Siódmy dzień po terminie, nic się nie dzieje. Mój lekarz powiedział, że mam czekać do 42. tygodnia (czyli do poniedziałku) i jeśli do tego dnia nic się nie zmieni, to mam się zgłosić do szpitala, w którym chcę rodzić. Ale niestety nie dał mi żadnego skierowania. Poniedziałek, to będzie już 10. dzień po terminie, więc moim zdaniem powinni mnie przyjąć, ale dopadają mnie wątpliwości. Czy któraś z Was też będąc po terminie wybrała się do szpitala bez skierowania i zarazem bez oznak porodu? Nie wiem jak mam się zachować - pojechać i powiedzieć, że jestem już w 42. tygodniu i żeby wyjęli ze mnie w końcu dziecko? ;) Mam stwierdzone nadciśnienie, więc teoretycznie mogłabym się powołać na nie. Tak mi zresztą lekarz kazał zrobić, jeśli przekroczy mi ta górna wartość 160 (a ja cały czas mam "tylko" w okolicy 140).
Jestem już tak sfrustrowana, że w poniedziałek chyba pojadę z bagażami, usiądę na IP i będę tak długo siedzieć, aż się nie zajmą tym moim porodem. ;)
Odpowiedzi
Masz dziwnego gine... ja jestem tydzień po terminie wczoraj byłam i dał mi skierowanie do szpitala na wywoływanie...
Muszą Ciebie przyjąć nawet jeżeli nic Ci się nie będzie działo.
Nawet dla bezpieczeństwa...
Wabkiu to może akurat jak wrócę z Milenką to ty tez już będziesz po ;)