u mnie w mieście są dwie porodówki, kiedy rodziłam pierwszego synka jedna z nich była nie czynna. Dobrze ze udało mi sie dostać do tej drugiej bo inne kobiety zostały odesłane za miasto.Bardzo chciałam zeby mąż był przy mnie i powiedziałam to położnej na co ona warkneła na mnie i powiedziała,że takiej możliwości nie ma i że to nie hotel. I tak skończyłam na stole operacyjnym, mąż niestety nie mógł być przy mnie. dodam,że leżąc na trakcie porodowym miałam co 2 minuty skurcze, a miedzy nimi zasypiałam, chciało mi sie wymiotować, miałam dreszcze i było mi zimno choć na dworze było +30 C. Nikt sie mną nie interesował. sama musiałam sobie z tym radzić, i płakałam za mężem. jak teraz to pisze to aż mam łzy w oczach. Mam tylko nadzieje ze drugie maleństwo przywiatmy już oboje.
przepraszam ze sie rozpisałam