Niekoniecznie aż zrozumie, bo jeszcze nie wszystko da się jej wyjaśnić, ale staram się zawsze powiedzieć dlaczego tak a nie inaczej
Czy tłumaczysz dziecku dlaczego czegoś nie dostanie, gdzieś nie pojdzie??Czy jak powiesz nie dostaniesz, nie pojdziesz to tak ma być bez tłumaczenia
TAK- tłumaczę dużo mówię aż zrozumie
NIE- dzieci wiedzą co i dlaczego więc nie musze się produkować i tłumaczyć, nie to nie i koniec
Od pewnego czasu jestem strasznie wsciekła.Wstyd sie przynać ale ja do synka cześto głosno mówię/krzyczę. Mój syn odkad tylko skończył tak 2 lata i 3 miesiace, rzadko się mnie słucha. Przebywam z nim non stop, radzę sobie sama ,bez niczyjej pomocy. Zawsze synkowi wszystko tłumaczyłam dlaczego np nie pojdzie gdzieś(bo się zle zachował), nie kupie mu czegoś(bo coś nawywijał) nie dostanie czegos(bo się nie słuchał) nie może czegoś robić(bo tak nie wolno). Tłumaczę mu zawsze dośc, jak by to napisać, długo, powoli, dokłądnie tak żeby zrozumiał. Czasami zdarzy mi się że idąc ulicą musze na niego krzyknąć i idąc np z tesciową zaraz jest "nie krzycz bo ludzie słuchają" za przeproszeniem wkur*** mnie to strasznie i ostatnio zaczełam sie odpyskowywać w sensie "niech słuchają" albo "co mnie to". Wiem może i głupie/złe, ale już nie mogę. Aha bo chodzi dokąldnie o to że syn się np uprze że bedzie prowadził wozek na spacerze albo gdzieś musi isc/zostać/ ktos musi być. Tym samym te jego fochy i chęc postawienia na swoim bardzo mnie irytują i wtedy własnie np krzyknę lub sadzam sa siłe w wozku.
Wczoraj rozmowa wieczorem i maż mówi że ja mu za dużo tłumaczę, że jak sie pwoie NIE to ma być nie bez dyskusjii, więc mu powiedziałam "a skąd dziecko ma wiedzieć za co czegoś lub przez co ma tego nie zorbić, chyba trzeba mu wytłumaczyć aż zrozumie". Cała rozmowę w sumie napedziła teściowa bo stwierdziła że ja go nauczyłam wysiadania i prowadzenia wozka i że jak ma siedzieć to powienien siedzieć a nie chodzić. Już nic sie nie odzywałam bo przecież jak dziecko które nie chce siedzieć ma na siłe siedzieć? Znów byłaby awantura żeby go wypuscic, tym bardziej że jak z nim spaceruje to on tak robi bo od początku mu na to pozwalałam, przecież to nie jest chyba szkodliwe że dziecko wysiadzie z wozka i się trochę przejdzie?? NIe zawsze go wysadzam jak chce czy wymusza, jedynie tam gdzie wiem że chce isc..Co do prowadzenia to go odzwyczajam także jest już lepiej i tak isę nie buntuje.
Tesciowa w ogole mimo dobrego kontakty z nia coraz cześciej mnie wkurza. Bedzie się chciało komuś poczytać to może przeczyta te moje wywody dzisiaj.. Mieszkamy z nia góra/doł, a do wnuka przychodzi na 5 min i to jeszcze w biegu raz na jakis czas. Jak przyjdzie a syn chce się z nią bawić to zaraz jest "to ja ide bo coś tam muszę zrobić" a siadzie i patrzy na gównienie seriale.Albo siadzie i chce właczyc TV i układac z nim puzzle cały czas, a on już się nimi znudził i nie bedzie ich układał przez 8 h. A potem np stwierdza "jak pojdę na emeryture to pojdziesz do pracy" na co zawsze ja "dzieki syn do przedszkola a ja się rozejrze za pracą, tym bardziej że ma ojca który się nim po przedkoszlu zajmie". Zawszę sie organizowałam żeby jak najmniej się jej prosić i w sumie może z 4 razy przez jego trzy letnie zycie z nim siedziała. Wkurza mnie bo ona dużo właśnie robi takich drobiazgów i mówi co mnie wkurzają i potem rzutuja na taka niechęć zostawiania go z nią, a ona chyba nie rozumie tego że sobie poradzimy bo ma i matke i ojca i że jest zastąpiona(tym bardziej że specjalnie się nie rwie do pomocy).. Jest dużo takich drobiazgów o których mogłabym napisać ale już nie bede się rozpisywać, najważniejsze ze trochę z siebie wyrzuciłam..
Odpowiedzi
TAK |
NIENikt jeszcze nie głosował |
Komentarze
Wyświetlono: 1 - 8 z 8.
Oj barzdzo dużo tłumaczę, dokłądnie, by dziecko wiedziało, nei wyobrażam sobie inaczej ;) i staram się przy tym nie syskutowac pół godziny, jak w kólko powtarza "no ale dalczego?" skoro wiem, że wie. Mówię raz, może dwa dostadnie, dokłądnie ,na wysokości oczu, rządam wręcz potwierdzenia, że słyszała, że wie i dalej już nie gadam o tym ;) Chcoiaż ogólnie rzadko kiedy muszę czegoś zabraniac ;)
w tym wieku tłumacz prosto np ni pojdziemy bo mama jest już zmeczona i koniec tematu , takie długie tłumaczenie przynosi odwrotny skutek , matka nawija makaron na uszy a dziecko nie słucha ;)
arletka
Zależy od sytuacji, czasami wystarczy "nie, bo taka była umowa" czy własnie" nie, bo musimy iśc do domu robić obiad", a czasami dłuższy wywód typu" w nocy nie można tak głośno krzyczeć, bo na dole mieszkają małe dzieci i śpią, a jak je obudzimy to będą płakały" itp.
Czasami prze to 'nie" jest dzika awantura, np jak koniec bajek, i foch i piski bo bajki bo to bo tamto. Wtedy tylko kucam, patrzę w oczy aż przestanie wrzeszczeć i spokojnie mówię, żę nie bo umowa była na tą konkretną, teraz pobawimy się klockami.
A niech sobie poprowadzi ten wózek trochę, zobaczy że jest niewygodnie i sam odda, jak wychodzicie też niech idzie sam, zmęczy się i sam wsiądzie :)
Bierz go trochę sposobem :) Jak Hanka chce koniecznie iść bez podania rączki na przejśćiu, to chodzimy po trawie, aż jej sie znudzi i będzie chciała iśc dalej i sama da rączkę :)
Tłumaczę zawsze ale krótko i zwięźle, prostymi słowami, bo dwulatek nie ogarnia całego wszechświata jeszcze ;)
Moi teściowie też są tacy, że jak już wpadną, to jakby na siłę, posiedzą chwilę, kawę tylko czasem wypiją, a tak to siedzą w fotelu, coś tam pogadają i już chcą leciec, byle by szybciej.. Czasem tylko teściowa ma jakieś przejawy ludzkości i nagle bawi się namiętnie ze starszą z moich córek, ale i tak wpada do nas raz-dwa w miesiącu na chwilkę tylko. A jak my do nich przychodzimy, to też często akurat mają coś do zrobienia w kuchni (np. kanapki do pracy na następny dzień...), albo w domu ogólnie, a i tak w tle gra tv i każdy ogląda, ah, bezsensu takie to jest.. Także to chyba taki typ ludzi po prostu, jak Twoja teściowa.
A co do tego, że dziecko ma takie zgarania, że każdego "ustawia", każe stac w wyznaczonym miejscu, robic jakieś tam rzeczy, które sobei wymysliło, to też normalny etap rozwoju, działa wyobraźnia ;) Moja też tak robi, a więc wiem też jakie to bywa meczące, ale jeśli sie nigdzie faktycznie nie śpieszę, to pozwalam jej na to, ku jej uciesze, tak sie bawimy. Co innego, jeśli się śpieszę, to jej mówię, że idziemy, nie ma na to czasu i musi się słuchac, chociaż często tego nei robi, wewnętrznie sie wściekam, ale próbuję nie dac tego po sobie poznac. CO najwyzej trochę popłącze, no trudno. Albo czekam na nią w drzwiach, a ona wrzeszczy, ze "ona chciała otworzyc drzwi", a ja miałam byc gdzie indziej itp., wtedy mówię, że ja idę i w końcu przychodzi.. ale czasem to trwa..
Co do spacerowania, to ja mojej też pozwalałm wyjsc z wózka, co innego z resztą, kiedy się wyginała i niemal z wózka wypadała i wrzeszczała heh, ale od kiedy skończyłą 1,5 roku to kady sacer na nogach si odbywa, takze trwalo to czasem maxmymalnie dlugo gdzieś dojśc, ale w końcu to spacer ;) gorzej jak się niosło zakupy :P a na dalsze dystanse tylko jechałą w takim autko, który ktoś pchał. A teraz młodszej już nawet pzwalam połazic, bo też się tego domaga, nie widzę w tym niczego złego, po prostu niektore dzieci tego wymagają.
Ja też używam zwrotów typu " Byłes niegrzeczny, robiłes awanture o .. więc teraz bedziesz siedział w domu i nigdzie nie wyjdziemy" , " nie właczysz bajki bo juz jest pozno i jest pora kąpieli i spania" (jest 20 i dobranocka się skończyła ale np w dany dzień nie ogladał nic) "nie bedziesz pchał tego wożka bo jestesmy w miescie i nie wolno, dam Ci poprowadzic np w uliczce". Tylko może że ja mu to powtarzam 3 razy, może za dużó? Za 4 robie co powiedziałam np "przestań płakac to wyjdziesz z wozka"(mówie 3 razy i jak do tych 3 razy sie uspokoi to wychodzi a jak nie to nie) To chyba nie są az takie trudne śłowa dla prawie 3 latka? Tym bardziej że i mówi i rozumie wszystko. Ciagle codziennie od rana mam płacz lub uprze sie na coś. Ostatnio obudził sie o 5 rano chciał mleko, poszłam zrobić a on że nie bedzie pić, więc zaprowadziłam go do siebie do pokoju i mówie "siedz tak długo aż znów nie uśniesz nie ma od rana histeri" więc ja sie połozyłam u nas a on tak siedział 40 min i stwierdził "mama to ja już wypije to mleczko" więc poszłam i zrobiłam. Ja wiem że jak jest czas spaceru to wtedy możemy i isc 5 h, ale gdy rano wychodze np żeby jeszcze wrocic i zrobic obiad to góra na przetrzymanie moge miec tak z 20-30 min. On jest strasznie upartym dzieciek a jego codzienny płacz o coś i chęc ustawienia wszystkiego po jego mysli mnie po prostu dołuje. Tak jest codziennie, cczasami przetrzymam a czasmi po prostu nie daje rady i musze krzyknąć, wtedy dzień zaczyna się od płaczu bo nie postawił na swoim. Syn chowa sie ksiażkowo do 2 llat i 3 miesiecy a teraz to jakiś diabeł sie z niego robi :)