ja zaczęłam palić 2 lata temu (stara a głupia), bo mój facet pali i tak sobie ubzdurałam, że go ruszy jak zobaczy że mnie w nałóg wciąga, ale nic z tego.
jak zaszłam w ciążę, to czytałam o szkodliwości palenia, żeby sobie na wyobraźnię podziałać, ale ze średnim skutkiem :/
gdzieś po tygodniu, odkąd się dowiedziałam, zaczęłam ograniczać (z 30 dziennie, do 12 papierosów. jak mi się chciało jarać, to myślałam sobie "za 5 minut", i czasem zapominałam, że mi się chciało. też nie zaciągałam się tak, co dawało tyle, ze jak się zaciągnęłam, to zaczęło mi się robić niedobrze.
a potem... hurra!! odrzuciło mnie :) czasem zapalę, jak się wkurzę, ale tłumaczę sobie, że wcześniej jakoś inaczej radziłam sobie z emocjami, nie paliłam, więc skoro kiedyś umiałam, to teraz też muszę umieć.poza tym i tak ten 1 papieros na 2-3 tyg mi nie smakuje, pierwszy wdech mam z odruchem wymiotnym, nie zaciągam się też,bo puszczę pawia. potem szoruję zęby i ręce, bo mi śmierdzi...
i wiem, ze mogłabym ten odruch pokonać, "rozpalić" się na nowo, gdybym w pewnym momencie nie spróbowała z tym walczyć.
ale ciągnie mnie... nie tyle do nikotyny, tylko tego gestu. jak jestem na kawie, albo jak gdzieś na kogoś czekam... ale jak sobie pomyślę, ze chce mi się palić, to mnie na wymioty zbiera. boję się, że potem do tego dziadostwa wrócę :/ jak mój facet nie rzuci...
i rację mają dziewczyny - jak ktoś nie palił, nie zrozumie. tak jak ja nie rozumiem, jak komuś może alkohol smakować, i jak ktoś nie rozumie mnie, że jak nie zjem czegoś słodkiego, to się trzęsę...
i prawdą jest, że nie wolno rzucać od razu, raz bo to szok dla dziecka,a dwa, że to jest taki stres dla matki, że szok ;) a chyba każdy wie, że stres dziecku nie służy.