Witajcie!
Jestem w 7 tyg.drugiej ciąży (pierwsza poroniona) i wczoraj lekarz mnie poinformował że grozi mi kolejne poronienie ze względu na skąpe plamienia. Dostałam luteinę i sphasmophen i polecenie oszczędzania się. Leżę od wczoraj plackiem i boję się wstawać nawet do toalety :(
Czy któraś z Was kochane Ciężarówki miała podobne problemy??
Odpowiedzi
Ja Nie Miałam takiej sytuacji..Ale Mam Koleżanke która kilka miesiecy temu poroniła...
Z tego co lekarz powiedział to są baaardzo słabe płody.. i Ciężko je utrzymać przy życiu!
Może powinnaś wybrać się do lekarza ginekologa,który głownie zajmuje się parami które nie mogą mieć dzieci,myśle że on Ci coś poradzi na to...! Tak przynajmniej zrobiła moja kolezanka i teraz jest w 4 miesiącu ZDROWEJ CIĄZY...:)
Pozdrawiam!
W 8 tyg. dostalam krwotoku bedac w pracy,to byla taka bardzo ciemna krew i co chwilke czulam jakby ktos odkrecal kran,strasznie sie przestraszylam,serce podeszlo mi do gardla,ale nic nie zrobilam,sama nie wiem,to byl piatek-noc a ja na poniedzialek mialam lekarza,krwawienie zamienilo sie na plamienie w 3 dniu,czyli w poniedzialek a jednak lekarz kazal mi jechac do szpitala bo poronilam i jakby trzeba bylo cos tam jeszcze wyczyscic,szok jak ja plakalam cala droge do domu...pojechalam na pogotowie,i po dwoch godz i miedzy jednym a drugim badaniem powiedziano mi ze zyje,a ja to co zyje...zamurowalo mnie...okazalo sie ze baczek zyje a ja mam krwiaka na sciance woreczka,zaraz przy fasolce,nie dostalam zadnych lekow tylko kazali lezec i lezec,do dzisiaj jestem na zwolnieniu,do tego doszedl mi miesniak w macicy (odkryli teraz i niby juz od dawna)niedawno ale nie wiem kiedy przeszlam bezobjawowo zoltaczke b jestem nosicielem i do tego mam factor V leiden tzn zakrzepice,i zadnych lekowmi nie dali(tak to sie robi w Hiszpani),Na 1 wizyte u gina po szpitalu czekalam ponad 3 tyg. i nic nie moglam zrobic,odpoczywac i nic wiecej,mowie Wam jaja jak berety!!! i tego wszystkiego dowiedzialam sie bedac juz w ciazy.Jest to moja pierwsza ciaza mam 30 lat i wlasciwie nigdy nie myslalam serio o dzieciach,nigdy nie myslalam ze bede je miala,podejscie mojego chlopaka zmienilo moje zdanie i tak bardzo zapragnelam byc w ciazy,dzielic sie tym z nim,urodzic i wziasc na rece takiego malego szkrabka i kochac go juz do konca moich dni.Juz nawet nie boje sie porodu ostatnio ogladajac jeden poplakalam sie ze wzruszenia,mnie moze bolec ale baczek ma sie urodzic zdrowiutki,o nic innego nie prosze,i jak narazie super sie czuje,nie mam mdlosci i widze jak powolutku brzuszek mi sie zaokragla,ale wciaz sie boje ze go strace a nie chcem byc pesymistka.18 lutego mam drugie badania od tego co zaszlo i troszke sie boje a juz widzialam bijace serduszko.Chcem go znowu zobaczyc i chcem zeby wszystko bylo ok a mimo to bardzo sie boje.
Jolcia musimy sobie dac rade z przeciwnosciami losu a co ma byc to bedzie,ja oddaje sie w rece lekarzy i losu.Wkoncu moglam to z siebie wyrzucic :)
To straszne ile musimy wycierpieć żeby mieć przy sobie maluszka, ja jestem po jednym poronieniu a tu druga ciąża i od początku problemy. Szlag mnie trafia jak pomyśle ile jest niechcianych dzieci a co gorsza ile aborcji itd. U nas sytuacja się uspokoiła i lekarz pociesza że już wszystko jest w najlepszym porządku, ale strach pozostał i nawet widok dzidziusia na USG nie jest w stanie mnie uspokoić, bo w głowie ciągle myśl że jutro może być gorzej...
Musimy sobie wmawiać że wbrew wszystkiemu złemu wszystko będzie dobrze :)
ja już też nie boję się porodu i nie obchodzi mnie płeć dzidziusia. Liczy się tylko to żeby był i żeby urodził się zdrowy.