Pierwsze dni po porodzie? enli |
2010-12-21 11:20
|
vote-up

Dobre pytanie

Słabe pytanie

Szczegóły
vote-down

Jeszcze jedno pytanie do Was Mamuśki. Chciałabym się dowiedzieć jak wyglądały wasze dwa (lub więcej) dni w szpitalu zaraz po porodzie. Bo to co przed i do samego porodu mam opanowane:)a przynajmniej wiem w ogólnym zarysie co i jak, ale potem? Jak z byciem z maluszkiem,karmieniem, pionizacją, posiłkami itd.

TAGI

dni

  

pierwsze

  

porodzie

  

12

Odpowiedzi

(2010-12-21 11:32:43) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
claire1983
Hmm.. ja wstałam w drugiej dobie po cc i wtedy przywieźli mi malucha pod opiekę. Pionizacja również w drugiej dobie na moje życzenie bo nie byłam w stanie wstać, dopiero jak dostałam podwójną dawkę leków przeciwbólowych. Później już było tylko gorzej bo ciągle ktoś zawracał głowę. Myślałam że szpital jest po to żeby odpocząć po dość ciężkiej operacji. Ale non stop ktoś d.. zawracał za przeproszeniem. Najpierw rano pielęgniarka ważyła i mierzyła dzieci, później po jakiejś pół godzinie pediatra badała dzieci, za jakiś czas przychodził ginekolog i badał mamuśki, potem położna przynosiła leki, potem śniadanie, potem kazali przenieść się do innego pokoju, potem wzywali na badania usg dzieci, następnego dnia to samo plus badanie krwi dziecka i mojej, stawów biodrowych dzieci, znowu obchody lekarskie, obiad, kolacja i tak w kółko. A w między czasie przychodzili non stop goście, u mnie po 10 osób dziennie było, u dziewczyn z pokoju podobnie. Jeszcze dodam że kilka razy dziennie zaglądała położna laktacyjna i uczyła przystawiać dzieci. W nocy nie było szans na wyspanie się bo co chwile któreś dziecko się budziło i darło niesamowicie a już o 7 rano pierwszy obchód lekarski....Po 4 dobach w szpitalu byłam tak strasznie zmęczona że ryczałam non stop.
(2010-12-21 12:07:13) cytuj
Dni po pierwszym porodzie siłami natury wyglądały tak, 2 godzinki po porodzie zasuwałam przez cały korytarz po swoją bardzo ciężką torbę bo nie miał kto mi jej przynieść, później prysznic i opieka nad maleństwem, przy dzidzi wszystko robiłam tylko panie przychodziły go kąpać i czasami pomagać mi przystawiać, przez 2 godziny od 17-19 były odwiedziny więc większość czasu spędzałam na rozmowie z innymi mamami. Drugi poród przez cc nie mogłam stać przez dobę ale maluszek spał ze mną więc swobodnie go karmiłam i dzwoniłam co jakiś czas po kogoś żeby mu pieluchę zmienić, przystawić do drugiej piersi lub wykąpać, mąż był ze mną prawie cały czas a jak nie on to ktoś inny bo źle się czułam i nie chciałam być sama, również dużo rozmawiałam z innymi mamami. Nie było tak źle miałam ciszę i spokój.
(2010-12-21 12:14:07) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
listopadowa
u mnie była masakra,w 1 dobie.poród miałam łatwy,lekki i przyjemny.ale potem...
urodziłam w nocy,przewieźli mnie na sale koło 3. nie spałam wogóle z tych emocji,i wogóle nowe miejsce itd. rano było piekło.chciałam się podnieść,siąść a w głowie takie wiry jak bym miała mega kaca po 9mies.picia!!przyszła pielegniarka,pomogła mi doczłapać do wc,cały czas stała w drzwiach i mnie pilowała,wysiusiałam się,położyłam i myślałam ze to koniec,śmierć.koło południa,przed przywiezieniem dzidzi kazali iść pod prysznic.bo podobno pomaga,puściłam ciepłą wode i normalnie odlatywałam.puściłam zimną i tak nią się myłam,fakt troszke oprzytomniałam.potem jak zobaczyłam małego wszystko odeszło jak ręką odjął!!!!!

ale pewnie czułam się tak fatalnie,bo dostałam po porodzie krwotoku i straciłam mase krwi
(2010-12-21 12:18:59) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
noma
Urodziłam rano, a po obiedzie wzięłam prysznic. Za drzwiami łazienki była położna w razie jakby zrobilo mi się słabo no i zerkała,czy malutki nie płacze. Poszlo ok. Super sie czułam po tym prysznicu:) Czas schodził mi na karmieniu, przewijaniu, a pomiędzy na drzemkach. Bardzo sie bałam pierwszej nocy z maleństwem. Oboje mało spaliśmy, ale dałam radę.Mały często jadł po troszeczku. Gdy zasypiał biegłam do łazienki na siku, albo odświerzyć się. Połozne co wieczór zabierały małego do kąpieli. Na pożądny prysznic z myciem głowy pozwoliłam sobie, kiedy przyjechal mąż i babcie. Oni, kiedy ja się kapałam opiekowali się małym.
(2010-12-21 12:24:02) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
noma
Zapomiałam napisać, że właściwie czułam się dobrze, jedynie szyte krocze powodowało,że ruszałam się w zwolnionym tempie. Trudno było zwlaszcza wstawać i siadać.
(2010-12-21 12:29:57) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
izzi
Ja bardzo bałam się szpitala i chciałam wychodzić na własne życzenie (taki był plan), ale teraz muszę powiedzieć, że te dni po porodzie były fajne:) Mile wspominam.

Cesarkę miałam z piątku na sobotę o 23:30. Pod narkozą także całkowite wybudzenie trochę trwało - o 3:30 oprzytomniałam, ale pamiętam, że wcześniej ktoś mnie budził i pytał czy chcę zobaczyć dziecko. Nie chciałam.
O 3:30 zaczęłam się rozglądać za personelem (a mało ich było bo to nocna zmiana) i od razu poprosiłam o dziecko. Przynieśli. Położna pomagała mi przystawić malucha do piersi ale nie chciał jeść. Zostawiła mi go (stałam z łóżkiem na korytarzu, bo chyba nie chcieli robić zamieszania w nocy i czekali z "przeprowadzką" na salę do rana) jak to powiedziała "żebyśmy się poprzytulali". Pamiętam, że zasnęłam i wtedy przyszła i powiedziała że go zabiera. O 6 rutynowe mierzenie temperatury (codziennie). O 7 zawieźli mnie na salę. Tam od razu poprosiłam o małego i dostałam go:) Od tamtej pory był już cały czas ze mną. O 8 śniadanie dietetyczne dla dziewczyn po cc. Suchary i czarna herbata. Wstać mogłam dopiero o 10. I zrobiłam to, choć baaaardzo długo trwało zejście z tego wysokiego (!!!) łóżka i baaaardzo bolało! Potem położna mnie skrzyczała i zapytała dlaczego sama wstałam. Podobno miała mi w tym pomóc a ja na nią nie poczekałam (no ale o tej 10 nikt nie przyszedł mi na pomoc!).
Ponieważ była sobota, nie miałyśmy żadnego obchodu. Jedynie dzieciaczki były pod opieką lekarską. Były badane, dostały szczepienia i były ważone. Wieczorem kąpiel. Mogłyśmy same wykąpać, albo się przyglądać albo dać dziecko do wykąpania i czekać spokojnie w łóżku na jego powrót. Ja patrzyłam, bo nie miałam siły się gimnastykować przy kąpieli. Szew bolał.
W niedzielę to samo, rano badania, ważenie itp, wieczorem kąpiel. Do dziewczyn które wyraziły zgodę na badanie przesiewowe słuchu przychodziła w ciągu dnia pani ze specjalnym aparatem i badała uszka. Ale czasem wychodziło że maluch nic nie słyszy (przez zatkane uszka wodami płodowymi) i trzeba było czekać do następnego dnia.
W poniedziałek normalny dzień, więc 6 mierzenie temperatury, a jakoś ok 9 obchód lekarski. Lekarzy było kilku, pytali dlaczego miałyśmy cc, oglądali brzuch, pytali jak się czujemy i to wszystko. We wtorek po obchodzie powiedzieli mi, że wszystko ok i mogę wyjść pod warunkiem że dziecko też dostanie wypis.

Dobra, ponieważ nie pamiętam dokładnie co kiery było to napiszę inaczej:
My rano miałyśmy badanie temperatury, później ciśnienie, odwiedzała nas położna, pomagała przystawiać dziecko, pytała czy są jakieś problemy, była też specjalistka laktacyjna która oglądała nasze piersi i zalecała nosić stanik już w szpitalu, mówiła co robić z nawałem pokarmu, jak przystawiać itp.
Co jakiś czas zaglądała dyżurna położna i pytała czy coś potrzeba, pytała jak dzieci, jak z karmieniem, czy coś pomóc, itp.
Jedzenie w miarę. Ale miałam wrażenie że nie dodawali do niego żadnych przypraw, nawet soli (choć osobiście bardzo mało przypraw używam, więc w tym jedzeniu chyba naprawdę nic nie było), więc było trochę bez smaku. Ilościowo ok, dało się najeść:)
Dzieci miały szczepienia, ważenie i badanie codziennie, pobieraną krew z piętki pod kątem wykrywania mukowiscydozy (za pisemną zgodą matki), pobieraną krew żeby zbadać ilość bilirubiny, niektóre dzieciaczki miały później naświetlania żeby zmniejszyć żółtaczkę (naświetlane dziecko było na sali, koło łóżka mamy!). Dzieci które nie przybierały na wadze tylko traciły, były zabierane kilka razy w nocy (zapewne co 3h) na dokarmianie butelką. Jeśli jakieś dziecko mocno płakało w nocy to zawsze ktoś przyszedł i pytał co się dzieje i pomagał rozwiązać problem. Usg maluszki też chyba miały, ale nie wiem o co chodzi, bo była wtedy wredna pielęgniarka i mi zabrały dziecko i kazały czekać w łóżku, więc nie znam szczegółów.
Mogę dodać jeszcze, że nie pozwalano nam na noszenie dzieci na rękach, trzeba było wozić je w tych specjalnych łóżeczkach. Spały z nami na łóżku zazwyczaj i nikt nie zabraniał. Przebieranie dziecka w nowe ciuszki było po każdej kąpieli. Nie trzeba było mieć swoich ubranek, szpital miał całkiem fajne. Jeśli coś potrzeba było wcześniej bo np dziecko się zabrudziło, wystarczyło pójść do dyżurującej położnej. Tak samo z naszą pościelą jeśli się zabrudziła, z koszulą (były szpitalne, ale mogłaś chodzić w swojej), czy jeśli potrzebowałaś wkłady poporodowe (dawali, nie musiałaś mieć własnych). Jak brakowało ci pampersów, też dali. Więc bardzo pozytywnie.
Na sali ogólnie miałyśmy intymność, bo żadni odwiedzający nie mieli prawa wstępu na salę. Tak więc karmienie, chodzenie z cyckami na wierzchu czy bez majtek było możliwe bez krępacji:)

Najgorszy był wypis ze szpitala, bo o 10 wiedziałam że wychodzę, ale czekałam na wszystkie papiery, potem na położną która mnie sprowadzi na dół i ubierze dziecko w czasie gdy ja się będę ubierała, że zeszło się do po 14.

Pewnie zapomniałam o czymś napisać, ale cóż, pamięć zawodna jest ;)
(2010-12-21 13:21:04) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
wiktoria25
Po cesarce wstałam po 8 godz ale prysznic mogłam wziąć dopiero na drugi dzień z pomocą męża-wcześniej myły mnie położne na łóżku...
Po naturalnym wstałam dwie godz po szyciu, bolało jak diabli ale dawałam ze wszystkim radę, mycie, zajmowanie się maluszkiem, nawet na badania z dzieckiem jechałam. Z karmieniem w oby przypadkach nie było problemów, tylko przy pierwszym popękały mi brodawki, bo ich nie zahartowałam odpowiednio, przy drugim zero najmniejszego bólu :) DZieci miałam cały czas przy sobie :)))
(2010-12-21 13:51:26) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
rika
Ja miałam małą dopiero na drugi dzień po porodzie rano. Wszystko robiłam sama, nikt mi nie pomagał, niczego nie uczyli. Mała spała ze mną w łóżku :) zabierali ją tylko na ważenie i badania. Ogólnie dokarmiali mi ją mimo, ze tego sobie nie życzyłam. Była masakra. Dopiero jak wyszłam do domu to poczułam, ze żyję. Pobyt w szpitalu źle wspominam przez te wszystkie wredne baby...
(2010-12-21 14:29:20) cytuj
Sporo pewnie zależy od szpitala. Ze mną na sali leżała dziewczyna po cc. Córeczkę przywieźli jej zaraz po ważeniu. Położna pomogła przystawić do piersi. Dopóki ona leżała (12 godzin bodajże) przy dziecku pomagała położna i mąż.

Ja rodziłam naturalnie. Dwie godziny po porodzie przeszłam do sali poporodowej, a mąż z maluchem pojechali się ważyć i ubierać. Kiedy wrócili ja poszłam pod prysznic, korzystając z obecności męża, który miał oko na synka. Potem jeszcze go przewinęliśmy i mąż musiał wracać do domu. Był środek nocy :)

Generalnie można było liczyć na pomoc położnych, ale jak się o nic nie prosiło to i nikt nie pomagał, nie przeszkadzał :)

Posiłki to była jakaś masakra. Mąż mnie musiał dokarmiać. Np. na śniadanie biały chleb z jakąś imitacją wędliny (w piątek z powidłami). W pierwszą noc bardzo przydał się termos z herbatą i biszkopty.

Rano pielęgniarka przynosiła termometr, potem przychodził pediatra, następnie lekarz ginekolog. Ok. południa było po obchodach i można było przyjmować gości. Do mnie przychodził tylko mąż, za to siedział ze mną cały dzień - inaczej bym chyba stamtąd uciekła :/

Dzieciaczki były w takich "wózeczkach", i tam przewijałam synka. Spał ze mną w łóżku. Jak ktoś chciał to raz dziennie położna brała dziecko do kąpania. Poza tym parę razy brali dzieci na jakieś badania. Jak się chciało iść do łazienki to można było zawieść dziecko do położnych, ale raczej zostawialiśmy pod opieką innych mam, które w razie potrzeby wzywały położna. Rzadko się to zdarzało, dzieci prawie ciągle spały i nie było za dużo płaczu :)

Wyszłam w trzeciej dobie. Dla mnie pobyt tam był gorszy niż poród :/
(2010-12-21 14:50:36) cytuj
  • żądna wiedzy
  • pomocna
  • aktywistka
  • blogerka
  • dokumentalistka
  • doświadczona
joanna1185
Ja na sali poporodowej byłam ok godz 22:30.Poleżałam z godzinę może półtorej i odważna poszłam się wykąpać bo nie mogłam leżeć w takim stanie:)i zaraz miałam już małego na karmienie.Zjadł i mi go zabrali na noc na fototerapie bo już urodził się z żółtaczką.Więc noc miałam na odpoczynek:)na drugi dzień od samego rana miałam już synka przy sobie.Niestety w szpitalu w którym rodziłam spało się razem z dzieckiem w jednym łóżku i strasznie się bałam że coś mu zrobię bo te łóżka nie są zbyt szerokie i spałam a raczej czuwałam.Posiłki przynosili nam do sali.Kolejnej nocy podłączyli małego na fototerapie którą miałam obok swojego łóżka bo niby tak im wygodniej jak dziecko chce jeść to lepiej jak jest przy matce.Tyle że ja całą noc nie spałam bo Karolowi nie bardzo się chciało leżeć i się naświetlać..więc robiłam wszystko żeby wyleżał jak najwięcej żebyśmy mogli wyjść do domku bez żółtaczki:)

Podobne pytania