechaliśmy na IP. Okazało się że rozwarcie zerowe, ale położyli mnie na porodówce. Częstotliwość skurczów była coraz większa i coraz bardziej bolesne. Aż dziw, że nie przeklinałam (to taki mój sposób radzenia sobie z bólem - żeby nie było, że jakaś patologia;)). Tak od przyjęcia do szpitala(23) do rana rozwarcie zrobiło się 1palec, więc mnie straszyli, że jeszcze kolejne 8 godzin przede mną. Myślałam, ze się tam poryczę. Na szczęście młody się zlitował i po 15 minutach miałam już na 4 palce i niestety nie załapałam się nawet na głupi gaz rozweselający. Ledwo zdążył mąż przyjechać... i o 7.45 maleńki był już z nami:) A pierwsze co mówiłam, zanim jeszcze mi go dali.... to, że jestem strasznie głodna;)
A ja jak tylko mi ją zabrali, to mówiłam, że chce jeść, no ale prawie dwa dni nie jadłam, bo mi dać nie chcieli.. Sknerusy ;/ ;DOdpowiedzi
Haha, a ja głupia nic nie przemyciłam ;)